poniedziałek, 22 czerwca 2015

4.Ich Bin Nicht Ich

Hej kochani. Dosyć długo mnie nie było, ale brak czasu i chwilowy brak weny (wstyd się przyznawać, bo to dopiero 4 odcinek) Ale na szczęście wszystko jest już ok, poza tym, że nadal nie mam zbytnio czasu. Ale uwierzcie, piszę w każdej wolnej chwili i już powoli tworzę nowe opowiadanie. Odcinek dość krótki, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba. Przed wakacjami najprawdopodobniej pojawi się jeszcze jeden odcinek, a później czeka mnie wyjazd. Ale już po wakacjach obiecuję, że wezmę się w garść ♥ Pozdrawiam i miłego czytania :)


Rozdział czwarty

By Tom
Próbowałem opanować jakoś emocje, ale już dobre pół godziny chodzę zdenerwowany w tą i z powrotem, bo żaden lekarz, czy pielęgniarka nie wyjaśni mi łaskawie, co z moim bratem.
Z sali wyszedł w końcu facet w białym fartuchu, trzymający w dłoniach jakieś papiery. Podbiegłem do niego, czym prędzej i zacząłem krzyczeć.

 -Powie mi pan w końcu, co się dzieje z moim bratem? - dopadłem do niego.
 -Spokojnie, rozumiem, że Pan się martwi, ale proszę się trochę opanować - miałem ochotę mu wygarnąć - Pan Bill teraz odpoczywa, na razie nie może mu Pan przeszkadzać -podniosłem brwi.
 -Czy pan siebie słyszy? - złapałem go za fartuch i zacząłem lekko szarpać - jestem jego bratem, do jasnej cholery! 
 -Za chwilę wezwę ochronę, a naprawdę wolałbym tego uniknąć. 
 -Niech pan sobie wzywa tą pieprzoną ochronę, ale ja chcę wiedzieć, co z moim bratem!
 -Bill w tym momencie odpoczywa. Myślę, że chce pobyć chwilę sam - zamrugałem kilka razy.
 -A ja myślę, że będąc jego bliźniakiem wiem najlepiej, czego on chce - zmrużyłem oczy i spojrzałem na lekarza - wiem również, że zawsze chce, żebym był przy nim, bo wtedy czuje się bezpiecznie - czułem na sobie wzrok wszystkich ludzi w poczekalni, ale nie zwracałem na to teraz uwagi. Facet westchnął.
 -Tu leży pana brat - wskazał mi ręką drzwi do sali, a ja bez zastanowienia ruszyłem pospiesznie do Billa.
Spał, był taki bezbronny. Usiadłem na krześle, przy jego łóżku i złapałem jego dłoń. Odgarnąłem ciemne włosy z jego twarzy i pogłaskałem delikatnie po policzku, uśmiechając się lekko. 
 -Jestem przy Tobie, Bill - powiedziałem i musnąłem brata w usta. 
 -Tom... - usłyszałem nagle. Bill podniósł się powoli, przetarł oczy pięścią i zaczął się rozglądać po pomieszczeniu, w którym się znajdował - dlaczego jestem w szpitalu?
 -Sam chciałbym wiedzieć - położyłem go ponownie na łóżko - zasłabłeś.
 -Nie pamiętam.
 -Ukrywasz coś przede mną? - pokiwał przecząco głową - przecież widzę.
 -Zabierz mnie stąd - przyciągnął mnie do siebie, przytulając.
 -Najpierw mi to wyjaśnij.
 -Proszę. Chcę jechać do domu - prosił.
 -W porządku - westchnąłem - przebierz się, a ja pójdę pogadać z lekarzem. Będę czekał przed szpitalem - kiwnął głową. 
Wyszedłem i podszedłem do tego samego lekarza, któremu przed sekundą robiłem aferę. 

 -Dziękuję, że mnie pan wpuścił i przepraszam za problem - uśmiechnąłem się sztucznie - dlaczego Bill zasłabł? - zapytałem.
 -Nie jestem pewien, ale chyba chodziło o stres, lub przemęczenie - odparł. Przemęczenie odpada, Bill przecież przespał całą noc i cały dzień. Ale co było powodem jego stresu? Może to przeze mnie? Może tak bardzo zdenerwował się na mój widok, że zasłabł? Podziękowałem lekarzowi i opuściłem ten przeklęty szpital. Odpaliłem papierosa i zaciągnąłem się dymem, wsiadając do auta.  


By Bill
 -Kurwa kurwa kurwa kurwa - podbiegłem do drzwi, próbując usłyszeć rozmowę Toma z lekarzem. 
Przemęczenie, lub stres. No ja jebię! Tom nie jest aż tak głupi i skapnie się na pewno, że chodzi o stres, bo moim 24-godzinnym śnie. Ubrałem się i już wymyślałem jakąś sensowną wymówkę. Ale przecież ja nie muszę mu nic mówić! Wyjechał, zostawił mnie, więc teraz nie będę mu się zwierzał, zwłaszcza, że chodzi tu o jego życie. Zarzuciłem torbę przez ramię i wyszedłem ze szpitala, od razu zauważając na zewnątrz nasze czarne auto, do którego pospiesznie wsiadłem. Tom patrzył na mnie oczekująco, paląc papierosa.
 -No na co się tak gapisz, jedź w końcu - zabrałem mu fajkę i porządnie się zaciągnąłem.
 -No Bill, kurwa - walnął w kierownicę - kiedyś nie mieliśmy przed sobą żadnych tajemnic. 
 -Ufałem Ci - odpowiedziałem.
 -Zrobiłem to dla naszego dobra - oznajmił przez zaciśnięte zęby.

Prychnąłem.

 -Jedźmy już, nie mam zamiaru tego ponownie słuchać - odwróciłem wzrok.
 -Wysłuchaj mnie - złapał mój podbródek, obracając głowę i zmuszając mnie, abym spojrzał mu w oczy - popełniłem błąd. Nie powinienem był zostawiać Cię tutaj samego, ale spróbuj postawić się w mojej sytuacji - załamał mu się lekko głos - to nie jest łatwe, gdy nagle własny brat wyznaje Ci miłość. To wszystko mnie przerosło, najpierw rozpad Tokio Hotel, później ta noc... Musiałem wszystko przemyśleć i uwierz, ten wyjazd wcale mi się nie uśmiechał.

Wtedy zaniemówiłem. 

 -Jeśli tak bardzo tego chcesz, mogę Cię zostawić, ale wybacz mi chociaż ten przeklęty wyjazd.
 -Nie chcę, żebyś wyjechał - pogłaskałem go po policzku, a do oczy napłynęły mi łzy - ale podczas Twojego wyjazdu... - zaciąłem się.
 -Co się wtedy stało, Bill? - otarł mi delikatnie łzy.
 -Po prostu bądź przy mnie zawsze, dobrze? - pociągnąłem nosem.
 -Ja muszę znać prawdę - westchnął.
 -Chcę jechać do domu - odwróciłem od niego głowę i skuliłem się w kłębek. Tom, wiedząc, że nie warto się już ze mną dalej kłócić ruszył pospiesznie do domu.


Siedziałem zamknięty w naszym pokoju i co chwilę dochodziły do mnie krzyki Toma i huk opadającego na podłogę szkła. W końcu nie wytrzymałem i zszedłem na dół z pretensją.

 -Co Ty robisz, Tom? - zmarszczyłem brwi i spojrzałem na kilka pustych butelek po piwie na porozrzucanych lub pobitych po podłodze.
 -To...To Twoja wina! - wskazał mnie palcem, pół przytomny.
 -Czy Ty zawsze musisz odreagowywać w ten sam sposób? - westchnąłem, podnosząc butelki z ziemi.
 -Powiedz mi w kooońcu, Bill - złapał mnie za nadgarstki.
 -Co mam Ci powiedzieć? - popatrzyłem w jego zmęczone oczy.
 -Czy Twój chłopak ma coś wspólnego z tym wszystkim? - wybełkotał.
 -Nie, Tom - przewróciłem oczami i zaniosłem butelki do kuchni - chodź, musisz się przespać - pociągnąłem go za rękę do góry, o mało mi się nie wywalił na schodach. Położyłem go w jego łóżku i rozebrałem na koniec całując go w policzek - dobranoc, Tommy - nagle pociągnął mnie za rękę tak, że opadłem na niego i za nic w świecie nie chciał mnie uwalnić ze swojego objęcia.
 -Dobranoc Billy - zasnąłem szybko, czując jak głaska mnie czule po głowie i plecach.



 -Scheisse! - wrzasnąłem i podniosłem się z łóżka, próbując utrzymać równowagę, ale zachwiałem się i wylądowałem twarzą do podłogi. Spojrzałem na zegarek przerażony, było w pół do dziewiątej. Wstałem na równe nogi, kiedy zdałem sobie sprawę, że powinienem być u Adama już od ponad pół godziny - wychodzę - szepnąłem do Toma, ubierając w pośpiechu buty, na co odpowiedział mi tylko cichutkim pomrukiem. 
Stałem pod drzwiami Adama i zapukałem niepewnie. Bałem się, cholernie bałem się konsekwencji. Otworzył, widziałem gniew w jego oczach, złapał mnie za drżącą rękę i wciągnął do środka. Zaprowadził mnie do sypialni, gdzie stało dwóch mężczyzn, których od razu rozpoznałem. Jeden stał z kamerą w ręku i wszystko nakręcał. Natomiast drugi, ten silniejszy miał zapewne pilnować, żebym nie uciekł. 

 -Dlaczego się spóźniłeś? - Adam stanął tuż za mną i teraz dzieliły nas jakieś trzy centymetry. 
 -No bo ja...zaspałem - odpowiedziałem ze strachem.
 -Doprawdy? - Adam odwrócił mnie do siebie i uderzył pięścią w brzuch. Jęknąłem z bólu i skuliłem się na podłodze. Próbowałem wstać, czołgając się po podłodze i próbując złapać oddech. Upadłem ponownie, gdy Andre kopnął mnie w żebro. Po chwili oczy zaczęły mnie szczypać i obraz rozmazał mi się przez łzy. Ktoś podniósł mnie brutalnie, tylko po to, żeby za chwilę rzucić na łóżko. Zamknąłem oczy, próbując zapomnieć o skurwielu, który stał, jak gdyby nigdy nic i filmował, jak jestem bity, poniżany i gwałcony, mając z tego niezły ubaw.
Gdyby Tom wiedział... pozabijałby ich wszystkich za moją krzywdę. Nie darowałby im. Również miał swoje towarzystwo, ale myślę, że byłoby całkiem zbędne, przy furii mojego brata. 

Andre, najsilniejszy i najgroźniejszy właśnie szarpnął mnie za ramię i kazał klęknąć przed sobą.


 -Nawet ładna jesteś - powiedział rozbawiony.
 -Pierdol się - sapnąłem. Czarne kosmyki opadały mi na policzki. Dostałem w nos, aż zacząłem krwawić i dalej znosiłem męczarnie w milczeniu.

Dopiero teraz poznałem Adama. Po pierwsze wiedziałem, że jak sobie coś postanowi, to dąży do celu po trupach. Po drugie był cholernie sprytny i cwany. Codziennie, po wszystkim na koniec wstrzykiwał mi narkotyk, którego z dnia na dzień pragnąłem coraz bardziej. Nie wiem, jaki to był narkotyk, ale był bardzo mocny i ponoć trudny do zdobycia. Adam szantażował mnie, że gdy nie będę do niego przychodził nie da mi narkotyku. A gdy byłem grzeczny, dostawałem na koniec nagrodę, w postaci strzykawki, którą od razu mi wstrzykiwał. Od tamtej pory przeżywałem to piekło codziennie. Traciłem szybko na wadze, zmienił się mój wygląd, nawet charakter, postrzeganie na świat, dosłownie wszystko. Wiedziałem, że tkwiłem w tym i nikt nie był w stanie mi pomóc. Byłem narkomanem, alkoholikiem, zaniedbałem bardzo znajomych, dom i przede wszystkim brata. Brzydziłem się siebie, swojego wyglądu, wystających żeber. Nie chciałem, żeby ktokolwiek na mnie patrzył w takim stanie, patrząc, jak powoli umieram. Ogarnęła mnie fala zobojętnienia na to, co dzieje się wokół mnie. Jeszcze bardziej uczuliłem się na dotyk. Nikomu nie byłem wstanie zaufać. Unikałem ludzi, jak ognia. Przestałem wychodzić z domu. Przestałem jeść, miałem myśli samobójcze. Nie pomogła mi nawet obecność bliźniaka, chodź jeszcze niedawno tak bardzo jej pragnąłem.



Tego wieczoru siedziałem wraz z Tomem na kanapie, oglądając jakieś filmy. Starałem się skupić na fabule, udając, że nie widzę, jak obserwuje mnie przez dobre dwie godziny.


 -Ćpasz? - zmrużył oczy, a ja zastygłem w bezruchu, gdy uświadomiłem sobie, że zapomniałem narzucić na siebie bluzę i chodziłem w krótkim rękawku, odsłaniając przy okazji wszystkie ślady po igłach. Okryłem się pospiesznie kocem, który akurat miałem pod ręką.
 -Co Cię to obchodzi? - wyrwał mi koc i złapał mocno za moje nadgarstki, oglądając z bliska rany na moich rękach.
 -Nie wierzę - parsknął śmiechem. Naprawdę nie rozumiałem, co go tak rozbawiło - powiedz mi w końcu, co się stało, głupi oszuście! 

Wkurzył się.

 -Nic Ci do tego, idioto - zmrużył gniewnie oczy.
 -Ja z Tobą Bill kurwa nie wytrzymam! - krzyknął i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami. Usłyszałem pisk opon i podszedłem do okna w kuchni, patrząc jak odjeżdża.


Dobiła druga w nocy, a Toma nadal nie było, zacząłem się martwić. Wydzwaniałem do niego od kilku godzin, ale miał wyłączoną komórkę. Zadzwoniłem nawet do rozwścieczonego Gusa i Georga, że wydzwaniam o tej porze i ich obudziłem i oboje twierdzili, że nawet nie rozmawiali dzisiaj z Tomem. Zawsze, gdy się kłóciliśmy wsiadał do samochodu i jechał gdzieś, nawet nie wiem gdzie, bo nigdy mi nie powiedział. Tym razem naprawdę go zawiodłem i z pewnością nigdy mi już nie zaufa, tak jak dawniej. 
Wyciągnąłem najlepsze wino z naszego barku i piłem kieliszek po kieliszku, aż miałem zawroty głowy. 
Nic innego nie pozostaje, jak czekać tu na niego niecierpliwie i z nadzieją, że jest cały i zdrowy. Tak więc usiadłem na sofie i po prostu czekałem...

C.D.N.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz