niedziela, 13 marca 2016

14. Ich Bin Nicht Ich

 Cześć! Bez zbędnego przedłużania zapraszam na kolejny rozdział.
Buziaki!

Rozdział czternasty

-A..Adam? - spytałem lekko drżącym głosem. 
 -Tak, a co? Dlaczego się tak zdenerwowałeś? - położyła dłoń na moim czole z troską - jesteś cały rozpalony, co się dzieje?
 -Nie czuję się za dobrze - podniosłem się gwałtownie - niedobrze mi - poczułem odruch wymiotny. Zerwałem się z łóżka i pobiegłem do toalety, zamykając się z niej.
 -Bill? Otwórz, chcę Ci pomóc! - pukała w drzwi, próbując się do mnie dostać. Jedyny posiłek, jaki dzisiaj zjadłem właśnie wylądował w kiblu. Teraz poczułem przeszywający ból w okolicach żołądka i głód. Mógłbym w tym momencie zjeść wszystko co stanie na mojej drodze. Z drugiej strony wciąż czułem obrzydzenie z powodu Adama, przypomniał mi się mój sen. Chcę umrzeć. Chcę umrzeć. Chcę umrzeć. 
Stanąłem przed lustrem i spojrzałem w swoje odbicie... ale to nie mogłem być ja! Blada, wręcz biała, wychudzona, sina, ponura, straszna twarz i bardzo krucha postura. Wyglądałem jak trup i tak się właśnie czułem. Walnąłem w lustro kalecząc sobie dłonie, ale nie czułem bólu, a wręcz ulgę, bo chociaż na chwilę zapomniałem o tym całym bólu psychicznym i krzywdach, jakie mi wyrządzono. Szkło rozpadło się na milion kawałeczków opadając na podłogę.

 -Bill! - wrzasnęła Ashley kopiąc w drzwi. Nie usłyszałem jej nawet, nie zwróciłem na nią uwagi. 

Zrobiło mi się słabo i znów poczułem chęć zwymiotowania. Oparłem się rękoma o umywalkę i spojrzałem na rozbite lustro po raz kolejny. Kropelki krwi spływały po moich rękach sprawiając mi przyjemność. A raczej ulgę. 

 -Adam - wycedziłem przez zaciśnięte zęby, spoglądając na niego w lustrze. Bam! Walnąłem w lustro po raz kolejny i kolejny, aż ściana została pusta ze śladami mojej własnej krwi, a milion szklanych kawałeczków ubrudzonych czerwonym płynem leżało na podłodze. Zrobiłem parę kroków kalecząc sobie stopy i usiadłem w kącie zdesperowany.

 -Tom! Przyjdź tutaj, potrzebuję Cię, Tom!  - zacząłem go wołać, mając nadzieję że za chwilę zjawi się tutaj i przytuli mnie do siebie, obroni i pobije każdego, kto zrobił mi krzywdę. W akcie kompletnej desperacji, samotności, depresji, pustki i czarnej dziury, która z każdą chwilą pochłaniała mnie coraz bardziej sięgnąłem po kawałek szkła leżącego na podłodze. Całe moje dłonie były pocięte i strużka krwi spływała po moich rękach robiąc niewielkie kałuże na podłodze. Popatrzyłem na swoje nadgarstki. Chcę zniknąć. Jeżeli zniknę, znikną również moje problemy, a także ja przestanę być problemem dla innych. Czy to nie najlepsze wyjście? Lepsze niż siedzenie w psychiatryku i rozmyślanie nad sensem swojego życia? Tom... dla niego żyję, dla niego istnieję i dla niego jestem. Ale Toma już nie ma i nigdy nie będzie! Miał mnie bronić, miał złapać mnie gdy się potknę, zanim upadnę, miał być przy mnie do końca życia. Ale zostałem sam... bez brata, bez przyjaciół, bez matki, bez chłopaka. Nawet się nie zorientowałem, kiedy przejechałem ostrzem po swoim nadgarstku robiąc głęboką ranę. Uff! Ból psychiczny zniknął. Zrobiłem jeszcze jedno nacięcie i jeszcze jedno... W efekcie czego po chwili zaczynałem powoli tracić przytomność. Ktoś z krzykiem podbiegł do mnie zmartwiony i przerażony.

 -Bill, co ty zrobiłeś!?
 -Tom? - mruknąłem. Powieki zamknęły się same, mimo mojej woli.
 -Billy! Nie zasypiaj! Zaraz wezwę pomoc! - dopiero teraz rozpoznałem głoś zatroskanej pielęgniarki. Mojej Ashley. 
Popatrzyłem na nią i mimowolnie zjechałem wzrokiem na podłogę pełną mojej krwi i roztłuczonego szkła. Spojrzałem jej w oczy, uśmiechnąłem się i zasnąłem.


Pierwsze co poczułem po przebudzeniu to niemożliwy ból. Otworzyłem powoli oczy i złapałem się za zabandażowane nadgarstki. 

 -Bill? - usłyszałem znajomy głos obok siebie.
 -Hum? - odwróciłem głowę i zobaczyłem Gustava i Georga. Zamrugałem kilka razy z niedowierzania, że to naprawdę oni. Georg złapał mnie bardzo delikatnie za dłoń, a Gustav chodził po pomieszczeniu nerwowo w tę i z powrotem - gdzie ja jestem?
 -Jesteś w szpitalu, Bill - powiedział spokojnie Georg. Gustav jak na razie milczał, ale widziałem furię w jego oczach, której nie mógł w żaden sposób ukryć. Po raz pierwszy rolę się odwróciły i tym bardziej opanowanym był Geo. 
 -Gdzie moja matka? - spytałem, gdy zauważyłem że nie ma jej w pokoju. 
 -Jest w drodze.
 -Zadzwoń do niej i powiedz, że nie chcę widzieć jej na oczy - rozkazałem. 
 -Nie zrobię tego - pokiwał przecząco głową.
 -W takim razie też się wynoście! Mieliście na tyle odwagi, żeby zostawić mnie samego w psychiatryku, więc teraz też Was nie potrzebuję! Wypad stąd kretyni! - próbowałem się podnieść, ale poczułem ból w okolicach żołądka i z powodu, że nie miałem siły więcej wymiotować i nawet nie miałem czym wybiłem sobie ten pomysł z głowy i znów opadłem bezwładnie na miękkie poduszki. 

 -Nie - powiedział, a ja spojrzałem na niego z rozdziwionymi ustami. 
 -Ale jak to kurwa nie? 
 -Zabieramy Cię do domu.
 -Do domu? - szepnąłem i popatrzyłem na Gustava. Wciąż chodził w kółko i nic nie mówił, nawet na mnie nie spojrzał. Zaczynał mnie wkurwiać. Georg podniósł mnie delikatnie i przytulił do siebie. Pogłaskał mnie po głowie i pocałował w czoło nie uwalniając z lekkiego uścisku nawet na chwilę. To nie był Tom, ale czułem się bardzo bezpiecznie w jego ramionach. Przymknąłem oczy czując ciepło bijące od niego - potrzebowałem Was bardzo - zacząłem robić kółeczka na jego umięśnionej klatce piersiowej. 
 -Nawet nie wiesz, jak za Tobą tęskniliśmy. Martwiliśmy się. Codziennie po kilka razy wydzwanialiśmy do Ashley spytać jak się czujesz. Przepraszam, że nie byliśmy przy Tobie. Byliśmy przekonani, że to Ci pomoże. Zawsze chcemy dla Ciebie jak najlepiej. Ale nie wiedzieliśmy, że... to się może stać - zerknął na opatrunki na moich rękach. 
 -Byłem samotny! Nadal jestem.
 -Już nie. Toma jeszcze z nami nie ma, ale jestem ja i Gustav. Nie zostawimy Cię już nigdy. To był wielki błąd i wiemy o tym. 
 -No nie wiem, Georg - wtuliłem policzek w jego klatkę piersiową i poczułem jego bijące serce - nie wiem czy mogę Wam zaufać. Już raz mnie zawiedliście. Kosztowało mnie to życie. No, prawie. 
 -W porządku, rozumiemy Cię. Damy Ci czas na wybaczenie nam i...
 -Ale ten czas już może nigdy nie nadejść, skarbie - spojrzałem mu w oczy. Przez chwilę zastanawiał się co ma powiedzieć bo na pewno nie spodziewał się takiej reakcji z mojej strony.
 -Zrozumiemy to - powiedział niepewnie i nie był do tego za bardzo przekonany.   
 -Tak? - pogłaskałem go po policzku.
 -Tak.
 -I znikniecie z mojego życia już na zawsze gdy Was o to poproszę?
 -Nie! - aż się wzdrygnął - przyjaciele są po to, żeby pomagać i wspierać!
 -Ale nie są od zostawiania kogoś samego wśród psycholi, myśląc że ktoś całkowicie oszalał tylko dlatego, że boi się o życie swojego brata. 
 -Zapomnijmy o tym - powiedział, a ja prychnąłem. Jakby to było takie proste, to owszem, chciałbym zapomnieć o tym wszystkim.
 -Ja nigdy nie zapomnę. - przestałem go przytulać i położyłem się wygodnie w swoim łóżku - a Ty Gustav? Nie masz mi nic do powiedzenia? - nie usłyszał mojego pytania i nawet na mnie nie spojrzał - widzisz? - popatrzyłem na Georga - czuję się, jakbym w ogóle nie istniał. 
 -Nawet nie wiesz, co on przeszedł! Prawie miał załamanie nerwowe! Wciąż nie może do siebie dojść. Podziwiam go, że w ogóle dał radę tutaj przyjechać. Od kilku godzin nie jest w stanie wydobyć z siebie żadnego słowa. Na Twoim miejscu dałbym mu spokój, bo w tym momencie przypomina bardziej tykającą bombę, niż spokojnego Gustava. 
 -Jak to załamanie nerwowe? - otworzyłem usta ze zdziwienia. 
 -Nawet nie wiesz, ile tabletek wylądowało w jego żołądku, zanim tu przyjechaliśmy. Wyniszczy siebie. 
 -Chcesz mi teraz robić wyrzuty sumienia? 
 -Nie. Jasne, że nie. Chcę o tym zapomnieć, Bill.
 -Zawieź mnie do domu. Teraz - wyciągnąłem ramiona w jego stronę. Georg wziął mnie na ręce i zaniósł aż do samochodu, tak jakbym sam nie potrafił chodzić o własnych siłach... których w sumie mi bardzo brakuje.
 -Ale jesteś lekki. Bardzo schudłeś - przewróciłem oczami.
 -Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że wyglądam, jak trup, ale nie musicie mi tego wypominać.  


 -Moja matka przypadkiem nie miała tutaj przyjechać? - prychnąłem, przypominając sobie o niej w samochodzie.
 -Napisała mi smsa, że stoi w korku - zaśmiałem się. 
 -No to napisz jej, proszę, żeby nie pojawiała się w domu, bo będzie z nią bardzo źle.
 -Bill...
 -No co? I tak ją już stamtąd wywaliłem. Bywała w domu raz na ruski rok, więc teraz niech sobie też coś wykombinuje - wzruszyłem ramionami i złożyłem ręce na piersi - wszystko mi jedno. Byleby nie pokazywałaby mi się więcej na oczy.
 -W takim razie sam jej to powiedz - podał mi swoją komórkę. Wybrałem numer i zadzwoniłem do niej, robiąc awanturę i wyrzuty sumienia. A co tam, niech zapamięta, że mnie się nie wykorzystuje! Rozłączyłem się i miałem szczerą nadzieję, że to był ostatni raz kiedy z nią rozmawiałem. 


Dom... ten słodki i ciepły zapach mojego domku. Brakowało mi jego. W końcu przez dwa miesiące musiałem leżeć na szpitalnym łóżku w tym pachnącym szpitalem, okropnym pomieszczeniu. Nigdy więcej!

 -Co z Natalie? - wszedłem powoli do mieszkania, a za mną szedł Georg. Gustav źle się czuł, nie chciał z nami rozmawiać, tylko od razu pojechał do domu odpocząć. 
 -Z Natalie? - odwróciłem się do niego.
 -Polubiłem ją. Nie była u mnie w szpitalu?
 -Była nawet kilka razy. Potwornie się o Ciebie martwiła, jak my wszyscy z resztą. - podszedłem do drzwi i zakluczyłem je, żeby nie mieć tu niechcianych gości. 
 -Daj mi jej numer - podszedłem do przyjaciela i spojrzałem mu w oczy.
 -Sama Ci go zostawiła na szafce gdy u Ciebie była. Wziąłem go, ale... - złapał się za głowę, myśląc nad czymś intensywnie - cholera! Komórkę i karteczkę zostawiłem w samochodzie Gustava.
 -Nie szkodzi - podszedłem jeszcze bliżej - później mi go załatwisz.
 -Jasne. Bill?
 -Tak? - objąłem go patrząc głęboko w oczy.
 -Mogę tu zostać z Tobą? Chcę się Tobą zaopiekować i...
 -I przypilnować mnie?
 -Ehm... Nie, ale... Chodzi o to, że... Chcę mieć pewność, że nic Ci nie grozi, okej?
 -W porządku, będziesz spał w łóżku...Toma - wzdrygnąłem się i zakręciło mi się w głowie. 
 -Wszystko w porządku? Strasznie blady jesteś.
 -Tak, wszystko okej. Daj mi tylko trochę wody - poprosiłem i poszedłem do salonu. Usiadłem wygodnie na kanapę, a właściwie to opadłem na nią delikatnie ze słabości. Wszystkie złe wspomnienia wracają. Adam, Tom, tamten dom i ci faceci...
 -Masz. Pij. - po chwili Georg usiadł obok mnie ze szklanką wody w dłoni, którą mi wcisnął. 
 -Dzięki Georg. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobił - złapałem go za dłoń, a do oczu napłynęły mi łzy.
 -No co Ty Bill? Nie płacz, przecież ja Ci tylko podałem szklankę wody - uśmiechnął się. 
 -Gdybyś Ty tego nie zrobił, to usechłbym tutaj na kanapie, bo nawet nie mam siły wstać. 
 -Musisz coś zjeść. 
 -Nie ma mowy! 
 -Dlaczego!?
 -Bo zwymiotuję!
 -Nie możesz popaść w anoreksję! Nie dopuszczę do tego nigdy!
 -W jaką anoreksję? - przewróciłem oczami - mam zbyt dużo problemów na głowie, żeby przejmować się jedzeniem, albo moim wyglądem!
 -Na razie dużo pij, okej? Wieczorem Ci coś ugotuję - skinąłem głową. Martwił się o mnie i opiekował się mną. Taki przyjaciel to prawdziwy skarb. Wiem to i doceniam go. - a teraz możemy porozmawiać?
 -Ale o czym?
 -O tym - złapał za moje nadgarstki i przejechał kciukiem po ranach, przyglądając się nim dokładnie - dlaczego to zrobiłeś?
 -Bo czułem się samotny. 
 -Czyli to jednak przeze mnie.
 -Nie, no co Ty, nie obwiniaj siebie. To wszystko mnie przerosło. Ta tęsknota, powrót złych wspomnień. To za dużo jak dla mnie. Nie jestem na tyle silny, by to przetrwać... - Georg złapał mnie oburącz za twarz i przybliżył delikatnie do siebie. 
 -Ale łącząc nasze siły przetrwamy wszystko. - łzy zaczęły spływać ciurkiem po mojej twarzy, a ja wtuliłem się zmęczony w Georga. Położył się wygodniej na kanapie i pociągnął mnie za sobą, tak że leżeliśmy obok siebie. Ja, wtulony w tors mojego przyjaciela od razu zasnąłem. Po raz pierwszy od bardzo dawna położyłem się spać szczęśliwy, w efekcie czego śniły mi się same fajne sny. Tom się odnalazł, wybaczył mi, ja wybaczyłem mu i razem żyliśmy długo i szczęśliwie. Oby tak było naprawdę...


C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz