niedziela, 17 maja 2015

3.ich Bin Nicht Ich

Publikuję Wam nowy odcinek. Krótki, ale dużo się w nim dzieje. Mam nadzieję, że się spodoba :*

Rozdział trzeci

Rano obudził mnie dzwonek do drzwi. Nieprzytomny otworzyłem je z wielkim grymasem na twarzy. Gdy tylko zobaczyłem Adama stojącego w progu z nieśmiałym uśmiechem na twarzy, humor mi się zdecydowanie poprawił.

 -Cześć Adam - przywitałem się, ziewając - która jest godzina? - przetarłem pięścią zaspane oczy.
 -Już dziesiąta. Wybacz, nie chciałem Cię budzić - powiedział, wpatrując się w moją nagą klatkę piersiową. 
 -Nie przejmuj się - chwyciłem Adama za koszulę, wciągając jednocześnie do wnętrza mojego domu i przycisnąłem go lekko do ściany. Popatrzyłem w jego oczy.
Całowałem go delikatnie po szyi, tak ostrożnie, jakbym obchodził się z porcelanową lalką. Widziałem pożądanie w jego oczach, widziałem, że jeszcze mu mało. W pewnym momencie złapał mnie mocno za ramiona i brutalnie pchnął a kanapę.
 -Adam! - wrzasnąłem, odpychając od siebie chłopaka - to bolało! Zejdź ze mnie natychmiast! - zacząłem szarpać się, próbując zepchnąć z siebie Adama.
 -Billy, przecież podoba Ci się - złapał za moje nadgarstki, uniemożliwiając mi ucieczkę. 
 -Adam, proszę Cię! Ja nie chcę! - krzyczałem, aż zabrakło mi tchu. 
 -Nie wrzeszcz tak, Billy! - przejechał kziukiem po moich wargach.
 -Nie mów do mnie Billy, chory zboczeńcu!
 -I tak nikt Cię nie usłyszy - zakrył mi usta dłonią i zaczął pospiesznie rozbierać.

Wtedy zrozumiałem. Zrozumiałem, że byłem na przegranej pozycji. 
Zaczął dosłownie zdzierać ze mnie ubrania, byłem w szoku. Zaufałem mu, kochałem go. Dlaczego nie ma tutaj Toma, do jasnej cholery! Dlaczego ten pieprzony idiota musiał wyjechać? Dlaczego mnie zostawił? Dlaczego nie było go akurat wtedy, gdy najbardziej go potrzebowałem!?
Wyciągnął z kieszeni żel nawilżający. Popatrzyłem na niego zdębiały i przestraszony. On mnie...dotykał, pieścił, całował. Jego bliskość mnie drażniła, w tym momencie czułem ból, strach i ani trochę przyjemności. Wszedł we mnie powoli, ale pewnym ruchem. Bolało. Cholernie bolało! Ten człowiek w tym momencie myślał tylko o sobie. O tym, żeby było mu dobrze. W stosunku do mnie nie był ani trochę czuły, czy delikatny. Dopiero teraz przejrzałem na oczy. Wykorzystał mnie i zapewne planował to od samego początku, gdy tylko ujrzał mnie po raz pierwszy. Nie kochał mnie, a ja oddałem się temu związkowi całym sobą. 

***
 -Do zobaczenia później - zaśmiał się, wychodząc.
 -Pierdol się - odpowiedziałem, sapiąc po cichutku. 

Podniosłem się powoli, aby założyć spodnie, jednak po chwili znów opadłem bezwładnie na kanapę. Do oczu napłynęły mi łzy.
Byłem upokorzony, a ból czułem do tej pory. Chcę umrzeć.

Usłyszałem pukanie do drzwi. 

 -Nie... - jęknąłem, słysząc jak ktoś wchodzi do mojego domu. Zakryłem twarz dłońmi, jak małe dziecko - proszę, odejdź ode mnie. 
 -Bill? - znieruchomiałem, gdy usłyszałem ten męski, dość niski głos. Głos mojego brata.
 -Tom? - spojrzałem na jego zmartwioną minę - co... co Ty tu robisz?
 -Bill, przemyślałem wszystko i...
 -I postanowiłeś wrócić, tak? - przerwałem mu wściekły. Tom spuścił głowę. 
 -Teraz to nieważne - zbliżył się do mnie i zaczął głaskać mój policzek - jestem tutaj, razem z Tobą, Billy.
 -Przypomniało Ci się o mnie? - odwróciłem głowę, nie chcąc, żeby mnie dotykał. Westchnął.
 -Co się stało, Bill?
 -A co miałoby się stać?
 -Przecież widzę. Bałagan chyba sam się nie zrobił - spojrzał z pretensją na mnie - biłeś się z kimś?
 -Nie Twój pieprzony interes - dostrzegłem złość w jego oczach - nie było Cię tutaj ze mną. Gdybyś przyjechał pół godziny szybciej, Ty cwelu.
 -Powiedz mi, co się stało! - krzyknął, a ja rozpłakałem się - Bill!
 -Tom - złapałem go za koszulkę, przyciągając do siebie - zdajesz sobie, kurwa sprawę z tego, że nigdy Ci tego nie wybaczę i nigdy Ci ponownie nie zaufam? Jesteś dla mnie nikim. Już nic dla mnie nie znaczysz. Potrzebowałem Cię, a Ciebie nie było. Dla mnie możesz spierdalać do tej Norwegii i nigdy nie wracać.
 -Zaraz oszaleję! - walnął pięścią w stół, przewracając szklankę, która z hukiem rozbiła się o podłogę - ktoś Ci zrobił krzywdę? - spytał, zaciskając pięści. 
Jeżeli powiedziałbym mu o Adamie, byłby zdolny pójść do niego w tej chwili i bić go tak długo, aż go zabije.
 -Nie, Tom...
 -Powiedz, a oddam mu dziesięć razy mocniej! - wstał zdenerwowany.
 -Poczekaj - złapałem go za rękę - zostań przy mnie - próbowałem zatrzymać go przy sobie. 
 -To powiedz, co się stało.
 -Nic się nie stało. Szukałem czegoś i zrobiłem przy okazji bałagan.
 -Co robi tu Twoja koszulka? - spytał zerkając na nią.
 -Boże! - przewróciłem oczami - przecież wiesz, jaki jestem. Nie lubię sprzątać, a odkąd wyjechałeś zaniedbałem trochę chałupę.
 -Nie wierzę Ci - zmrużył oczy, przyglądając mi się badawczo. 
 -To masz problem - wzruszyłem ramionami - daj mi fajkę - rozkazałem, a on posłusznie dał mi papierosa i zapalniczkę. Zaciągnąłem się porządnie, lubiłem uczucie drapania w gardle. Miałem wrażenie, że wszystkich złych emocji, a przynajmniej ich większości pozbywam się razem z dymem - po co wyjechałeś, co? - spytałem tworząc chmurę dymu - albo inaczej, po co przyjechałeś?
 -Musiałem sobie wszystko przemyśleć - powiedział cicho.
 -Przemyślałeś?
 -Tak.
 -No proszę! I do jakiego doszedłeś wniosku?
 -Że Cię kocham. 
 -Doprawdy? Musiałeś wyjechać na miesiąc, żeby zrozumieć, że kochasz mnie, jak brata?
 -Musiałem wyjechać na miesiąc, żeby zrozumieć, że kocham Cię, ale nie jak brata.
 -Ale przecież twierdziłeś, że nie jesteś pedałem - oznajmiłem, przypominając sobie jego słowa. 
 -Bo tak myślałem, ale doszedłem do wniosku, że...
 -Że fajnie byłoby się mną zabawić - dokończyłem za niego. Pokręcił głową.
 -Że Cię kocham i nic tego nie zmieni, do jasnej cholery! 
 -I Ty myślisz, że się na to nabiorę? - uniosłem prawą brew.
 -Wiem, że potrzebujesz czasu, żeby mi wybaczyć, ale...
 -Wynoś się stąd - podniósł brwi ze zdziwienia - nie chcę Cię tu więcej widzieć. Zejdź mi z oczu.
 -Nie pytam Cię o zdanie.
 -Wyjdź! - krzyknąłem i podniosłem się, ale zaraz poczułem przeszywający ból. Zacisnąłem szczękę i odwróciłem się plecami do Toma.
 -Co jest? - zapytał zdziwiony i zaczął głaskać mnie po ramieniu.
 -Zostaw - jęknąłem - nie zbliżaj się - wzdrygnąłem się na jego dotyk i odsunąłem gwałtownie. 
 -Boli Cię tutaj? - zmartwiony znowu zaczął mnie dotykać po plecach i po rękach, myśląc, że mnie to boli.
 -Tom! Przestań! - wrzasnąłem i rozpłakałem się.
 -Ja... przepraszam - zaczął zdębiały, a ja zwinąłem się z jeden, duży kłębek - czy Ty się mnie boisz? - zmarszczył brwi.
Nie odpowiedziałem mu.
 -Bill? - odwrócił mnie w swoją stronę bardzo delikatnie.
 -Puść - mruknąłem, a łzy spływały mi po policzkach.

Tom westchnął i nie wiedząc, co ze mną zrobić, usiadł na fotelu, naprzeciwko mnie, wyjął komórkę z kieszeni, wybierając następnie numer i przyłożył słuchawkę do ucha.

 -Cześć mamo, jestem już w domu - przewróciłem oczami. Simone nigdy nie miała dla nas czasu i byłem pewien, że tym razem również go spławi. 
 -Tom, nie mogę teraz rozmawiać, pracuję.
 -A kiedy Ty nie pracujesz? - zapytał jeszcze bardziej wkurzony - kiedy ostatnio byłaś w domu? Kiedy ostatnio rozmawiałaś z Billem?
 -Nie teraz, Tom.
 -No ja jebię! Nie pokazuj się tutaj nigdy więcej, bo się wkurwię! - krzyknął i rozłączył się.

 -Bill - usiadł przy mnie i złapał moją dłoń - jestem przy Tobie, jesteś bezpieczny.

Niezależnie od tego, jak bardzo wściekły byłem na niego, potrzebowałem tych słów. Słów, które sprawiały, że czułem się bezpiecznie w ramionach mojego brata.

 -Idę spać - podparłem się na łokciach, żeby się odwrócić, ale zanim zdążyłem wykonać najmniejszy ruch, Tom podniósł mnie i zaniósł na górę.
 -Chodzić to ja jeszcze potrafię - przewróciłem oczami. Ułożył mnie na łóżku i okrył kołdrą, po samą szyję, po czym położył się obok mnie.
 -Kocham Cię - spojrzałem w jego oczy. Zaczął głaskać mnie po policzku. 
 -Ja Ciebie też, Tom - pocałował mnie w czoło, a po chwili oboje usnęliśmy w swoich objęciach. 



Obudziłem się rano, następnego dnia. Byłem cholernie głodny, w końcu nie jadłem nic od wczoraj, a w powietrzu unosił się zapach czegoś dobrego... Wstałem i jak zahipnotyzowany ruszyłem za zapachem, wydobywającym się z kuchni. Ujrzałem Toma, w samych bokserkach i fartuchu. Wybuchnąłem śmiechem.

 -Co Ci tak wesoło? - spojrzał na mnie, przestając na chwilę gotować.
 -Wyglądasz komicznie - przyłożyłem dłoń do ust, próbując powstrzymać śmiech.
 -Oj, daj spokój, Bill - przewrócił oczami - robię to dla Ciebie.
 -Dla mnie przebierasz się za kucharkę?
 -Wcale nie muszę dla Ciebie nic gotować - złożył ręce na piersi, obrażony.
 -Przecież Ty i tak prędzej spalisz całą kuchnię, niż cokolwiek ugotujesz - prychnąłem. 
 -Zrobiłem Ci tosty - pokazał mi talerz. Niby nic szczególnego, a miałem ochotę od razu je pożreć. Dosłownie.
 -Wow, naprawdę nie wiem, jak Ty tego dokonałeś, Tom - zacząłem się z niego nabijać - nawet tostera nie zepsułeś.
 -Jedz, nie marudź - Tom usiadł przy stole, naprzeciwko mnie. Zacząłem badawczo przyglądać się tostom.
 -Przecież Cię nie otruję - zaczął.
 -Pierwszy raz w życiu coś mi ugotowałeś - zmrużyłem oczy i popatrzyłem na Toma.
 -I to oznacza, że chcę Cię zabić?
 -Możliwe.
 -Dobrze wiesz, że jakbym chciał to zrobiłbym to od razu, bez bawienia się w gotowanie - zażartował - smakuje? -pokiwałem głową z pełną buzią. Nagle poczułem w kieszeni wibrujący telefon, numer nieznany.

 -Bill Kaulitz, słucham? - odebrałem.
 -Braciszek postanowił Ciebie odwiedzić? - zdębiałem, gdy usłyszałem głos Adama. 
 -Skąd to wiesz? - wyszedłem z kuchni i zamknąłem się na górze, w łazience. 
 -Przecież widzę.
 -Zadzwonię na policję! - zagroziłem mu, wściekły - nie zbliżaj się już do mnie, ani do mojej rodziny, bo Cię zabiję.
 -Jeśli nie chcesz, żeby coś stało się Twojemu bratu, to przyjdź do mnie, teraz - po moim ciele przeszedł lodowaty dreszcz. 

Rozłączyłem się i pobiegłem na dół.

 -Wychodzę! - krzyknąłem do Toma, w biegu i zatrzasnąłem za sobą drzwi.

Niepewnie zapukałem do drzwi Adama. Po chwili brunet otworzył je i mnie objął.

 -Rób, co każę. Tom pewnie nas obserwuje - szepnął mi wprost do ucha, drażniąc mnie. 

Adam pociągnął mnie za rękę do wnętrza swojego domu. Zaprowadził mnie do sypialni, gdzie stało czterech chłopaków, którzy patrzyli na mnie z pogardą.

 -To Andre - wskazał na najsilniejszego.

Andre zmierzył mnie wzrokiem i zaśmiał się.

 -To jest chłopak? - zaśmiał się - to zwykła szmata!

Zacisnąłem pięści.

 -A jaka groźna na dodatek - każdy zaczął się śmiać.
 -To moi koledzy. Od dziś masz robić to, co Ci każę. Jeśli nie, oni zajmą się najpierw Tomem, a później Tobą. Zrozumiałeś wszystko?

Zacząłem płakać, nie ukrywałem tego, choć wszyscy dookoła się ze mnie śmiali.

 -Możecie ze mną robić, co chcecie, ale proszę, zostawcie Toma - padłem na kolana i z żalem zacząłem ich błagać.
 -Spróbuj tylko komuś coś powiedzieć, a nie poznasz swojego brata - rzucił Andre szarpiąc mnie za skórzaną kurtkę.
 -Masz się zachowywać, jakbyśmy dalej byli razem. Przyjdź do mnie jutro o dwudziestej - podszedł do mnie i wpił się w moje usta. Miałem ochotę go teraz walnąć, ale nie sprzeciwiłem się, bo dobrze znałem konsekwencje. Po pocałunku szybkim krokiem opuściłem jego apartament i ruszyłem w stronę swojego.
 -To był Twój chłopak? - jak tylko otworzyłem drzwi Tom mnie dopadł.

Zachwiałem się. 

 -Co Ci jest? Bill?
 -Tom, ratuj mnie - opadłem bezwładnie w jego ramiona i zasłabłem. 

 -Bill, obudź się! - krzyczał przerażony Tom - podniósł brata i zaniósł do samochodu, po czym najszybciej, jak się da zawiózł na pogotowie. 
Czekając na jakikolwiek znak od lekarza w między czasie próbował dodzwonić się do matki, która jak zwykle nie odbierała.


C.D.N.


2 komentarze:

  1. Biedny Bill! :( A myślałam, że ten Adam to fajny chłopak.
    Strasznie jestem ciekawa, co z Billem, czy coś mu się stało.
    Czekam na następną część :* Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej znalazłam dzisiaj ale strasznie mi się podoba :) czekam na następne rozdziały.
    Weny :D

    OdpowiedzUsuń