środa, 11 listopada 2015

Ich Bin Nicht Ich - Rozdział 12

Hejka publikuję Wam trochę dłuższy odcinek, niż zwykle. Taką mniej więcej długość będą miały pozostałe. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze czyta to opowiadanie. Pozdrawiam :*


Rozdział dwunasty

Kolejny dzień w psychiatryku. Było ze mną coraz gorzej. Byłem coraz bardziej wychudzony, miałem coraz mniej energii i chęci do życia. Zaprzyjaźniłem się z Ashley, miałem szczęście, bo jako jedyna wierzyła mi we wszystko, co powiedziałem. Dbała o mnie, jak nikt inny tutaj. Oddawała mi swoje posiłki, nie faszerowała mnie jakimiś prochami, a to tylko dlatego, że ufała mi i się o mnie martwiła. Zawsze pożyczała mi swoją komórkę, jak próbowałem bezskutecznie dodzwonić się do Georga, co było zakazane w tym szpitalu. Gdyby nie ona czułbym się jeszcze bardziej samotny.
Leżałem na szpitalnym łóżku bez siły i bez chęci do życia, kiedy do pomieszczenia zawitała dobrze mi znana pielęgniarka jak zwykle uśmiechając się na dzień dobry. Niosła tacę, na której miała swój posiłek i szklankę soku pomarańczowego. Ashley dbała o to, abym codziennie zjadł porządnie. Uśmiechnąłem się lekko na jej widok, choć nawet to sprawiło mi wielką trudność, gdyż byłem wykończony. Nie miałem ochoty ani jeść, ani wstać, ani z nikim rozmawiać, nawet z Georgem czy Gustavem. Wszystko mi jest obojętne. Przestałem nawet w kółko myśleć o Tomie.

 -Dzień dobry Bill. Słabo dzisiaj wyglądasz - powiedziała zmartwiona.
 -Chce mi się spać - wymamrotałem ledwo otwierając usta.
 -Prześpisz się zaraz, ale najpierw musisz zjeść - oznajmiła badając wzrokiem moje wychudzone ciało.
 -Pić - szepnąłem spragniony.

Ashley pomogła mi się napić, bo nawet to było dla mnie wyzwaniem. Spojrzałem jej w oczy i spostrzegłem, że powoli napływają do nich łzy. Resztkami sił podniosłem się i pogłaskałem ją po policzku prosząc, aby otarła łzy i nie martwiła się o mnie. 

 -Zjedz, proszę chociaż trochę - starała się mnie namówić - nabierzesz więcej siły - zrobię to, dla niej.

Zerknąłem niechętnie na talerz, na którym był schabowy z ziemniakami i z surówką, a obok stała miska z zupą pomidorową. 
Nie byłem w stanie przełknąć choć kawałka, bo miałem wrażenie, że zaraz zwymiotuję, więc Ashley nakarmiła mnie trochę zupą z ryżem, na widok którego miałem nudności. Po zjedzeniu dała mi jeszcze sok pomarańczowy i spojrzała mi w oczy.

 -Jesteś bardzo osłabiony - mówiła ze smutkiem i zmartwieniem. 

Milczałem obserwując ją.

 -Bill musisz zacząć normalnie jeść, bo popadniesz w anoreksję - zamyśliła się przez chwilę - jeśli już na nią nie cierpisz.

Patrzyłem na nią zmęczonym wzrokiem. Nie chciałem iść spać, po prostu w tym momencie czułem się, jakby ktoś wyssał ze mnie całą energię. Byłem zmęczony, ale bałem się, że gdy zasnę już nigdy się nie obudzę.

 -Polubiłam Cię, zależy mi na Tobie jak na nikim innym. Będę się Tobą opiekowała tak długo, aż nie wyzdrowiejesz.
 -Dlaczego tak Ci na mnie zależy? Znamy się przecież krótko - spytałem zachrypniętym głosem.
 -Po prostu wiem, że mogę Ci ufać i chce Ci pomóc.
 -Jak chcesz mi pomóc to przynieś mi proszę jakieś tabletki.
 -O czym Ty mówisz? Nie możesz zostawić brata i- zawahała się - przyjaciół.
 -Nawet jeśli odnajdą Toma to prędzej czy później przyjdzie na mnie czas - powiedziałem i dostrzegłem łzy w oczach Ashley.
 -Nie możesz tak mówić, wyjdziesz z tego, obiecuję Ci. Zrobię wszystko, ale musisz mi pomóc.
 -To nie zależy ode mnie, jestem tak cholernie głodny, ale na widok jedzenia, czy nawet na samą myśl robi mi się niedobrze - powiedziałem i po chwili nieświadomie zasnąłem. 
Następnego dnia obudziła mnie Ashley. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, jak za każdym razem po przebudzeniu mając nadzieję, że to był tylko cholerny koszmar, a ja właśnie leżę w swoim własnym łóżku u boku mojego brata. Jednak znowu się zawiodłem. Przerażający kolor białych ścian i starych łóżek doprowadzał mnie do szału. 

 -Dzień dobry - powiedziała ponownie zmartwionym głosem i pogładziła mnie czułe po policzku - jak się czujesz?
 -Pić - poprosiłem i spotrzegłem na tacy jedna szklankę wody i dwie większe szklanki świeżego soku pomarańczowego.

Ta dziewczyna potrafiła o mnie zadbać bez wątpienia.
Napiłem się i poczułem wielką ulgę.
Teraz czas na jedzenie - coś czego najbardziej nie lubiłem. Dziś, ku zadowoleniu Ashley zjadłem więcej niż wczoraj i nabrałem trochę siły. 

 -Mogłabyś mi podać mój zeszyt do piosenek? - Poprosiłem. Dziewczyna posłusznie podała mi mój mały dziennik.
 -Będziesz pisał?
 -Dziś przyśniło mi się, że ktoś mi go ukradł. Będę czuł się pewniej, jak będę go miał przy sobie - oznajmiłem chowając go pod poduszkę.
 -Jest jeszcze coś, co mogę dla Ciebie zrobić? - Zapytała zatroskana.
 -Jak byś mogła, przynieś mi coś dopicia.
 -Sok czy wodę?
 -Kawę poproszę, może odzyskam trochę siły. Mógłbym od Ciebie zadzwonić do Georga? Jeśli w ogóle się dodzwonię mam zamiar spytać, jak idą poszukiwania. Ponoć było dobrze, a od tygodnia nikt się do mnie nie odzywa.
 -Przykro mi.
 -Mnie też.

Lekko zmieszana poszła zaparzyć mi kawę zostawiając komórkę na stoliku pozwalając mi swobodnie porozmawiać.
Wybrałem numer, który był już zapisany w telefonie i z nadzieją czekałem, aż Geo odbierze. Po nieudanych dziesięciu próbach spróbowałem dodzwonić się do Gustava, co również skończyło się niepowodzeniem. Pomyślałem, że może warto by zadzwonić do któregoś z glin, ale zaraz uświadomiłem sobie, że nie zapamiętałem numeru. Ostatnia opcja była Simone, która i tak niedawno kupiła sobie nowy telefon, a ja nie spytałem o numer, bo po co. Byłem wściekły. Jednocześnie na siebie i na moich "bliskich". Akurat sprawa Toma dotyczyła mnie najbardziej i to ja powinienem wiedzieć najwięcej, a nie te wszystkie mendy! Zacząłem płakać i jak dziecko schowałem twarz w poduszkę i skuliłem się. 
Powrót Ashley z aromatyczna kawą przykul moja uwagę na chwilę.

 -Nie odbiera? - spytała zmartwiona stawiając kawę na stoliku.
 -A jak myślisz? - spojrzałem na nią lekko wkurzony - powinni mi chociaż dać jakieś oznaki życia. Zamknęli mnie w psychiatryku i pozbyli się problemu. 
 -Nie wiem, jak Ci pomóc i jak Cię pocieszyć - oznajmiła głaszcząc mnie po policzku.
 -Nie oczekuję tego od Ciebie. Nie znamy się prawie w ogóle i nie chce Cie w to wszystko wciągać. Fajnie, że się mną opiekujesz, nie wiem co bym bez Ciebie zrobił, ale poza tym nic dla mnie nie znaczysz - powiedziałem z zimną krwią.

Ashley posmutniała, czego Bill nie dostrzegł. najwyraźniej liczyła na coś więcej, coś czego Bill nie mógł jej zaoferować. Nie wiedziała, że więź pomiędzy bliźniakami jest aż tak silna.
Mimo, że Bill sprawił jej właśnie ogromną przykrość obiecała sobie, że dopóki Bill stąd nie wyjdzie będzie się nim opiekować, jak matka synem. 
Chociaż gdzieś tam miała małą nadzieję i zachowanie Billa tłumaczyła sobie tym, że nie potrafi już on zaufać ludziom, zwłaszcza po tak krótkiej znajomości. Ale ona na pewno nie miała zamiaru zakończyć tej znajomości.

 -Rozumiem. A ja wcale nie oczekuję od Ciebie zaufania. Przynajmniej narazie.
 -Jak to narazie?
 -Wiem, że nie potrafisz już ufać ludziom, ale ja chcę Ci pomóc.
 -Możesz pomóc uciec mi stąd, niczego innego od Ciebie nie chcę. 

Pielęgniarka westchnęła. 

 -Nie wyjdziesz stąd, dopóki nie przybierzesz trochę na wadze - uprzedziła go - masz zacząć normalnie jeść.
 -A kim Ty jesteś żeby mną pomiatać?
 -Po prostu martwię się o Ciebie.
 -Dlaczego tylko mną? Dlaczego spędzasz tu ze mną całe godziny oddając swoje posiłki sama głodując? Czemu nie interesuje Cię reszta pacjentów?
 -Bo każdy tutaj, z wyjątkiem Ciebie, Bill jest chory na głowę.
 -A skąd wiesz, że ja mam po kolei w głowie? Większość przecież twierdzi, że jednak ze mną jest coś nie tak.
 -Ja tak nie uważam.
 -Ale mnie to nie obchodzi. Najgorsze jest to, że mówią mi to bliscy, z którymi znam się od zawsze, prosto w twarz. A Ty znasz mnie zaledwie tydzień i nic o mnie nie wiesz, a zachowujesz się, jak byś była moją przyjaciółką od co najmniej pięciu lat - spojrzałem na nią z pogardą i odwróciłem się na drugi bok. 
 -Ja Ci tylko chciałam pomóc - powiedziała i wyszła.

Dźwięk zamykających się za nią drzwi bardzo mnie ucieszył. W końcu mogłem zrelaksować się w ciszy i samotności. Pogrążyłem się w myślach, ale po chwili usłyszałem ponowne pukanie do drzwi. Westchnąłem ciężko i odchyliłem głowę, żeby sprawdzić, kto wszedł do sali.

 -Kto znowu! - krzyknąłem zdenerwowany i zdębiałem na widok Georga i Gustava. Przez chwilę ich obserwowałem i aż się podniosłem z niedowierzania. Czekałem na jakieś wyjaśnienia, albo jakieś wiadomości, na temat poszukiwań, ale oni milczeli i najzwyczajniej w świecie usiedli sobie na krzesłach, obok mojego łóżka. Miałem nadzieję, że zaraz zabiorą mnie do domu po drodze wszystko wyjaśniając, ale oni siedzieli, jak debile wpatrując się we mnie i dalej nic nie mówiąc.

 -Po co Wy tu przyjechaliście? - zapytałem w końcu.
 -Chcieliśmy Cię zobaczyć i porozmawiać.

Prychnąłem.

 -A mamy o czym?
 -Jak się czujesz?
 -Świetnie! Wspaniale wręcz! - powiedziałem sarkastycznie - umieram z głodu jednocześnie nie mogąc nawet myśleć o jedzeniu, bo mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Wiecznie zmęczony i spragniony, nie mający na nic siły, ani chęci. Porzucony i zostawiony na pastwę losu wśród psycholi. Czuję się zajebiście! - zacząłem ponownie robić im wyrzuty sumienia. 
 -To była propozycja gliny.
 -Jaka kurwa propozycja? - spytałem.
 -Żeby Cię tutaj...zamknąć. 

Widać nawet Georgowi było wstyd za takie potraktowanie mnie. Zaśmiałem się. 

 -Nie mogą, a Wy jako moi przyjaciele - dałem nacisk na ostatnie słowo powinniście ich powstrzymać i porządnie opieprzyć za takie pojebane propozycje.
 -W tej kwestii to oni akurat mają rację - powiedział Gus, a ja spojrzałem na niego z niedowierzaniem i pogardą - chodziło nam jedynie o to, aby powstrzymać Cię przed głupim pomysłem dotyczącym Adama. 
 -To w domu mnie tak trudno upilnować? Za to im płacę do jasnej cholery!
 -Nie przyszliśmy tu, żeby się wykłócać. 
 -Ja się nie kłócę, tylko żądam od Was tłumaczenia.
 -Już Ci mówiliśmy, że to nie był nasz pomysł.
 -Ale to Wy pozwoliliście mnie tu zamknąć.
 -Baliśmy się o Ciebie. My wiemy, jak bardzo zależy Ci na Tomie i, że zrobiłbyś wszystko, żeby go odzyskać. Nawet pozwoliłbyś się zabić, byle tylko on był wolny i bezpieczny. Ale każdy wie, że mu zależy tylko na Tobie.
 -No właśnie, oddam mu się, a Tom będzie wolny.
 -Nie dziw się, że tutaj jesteś, skoro wyskakujesz z takimi durnymi pomysłami.
 -A może zamiast mówić mi co mogę, a czego nie powiecie coś o poszukiwaniach? 
 -Znaleźli kolejną poszlakę.
 -Jaką? - zmarszczyłem brwi ze zdziwienia.

Georg spojrzał na Gustava.

 -Powiedzieć mu?
 -Mam prawo wiedzieć! - powiedziałem.
 -Znaleźli kawałek materiału bluzki Toma. 
 -Coś jeszcze? 
 -Narazie to wszystko.
 -I ci idioci jeszcze nie wiedzą, gdzie go przetrzymują!? I powiedzcie mi, w jaki ja mam kurwa sposób siedzieć z założonymi rękami i czekać na cud!?
 -Robią, co mogą - uspokoił mnie Gus.
 -Właśnie widzę.
 -Przywieźliśmy Ci jakieś magazyny do czytania - rzekł kładąc na stoliku stos gazet.
 -Wielkie dzięki. Z pewnością nie będzie tutaj tak nudno i ponuro.
 -Oj przestań już nam dogryzać.
 -Zasłużyliście sobie na to, więc nie myśl sobie, że teraz będę miły.
 -Gniewasz się na nas?
 -Niee, a czy wyglądam na kogoś, kto jest zły?

GG westchnęli jednocześnie.

 -Na nas już chyba czas - Georg przeciągnął się leniwie i spojrzał na zegarek.
 -Chcecie mnie tu znowu zostawić? - upomniałem się.

Georg nachylił się nade mną i spojrzał mi w oczy.

 -Jeszcze kilka dni, wrócę tu po Ciebie obiecuję.
 -Nie martwisz się o mnie?
 -Cały czas się martwię, oboje się martwimy, ale byliśmy zbyt pochłonięci sprawą Toma i pracą, żeby tu przyjechać.

Powoli analizowałem słowa Georga i zdziwiłem się, o jaką pracę mu chodzi.

 -Jaką pracą?
 -A myślisz, że z czego utrzymam siebie samego i moją dziewczynę?
 -Myślałem, że została Ci jeszcze kasa po koncertach.
 -Nie mam tyle pieniędzy, ile Ty masz. Przed rozpadnięciem się zespołu kupiłem nowe auto, myślałem, że mogłem sobie na to wtedy pozwolić. 
 -Chcesz mi powiedzieć, że nie masz już pieniędzy? 
 -Nie Bill, skończyło się. Nie sądziłem, że nie zauważysz, że to Ciebie najczęściej biorą do wywiadów razem z Tomem i to Ty masz pełno sesji zdjęciowych.
 -Jestem na Ciebie wściekły Georg, za to co zrobiłeś, ale jeśli kiedykolwiek będziesz miał jakieś problemy zwróć się do mnie. Tak samo Ty Gustav - spojrzałem tym razem na Gusa.
 -Nie możesz mnie całe życie utrzymywać, muszę po prostu jakoś dać sobie radę. Z resztą kiedyś Tobie również skończy się kasa, więc lepiej ją oszczędź na przyszłość.
 -Na jaką przyszłość? Chcę Ci przypomnieć, że razem z Tomem rzuciliśmy szkołę, jak byliśmy jeszcze małolatami, bo myśleliśmy, że będziemy do końca życia zarabiać na koncertach. Teraz już za późno. Dorobiłem się szmalu i mam nadzieję, że to mi wystarczy.
 -Wszystko się kiedyś kończy. Zamiast siedzieć bezczynie lepiej weź się do roboty, bo ty nie masz kumpla, do którego możesz zwrócić się o pomoc finansową.

Po jego słowach, gdy wszystko przemyślałem doszedłem do wniosku, że rzeczywiście jak głupi wydaję wszystkie moje zarobki na lewo i prawo.

 -Będziemy się już zbierać - powiedział i żegnając się ze mną wyszli. Zapomniałem zapytać go, dlaczego ode mnie nie odpierał, ale zrobił mi dzisiaj takie kazanie, że kompletnie o tym zapomniałem.


C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz