piątek, 27 listopada 2015

Rodzinny Dom - Rozdział 4

Po długiej przerwie wstawiam Wam odcinek. Pewnie jesteście zdziwieni, dlaczego ona w ogóle nastąpiła. Chciałam napisać kilka odcinków do przodu, żeby więcej nie było akcji z przełożeniem terminu :) No chyba, że gdzieś wyjadę i nie będę miała możliwości napisać notki. Albo tak jak w tej, że chciałam zrobić dłuższą przerwę pomiędzy odcinkami, żeby napisać je dłuższe i na spokojnie. 
Miłego czytania :*


Rozdział 4

Chodziłem w kółko z jednego pomieszczenia do drugiego poznając przy tym jeszcze lepiej dom i zastanawiając się co robić, bo było mi potwornie nudno. W jednej chwili pomyślałem, że może pobiegam trochę na bieżni, ale później przypomniało mi się, że drzwi do siłowni były blokowane i tylko specjalna karta była w stanie je otworzyć. A jako, że jeszcze nie dostałem takiej karty zmuszony byłem dalej bezsensownie chodzić z góry na dół. Georg chyba siedział w swoim pokoju zamknięty, bo nigdzie go nie widziałem, mi to w każdym razie szło na rękę, bo nie miałem ochoty oglądać tego głupiego snoba! Rozłożyłem się na moim łóżku i zacząłem serfować po kanałach szukając czegoś ciekawego w TV. Takiej ogromnej plazmy w życiu na oczy nie widziałem. Mimo, że miałem do wyboru ponad pięćset różnych kanałów dalej nie znalazłem nic sensownego. Szukam, szukam i szukam...aż nagle trafiłem na jakiś kanał muzyczny, akurat pokazywano jakiś zespół. Przymrużyłem lekko oczy i zacząłem wsłuchiwać się w melodię, która po chwili bardzo mi się spodobała. Po kilku minutach piosenka się skończyła, a po niej była następna i następna tego samego zespołu. Od czasu do czasu skrytykowałem coś w myślach. Nawet nie wiem kiedy ten czas tak szybko zleciał, bo za chwilę do mojego pokoju weszła Vera z dwiema wielkimi puszkami farby. Widać, że zależy jej, abym dobrze się tu czuł zważając na jej szybką decyzję o przemalowaniu i przemeblowaniu całego pokoju tylko dla mnie. Z resztą przecież będę tu mieszkał przez najbliższe sześć lat, więc prędzej czy później zapragnąłbym jakiejś zmiany.

 -Cześć Tom - przywitała się uśmiechnięta - rozmawiałeś z Georgem?
 -Nie widziałem go, odkąd wyszłaś.
 -Pewnie znowu wyszedł - zdziwiłem się słysząc obojętność w jej głosie. 
 -Nie zabroniłaś mu przypadkiem wychodzić? - zapytałem.
 -Jest już prawie dorosły - stwierdziła.
 -Prawie.
 -Jak zostaniesz kiedyś ojcem to zrozumiesz.
 -Co mam zrozumieć?
 -Pewnie wydaje Ci się, że jestem zbyt łaskawa dla mojego syna. Wiem, że nie każdy rodzic tak postępuje. Nie jestem zła na niego, że wychodzi, mimo że mu tego zabronię, bo wstyd przyznać ale ani ja, ani Gordon nie mamy zbytnio czasu na niego, a on potrzebuje uwagi, nawet nie wiesz jak bardzo. 

Chwilę patrzyłem na Verę analizując jej słowa i zastanawiając się, o co jej tak naprawdę chodzi. 

 -Miałam na myśli to, że jeśli nie ma nic sensownego do robienia w domu, to nie mam mu za złe, jeśli wyjdzie do kolegów - powiedziała widząc moją zdziwioną twarz.

To wszystko wydawało mi się tak głupie i bez sensu, że głowa boli.

 -Mogę o coś spytać? - zapytałem.
 -Tak?
 -Po co mnie adoptowaliście, skoro nie macie dla mnie czasu? - walnąłem prosto z mostu, a Vera zamrugała, przez chwilę zastanawiając się co odpowiedzieć.
 -Daj czas swojemu bratu - słowo "brat" od zawsze kojarzyło mi się tylko z jedną, wyjątkową i niepowtarzalną osobą, więc na początku zmarszczyłem brwi nie wiedząc, o kim mówi.
 -Przyrodniemu bratu - poprawiłem ją. 
 -Dla obu z Was jest to nowość. Nagle znienacka poznajesz nową osobę, która jest dla Ciebie obca i mimo, że możesz jej nie polubić to masz świadomość, że przeżyjesz z nią kilka, kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt lat.

Na samą myśl zrobiło mi się słabo.

 -Ale gwarantuję Ci, że jeśli dacie sobie trochę czasu to polubicie się. 
 -Sam nie wiem. Od początku niemiło mnie przywitał, wyśmiewał się ze mnie i nie chciał w ogóle rozmawiać. Ja nastawiłem się raczej pozytywnie, ale jak mogę dać szansę komuś, kto od razu mnie przekreśla i patrzy na mnie z góry uważając się za lepszego?
 -Mój syn ma taki charakter, ale znam go i wiem, że trochę się pogniewa, ale później sam będzie Cię prosił o choćby krótką rozmowę. 

Prychnąłem. 

 -Jakoś w to nie wierzę. To raczej on czeka, aż ze łzami w oczach będę go prosił o przebaczenie, a jeśli on będzie miał dobry humor, w co raczej wątpię, zrobi mi łaskę i wybaczy. Tak to widzę - powiedziałem rozmyślając się.

Vera zrobiła trochę urażoną minę.

 -Przecież wiesz, że nie mam na celu obrazić Twojej rodziny, czy coś. Ale sama wiesz jaki jest Geo.
 -Powtórzę to, co wcześniej powiedziałam - daj mu czas.
 -Ok - pokiwałem głową - nie zależy mi na tym, żeby się z nim kłócić, ale... - już chciałem znowu zacząć zwalać winę na niego, ale Vera domyślając się tego przerwała mi.
 -W taki sposób nigdy się nie dogadacie - westchnęła.
 -Nie rozmawiam teraz z nim, tylko z Tobą - wzruszyłem ramionami.
 -Nieważne - westchnęła ponowie - trzeba zacząć w końcu ten remont.
 -Nie czekamy na ojca? - spytałem zaskoczony.
 -Nie - zaczęła wlewać farbę to koryta malarskiego.
 -Będziesz to wszystko sama robiła? 
 -Nie sama, tylko z Tobą - wcisnęła mi wałek w dłoń.
 -Super! - ucieszyłem się, bo myślałem, że wezwie chociaż jakąś ekipę do malowania, a tak to mogę zrobić to po swojemu według własnego pomysłu - skoczę jeszcze szybko do łazienki - powiedziałem w biegu w drodze do wc. Kiedy wróciłem wszystko meble były odsunięte od ściany na co najmniej metr. Ile mnie tu nie było?

 -Jak to zrobiłaś? - stanąłem w progu zdębiały.
 -Georg mi pomógł.
 -Myślałem, że wyszedł - oznajmiłem łapiąc za wałek i maczając go w farbie.
 -Siedział grzecznie przez cały czas w swoim pokoju.

Prychnąłem po cichu tak, żeby Vera nie usłyszała. Traktowała mnie jak małego księcia i była bardzo miła w stosunku do mnie, ale niestety zbyt naiwna. 

Moje ściany były jasno beżowe, więc od razu mogliśmy je przemalować. Poszło nam to bardzo szybko, bo ciągle tylko rozmawialiśmy i opowiadaliśmy sobie różne historie z naszego życia, podczas pracy świetnie się bawiłem i uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Polubiłem Verę, ale jeszcze nie na tyle, aby jej w stu procentach zaufać.
Po skończonej pracy przyglądałem się dumnie ścianom trzymając w ręku i popijając co chwilę słodką lemoniadę. Wyobrażałem sobie rozmieszczenie nowych mebli, plakaty, którymi już niedługo ozdobię całe ściany i... no właśnie, czegoś mi tu brakuje, a właściwie kogoś. To że nie wspominam o Billu nie znaczy, że o nim zapomniałem! Staram się o tym nie myśleć, ale w głowie wciąż dudni mi jego płacz z tęsknoty za mną. Po policzku spłynęła mi łza.

 -Wszystko w porządku? - wytarłem łzy rękawem i odwróciłem się jak na komendę. 
 -Tak - uśmiechnąłem się. 
 -Płaczesz?
 -Coś mi wpadło do oka - zacząłem pocierać powiekę i tak jak się spodziewałem Vera w to uwierzyła. 
 -Zadowolony z koloru?
 -Tak, bardzo - powiedziałem i jeszcze raz przebiegłem wzrokiem cały pokój.
 -Cieszę się, jutro pojedziemy po meble. Ale to trochę droższa farba i strasznie długo schnie. Będziesz musiał zanocować kilka dni u Georga.

Zacząłem kląć w myślach.

 -Na ile? - spytałem niechętnie próbując nie dawać po sobie tego rozpoznać.
 -Na co najmniej cztery dni.
 -A co jeśli podczas snu Georg mi coś zrobi i już nigdy się nie obudzę? - spytałem całkiem poważnie, a Vera tylko spojrzała na mnie z politowaniem próbując utrzymać powagę, ale widziałem, że ledwo powstrzymuje się od śmiechu.
 -Co to jest w ogóle za farba? 
 -Bardzo droga. Utrzymuje się na ścianach praktycznie już na zawsze i tylko przemalowanie jest w stanie pozbyć się tego koloru.
 -Pewnie kosztowała fortunę. Dziękuję.
 -Staram się, abyś czuł się tutaj jak najlepiej.
 -Wiem.
 -Ok, przygotuję Ci śpiwór u Georga - powiedziała mierzwiąc moje włosy.

Poszliśmy do pokoju małego snoba, miał tam wystarczająco dużo miejsca, żebyśmy obydwoje się pomieścili. Vera położyła na podłogę kilka kołder i poduszek, a na to dopiero śpiwór i dwa duże koce . Z pewnością miałem teraz wygodniejszą miejscówkę, niż ogromne łóżko Georga.

 -Niestety muszę już zmykać do pracy. Nie będzie mnie z ojcem całą noc i wrócimy dopiero jutro wieczorem, także bądźcie proszę grzeczni.
 -Jasne - odpowiedzieliśmy jednocześnie.

Gdy Vera wyszła, z braku innego ciekawego zajęcia zacząłem przeglądać magazyny, które wcześniej zwinąłem z salonu. Położyłem się na brzuchu, na śpiworze i widziałem kątem oka jak Geo podszedł do okna upewniając się, że Vera już pojechała, po czym usiadł znowu na swoim łóżku i zaczął mnie obserwować.

 -Na co się tak gapisz? - spytałem w końcu podnosząc się.
  -Co? Coś Ci się wydaje.
  -Przecież widzę, głupi nie jestem.
  -Kwestia sporna.

Wywróciłem oczami.

 -Słuchaj. Siedzę tu z Tobą, bo Vera mnie o to poprosiła. Nie chcę się z Tobą kłócić, ale nie pozwolę sobie na to, żebyś na każdym kroku mnie poniżał. Szacunek za szacunek. A jeśli naprawdę chcesz wojny, to ją dostaniesz.
  -Spoko. Opowiedz mi coś o sobie - zmarszczyłem brwi - jeśli mam być dla Ciebie miły, to muszę Cię trochę poznać.
  -A co Cię obchodzi jakiś gówniarz z bidula? - spytałem sarkastycznie.
  -Sam teraz zaczynasz kłótnię.
  -Nie.
  -Tak.
  -Nie.
  -Tak.
  -Mówię, jak jest.
  -Ja też.
  -Nic o mnie nie wiesz i nie waż się mnie obrażać.
  -Na oko można coś wywnioskować.
  -Co na przykład? 
  -Ciągle jesteś smutny. Tęsknisz za kimś i brakuje Ci tej osoby. No dalej - usiadł obok mnie i położył dłoń na moim ramieniu.

Spojrzałem na niego, jak na idiotę. Jeszcze przed chwilą obrzucał mnie obelgami i wyzwiskami, a teraz mam mu się zwierzać?

 -Powiedz Tom kogo Ci aż tak bardzo brakuje?
 -Mojego brata, z którego przecież sobie nieźle żartowałeś.
 -Ja nie widziałem, wybacz. Pani Elizabeth powiedziała rodzicom, że musicie się rozdzielić, bo się wręcz nienawidzicie, a ten płacz był tylko na pokaz - zamrugałem kilka razy zdębiały.
 -W ciągu swojego życia nie poznałem bliźniaków, których łączy tak silna więź, jak mnie i Billa. Ta menda to sobie zmyśliła. Oddałbym wszystko, żeby być teraz przy nim. 
 -Aż tak u nas źle? - spojrzałem na niego z politowaniem dając jednocześnie do zrozumienia, że jest gorzej, niż źle.
 -Czemu nagle zrobiłeś się taki miły?
 -Hm - zmierzył mnie wzrokiem - może i masz rację, nie warto się kłócić. Poza tym będziesz mi potrzebny - uśmiechnął się złowieszczo.
 -Ee..ale do czego?
 -Przekonasz się w swoim czasie - powiedział tajemniczo. O co mu może chodzić?
 -Ja się naprawdę Ciebie boję.
 -Wyluzuj, przecież nic Ci nie zrobię.
 -To dlaczego od razu nie powiesz mi o co chodzi?
 -Musimy się lepiej poznać. Wprowadźmy kilka nowych zasad.
 -Z tego co wiem nie jesteś tutaj od ustalania zasad - złożyłem ręce na piersi.
 -A z tego co ja wiem to starych prawie nigdy nie będzie w domu, więc będę jedyną, odpowiedzialną osobą w tym domu.

Prychnąłem na jego słowa.

 -Sugerujesz, że nie poradzę sobie sam, bez Ciebie?
 -Dokładnie.
 -Proszę Cię - przechyliłem głowę w bok - wychowałem się w domu dziecka. Wiem, co to znaczy odpowiedzialność. Potrafiłem zadbać o siebie samego, ale również o mojego brata, więc trochę zastanów się nad tym, co mówisz.
 -Ale w sierocińcu było pełno dorosłych osób - kucharki, opiekunki i tak dalej. A tutaj jesteśmy całkiem sami, rozumiesz?
 -No to co?
 -To - złapał mnie lekko za bluzkę - że gdy coś będzie się działo jesteśmy zdani tylko na siebie.
 -Właśnie widzę - wyrwałem się z jego uścisku - jesteś mendą i nie ufam Ci. 

Geo westchnął głęboko i przewrócił oczami.

 -A co mam zrobić, żebyś mi zaufał?
 -Przede wszystkim przestań traktować mnie z góry, wyzywać i pomóż mi odzyskać mojego brata, a może nawet Cię polubię. 
 -Że ja mam być miły? Dla Ciebie? Ale nie da się!
 -Nie każę Ci być miłym, bo złośliwego charakteru nie da się już niestety zmienić - zerknąłem na wkurzonego Georga powstrzymując się od śmiechu - jak już wcześniej wspomniałem chcesz wojny, to ją dostaniesz. Ale w taki sposób nigdy nie zdobędziesz mojego zaufania.

Georg zastanowił się przez chwilę. Widać było, że mu zależy, co mnie zdziwiło. Naprawdę myślałem, że do końca życia będę się musiał użerać z tym debilem.

 -No okej - westchnął - możemy spróbować. Ale oczekuję pozytywnego nastawienia z Twojej strony!
 -Najpierw popracuj nad swoim, ofiaro!
 -TOM!
 -No tak! Jak zwykle wina leży po stronie biednego Toma.
 -Wyjaśnijmy sobie coś - przewróciłem oczami jak tylko wyobraziłem sobie kolejny, długi monolog dotyczący mojego zachowania.
 -Nie chce mi się Ciebie już słuchać, idę spać - ziewnąłem i owinąłem się w koc.
 -Jest dopiero dwudziesta pierwsza - zmarszczył brwi.
 -Wcześnie jutro wstaję.
 -Z jakiej racji?
 -Muszę się jutro wymknąć.
 -To mi się podoba.
 -Spróbuj coś powiedzieć Twoim rodzicom, to uduszę Cię z niezwykłą okrutnością.
 -Może nie wiesz chłopczyku, ale w ciągu swojego marnego życia uciekłem z domu już chyba z tysiąc razy - powiedział dumnie. 
 -Gratuluję - powiedziałem sarkastycznie - tylko że ja nie idę się spotkać z kolegami, tylko z bratem.
 -Idę z Tobą.
 -Nie! Nie masz z tym nic wspólnego.
 -A wiesz jak tam dojechać?

Zamyśliłem się na chwilę.

 -Nie - westchnąłem.
 -No właśnie.
 -A Ty?
 -No ba! Znam to miasto lepiej, niż samego siebie.
 -No to jestem zmuszony zabrać Cię ze sobą - westchnąłem.
 -Mówiłem, że beze mnie nie dasz sobie rady - zachichotał na co ja tylko dałem mu ostrzeżenie wzrokiem i położyłem się spać. 

Po kilku minutach, gdy już prawie pogrążyłem się we śnie poczułem na ramieniu ciepłą dłoń Georga, która lekko mnie szturchała.

 -Tom? - szepnął z zamiarem wybudzenia mnie.
 -Czego Ty chcesz! - wstałem gwałtownie patrząc na niego z wyrzutem.
 -Nuuudzi mi się! - zaczął narzekać. 
 -No to co?
 -Chociaż ze mną pogadaj - nalegał.
 -Raczej nie mamy wspólnych tematów. Poza tym od kiedy chcesz ze mną rozmawiać?
 -Nie chcę, ale co innego mógłbym zrobić, żeby się aż tak nie nudzić?
 -Masz plazmę większą od samego siebie - oznajmiłem poprawiając pod sobą poduszkę. 
 -Przeleciałem już wszystkie programy i nie znalazłem nic interesującego.
 -Myślałem, że tylko w dzień puszczają same głupie programy. Dziś spędziłem pół dnia na bezsensownym gapieniu się w telewizor.
 -Wiem.
 -Ale skąd wiesz? - zmarszczyłem brwi. Ciągle żyłem w przekonaniu, że byłem wtedy sam w domu - obserwowałeś mnie? - spytałem z powagą i przerażeniem. Kto wie, co mojemu przyrodniemu braciszkowi wpadnie do tej małej, pustej główki. 
 -Możliwe...Ja też Tobie nie ufam, trzeba Cię pilnować od czasu do czasu.
 -Od czasu do czasu, a nie sterczeć nade mną przez cały dzień i na dodatek bez mojej wiedzy. Czasami mnie przerażasz.

Georg uśmiechnął się.

 -Co Cię tak bawi? Zaraz stąd sobie pójdę! Jak zasnę to pewnie otrujesz mnie jakimś gazem czy coś.
 -Mam trochę inne plany na Ciebie - aż dostałem gęsiej skórki.
 -Spadam! - z wielkim trudem wziąłem swoje poduszki i koce z zamiarem przeniesienia się do salonu, ale nie mogłem zmieścić się w futrynie. Bezskutecznie próbując się przez nią przecisnąć w końcu runąłem na ziemię lądując na pierzynie.

Słyszałem za sobą głośny śmiech Georga.

 -Chyba wygląda na to, że zostajesz dzisiaj u mnie - podszedł do mnie i pomógł mi wstać i przenieść pościel w dawne miejsce.

Usiadł naprzeciwko mnie i przez dłuższą chwilę wpatrywaliśmy się w siebie po prostu siedząc i nic nie mówiąc.

 -Nie musisz się mnie bać - zaczął.
 -Żyję w przekonaniu, że rozwalisz mi łeb o ścianę i zakopiesz w lesie z zimną krwią. 
 -Przestań, nigdy bym tego nie zrobił! - spojrzałem na niego - nie chcę iść do więzienia - wybuchnął śmiechem, a ja walnąłem go w ramię.
 -Zagrajmy w jakąś grę! - zaproponował.
 -Geo, ja naprawdę jestem zmęczony - ziewnąłem na potwierdzenie moich słów. 
 -Zagramy, a później się prześpimy, ok? - spojrzałem na niego podejrzanie, a on po chwili się zorientował i zaczął nerwowo tłumaczyć - to znaczy nie w tym sensie, chodziło mi o to, że pójdziemy spać, ale nie razem tylko osobno i...
 -Rozumiem - przerwałem mu - jedna gra, a potem nie chcę Cię słyszeć - pokiwał głową, a następnie sięgnął po pustą, szklaną butelkę po soku.
 -Gra polega na tym, że gdy butelka wskaże Ciebie musisz albo odpowiedzieć na moje pytanie, albo wykonać moje polecenie i odwrotnie.
 -Wiedziałem, że to był zły pomysł - westchnąłem wyzywając siebie samego w myślach, że zgodziłem się na tę głupią grę.
 -Mamy szansę lepiej się poznać i odkryć swoje słabości.
 -Może i masz rację - przyznałem mu - z Tobą się nie da rozmawiać, więc ta gra to chyba jedyny sposób.
 -Zaczynaj mendo.

Zacisnąłem pięść na butelce, którą potem zakręciłem. Padło na mnie. Zakląłem w myślach wyobrażając sobie, co ten imbecyl może wymyślić.

 -Zaczniemy łagodnie - powiedział - jakie wrażenie zrobili na Tobie starzy. Szczerze.
 -Jak tylko weszliśmy do domu ojciec od razu poszedł do pracy, a chwilę potem matka na zakupy, więc pokazali mi, że nie będą mieli dla mnie czasu.

Ponownie zakręciłem butelką, padło na Georga. Zacząłem myśleć, co chciałbym się o nim dowiedzieć.

 -Mówiłeś, że jestem Ci do czegoś potrzebny, co miałeś na myśli?
 -Wyzwanie - powiedział.
 -Nie chcę Ci dawać wyzwania - wkurzyłem się - chcę odpowiedzi na moje pytanie.
 -Dowiesz się wkrótce.
 -Znaczy kiedy?
 -Jeśli będziesz miły i nie będziesz sprawiał problemów to może nawet niedługo.
 -Cholera, po prostu powiedz.
 -Wyzwanie - powiedział głośniej, jakbym niedosłyszał za pierwszym razem.
 -Idź spać i nie wymyślaj więcej głupich zabaw, w które i tak nie potrafisz grać - okryłem się kołdrą i odwróciłem od niego plecami, lecz nie słyszałem, ani nie czułem żeby wstawał. Odwróciłem głowę, a on siedział i patrzył się na mnie - czego Ty znowu chcesz? - westchnąłem głęboko.
 -Śpij.

Stado dreszczy przebiegło po moich plecach, bo zabrzmiało to, jak w jakimś horrorze, w którym jak zwykle jestem ofiarą. 

 -Myślisz, że zasnę gdy sterczysz nade mną? Czuję się bardziej bezpiecznie, gdy jesteś z daleka ode mnie - oznajmiłem, a Georg zaczął się śmiać jak głupi - co Cię tak śmieszy psychopato?
 -Boisz się mnie.
 -Owszem boję, bo zachowujesz się jak debil. Miłych snów - odwróciłem się i jeszcze bardziej okryłem kołdrą - a spróbuj pisnąć chociaż słówko, to przysięgam, że będę spał w ogrodzie. 

Poczułem tylko, jak Geo wstaje i kładzie się do łóżka. Oglądał jeszcze chwilę jakiś program w telewizji, podczas gdy ja pogrążyłem się we śnie. Jutro spotykam się z Billem, oby przyszedł. Jutro jest niedziela, zawsze w ten dzień wymykałem się z resztą chłopaków, Bill na pewno będzie wiedział, że to jutro. Mam nadzieję, że sam sobie poradzi. Wierzę w niego. 


C.D.N.

1 komentarz:

  1. Plosie ja ce więcej (;ω;) Kochana ja usycham z tęsknoty do ciebie. •﹏• Odcinek jest super tylko żeby Billy się zjawił. Czekam na następny :*
    Twoja Kiruś❤

    OdpowiedzUsuń