środa, 21 października 2015

Rodzinny Dom - Rozdział 2

Cześć, zapraszam na drugą część Rodzinnego Domu. Bardzo zaskoczyła mnie liczba wyświetleń pod pierwszym rozdziałem. Mam nadzieję, że Wam się to opowiadanie podoba. Jeśli jeszcze nie zapoznaliście się z harmonogramem, to za tydzień będzie dwunasty rozdział Ich bin nicht ich, a za dwa tygodnie trzeci rozdział rodzinnego domu, w każdą środę o godzinie dwudziestej pierwszej.
*Co do bohaterów - aby się z nimi zapoznać wystarczy wejść w zakładkę opowiadania, a niżej znajdują się wszystkie postacie :)


Rozdział 2

Pobudka o szóstej rano, jak zwykle. Dziesięć minut na pościelenie łóżka i przebranie się. Szósta dziesięć - zbiórka na stołówce i posiłek. Po zjedzeniu każde dziecko idzie do szkoły, Pani Elizabeth kazała mi zostać, wiedziałem, co mnie czeka. Złapałem Billa za rękę, aby został ze mną.


 -Za chwilę przyjadą tu Twoi nowi rodzice - zaczęła.
 -Proszę, niech zabiorą też Billa - padłem na kolana przed dyrektorką domu dziecka i zacząłem błagać.

Jak widać nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia.

 -Nie ma mowy, a za Twoje zachowanie ograniczę Wam kontakty. 
 -Ucieknę - rzekł Bill.
 -Będziesz kontrolowany, nie wymkniesz się.

Podszedłem do niej.

 -Jeżeli mu coś zrobisz - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
 -To co? - prychnęła.
 -Przyjdę tu i Cię zabiję!
 -Nie waż się mówić do mnie tym tonem! - zamachnęła się i ponownie uderzyła mnie w twarz.
 -Tom! - mój młodszy brat podbiegł do mnie. Spojrzał mi w oczy i z czułością zaczął delikatnie gładzić mój policzek.
 -Nie martw się o mnie - zwróciłem się do brata - muszę jeszcze spakować kilka rzeczy, których zapomniałem - tym razem spojrzałem na Elizabeth.
 -Gamoń - westchnęła ciężko - no idź już, Ty nieudaczniku i pospiesz się.

 Złapałem Billa za rękę i poszedłem z nim do pokoju.

 -Czego zapomniałeś?
 -Niczego.
 -To po co my tu przyszliśmy? - spojrzał na mnie pytająco.
 -Chciałem jeszcze z Tobą porozmawiać, a przy tej babie nie zamierzam. Słuchaj, jeżeli ona Ci cokolwiek zrobi, albo chociaż podniesie rękę masz mnie o tym jak najszybciej poinformować, rozumiesz?
 -Słyszałeś, co powiedziała? Ograniczy nam kontakty do zera, w jaki sposób ja mam to niby zrobić?
 -Cholera, Bill musisz coś wymyślić! Na przykład włam się do jej gabinetu, jak nie będzie patrzyła, tam jest telefon.
 -Skąd będę znał Twój numer domowy?
 -O tym to ja nie pomyślałem - zamyśliłem się.
 -Tom, ja chcę, żebyś tu został.
 -Uciekniesz.
 -Nie dam rady, Ela mówiła, że będzie mnie pilnować.
 -Do łazienki Ci chyba nie będzie zaglądać, uciekniesz przez okno.
 -Myślisz, że mi się uda?
 -No jasne, wierzę w Ciebie, w końcu jesteś moim bratem, a ja byłem mistrzem w wymykaniu się. 
 -Ale ja nigdy tego nie robiłem.
 -Bo trzymało Cię sumienie, byłeś zbyt grzecznym chłopcem, a teraz masz bardzo ważny powód. 
 -A co będzie po tym, jak ucieknę?
 -Jak to co, spotkamy się i wszystko mi opowiesz.
 -Przecież nawet nie wiesz, gdzie mieszkają ci Trümperowie.
 -Nie ważne, zwrócę uwagę na drogę.
 -Jakoś im nie ufam, może i byli uprzejmi, ale przecież doskonale wiedzą o tym, że rozdzielają bliźniaków i, że my tego nie chcemy.
 -Masz rację, oni też nie są niewinni. Będą mieli ze mną piekło, gwarantuję Ci.
 -Ty przynajmniej masz pewność, że sobie poradzisz - westchnął.
 -Zadbam o to, abyśmy się codziennie spotykali, obiecuję.
 -Co, jeśli nie będzie takiej możliwości?
 -Coś wymyślę, nie opuszczę Cię nigdy.
 -A jeśli ktoś mnie zaadoptuje?

Spytał, a ja zamarłem. Patrzyłem na niego i nie potrafiłem wydobyć z siebie ani słowa. 

 -Miejmy nadzieję, że tego nie będzie - odpowiedziałem w końcu.
 -A jeżeli? - dopytywał - to prawdopodobne, a nawet bardzo zważając na chciwość Elizabeth.
 -Dlaczego mamy przed oczami od razu zły scenariusz? Przecież może Cię zaadoptować kochająca rodzina, może będzie Ci u nich lepiej, niż tutaj.
 -Bez Ciebie? Tylko Ty jesteś moją rodziną, nie chcę nikogo więcej. Tu było mi dobrze, puki ta wariatka nas nie rozdzieliła. 
 -Bill, masz czternaście lat, dasz sobie radę, wierzę w Ciebie.
 -Kocham Cię Tom - szepnął mi do ucha obejmując - będę za Tobą bardzo tęsknił. Nie będzie dnia, w którym nie będę o Tobie myślał.
 -Ja Ciebie też Bill.

Nagle dyrektorka gwałtownie wpadła do pokoju, aż obaj podskoczyliśmy.

 -Ile ja mam czekać, żarty sobie robisz!? Twoi rodzice już na Ciebie czekają, masz być miły i nie sprawiać problemów, bo jak się dowiem, że tylko przeszkadzasz to pożałujesz tego - zerknęła na Billa.
 -Jego nie waż się tknąć, bo też tego pożałujesz. 
 -Cholerny pyskacz!
 -Chora świnia!
 -Dość tego! Bierz swoje manele i złaź na dół.

Bill ruszył za nami, jednak Ela go zatrzymała.

 -Ty zostajesz tutaj, bo zaraz oboje wpadniecie w histerię i jeszcze się rozmyślą, co do adopcji. Jeśli natomiast Ty - zwróciła się do mnie - będziesz na dole protestował lub będziesz sprawiał problemy...
 -Tak, tak, wiem, pożałuję tego. Mówiłaś już, z dziesięć razy.

Bill lekko klepnął mnie w plecy, tak, żeby dyrektorka nie zauważyła. Tym chciał mi zapewne przekazać, abym trochę przystopował z tym dogryzaniem. Wiem, że nie powinienem, bo to ma wpływ, na to, jak traktowany będzie Bill, ale czasem ona mnie tak denerwuje, że nie mogę się powstrzymać od niemiłego komentarza.

 -Wynoś się już stąd. Jak dobrze, że nie będę już musiała Ciebie codziennie oglądać. 

Jakaś obelga cisnęła mi się na usta, ale zacisnąłem tylko pięści zerkając na Billa, któremu łzy napłynęły do oczu.

 -Żegnaj Bill - przytuliłem go i wytarłem mu łzy - pamiętaj, co mówiłem - szepnąłem mu wprost do ucha. 

Zeszliśmy na dół, gdzie czekali moi nowi... rodzice. Uśmiechnęli się na mój widok.

 -Cześć Tom, zobaczysz fajnie będzie - oznajmił Pan Trümper. Wczoraj było zamieszanie nie przedstawiliśmy się jeszcze, wybacz. Ja nazywam się William, a moja żona to Vera. 
 -Naprawdę cieszymy się, że możemy Cię zaadoptować - powiedziała Vera.

Nic nie odpowiedziałem, a to za sprawą groźby Elizabeth.

 -Tom to naprawdę fajny chłopak, na pewno nie będzie sprawiał problemów, prawda? - jakby ta czarownica czytała mi w myślach. Kiwnąłem głową.
 -W takim razie komu w drogę, temu czas! - zachichotała Vera, za którą ruszyliśmy do auta.
 -Daleko mieszkacie? - spytałem.
 -Nie, a to ma jakieś znaczenie, słonko? - uśmiechnęła się do mnie. 
 -Właściwie nie, pytam z ciekawości.

Gdy wsiedliśmy do samochodu spojrzałem jeszcze raz na budynek i ujrzałem Billa w oknie. Podpierał ręką głowę i patrzył na mnie smutnym wzrokiem. Do oczu napłynęły mi łzy.

 -Nie mogę się doczekać, aż zobaczysz Twój nowy dom - cieszyła się Vera. 
 -A Ty Tom, cieszysz się? - William spojrzał na mnie w lusterku.

Nie odpowiedziałem nic na to i założyłem słuchawki na uszy, dzień wcześniej specjalnie ładowałem MP3 przez całą noc, jest już stara i mam nadzieję, że bateria wytrzyma całą podróż. A jeśli się rozładuje będę udawał, że słucham muzyki i w ten sposób uniknę dyskusji z Trümperami.
Podróż nie była specjalnie długa, dojechanie do domu zajęło nam około pół godziny. Przez całą podróż obserwowałem drogę i starałem się ją zapamiętać jak najlepiej. Wysiadłem z auta i ujrzałem rezydencję. Oczy mi się zaświeciły. Tak wyobrażam sobie nasz dom... to znaczy mój i Billa, jak kiedyś będziemy starsi, to będziemy mieszkać właśnie tutaj. Zdębiałem, kiedy zobaczyłem, jak William wyjął mój cały bagaż i wszedł przez bramę na teren

 -Tutaj mieszkacie? - zapytałem Very.
 -I jak, podoba Ci się? 
 -Żartuje Pani sobie? W życiu nie widziałem fajniejszego domu.
 -Proszę, mów mi mamo, albo Vera, jeśli jeszcze nie jesteś na to gotowy.
 -Owszem nie jestem.
 -Cóż, nie chcesz wejść do środka?

Ruszyłem niepewnie, a po wejściu do środka oniemiałem. Twierdza posiada trzy piętra. W środku góruje odcień białego, szarego, beżowego i jasnego brązu. Wystrój jest bardzo elegancki. Tak sobie wyobrażałem mój i Billa rodzinny dom.

 -Teraz oprowadzimy Cię z Williamem po domu.
 -Kochanie, właśnie dostałem telefon i muszę pilnie wracać do pracy.
 -Przecież ciągle pracujesz, nie znajdziesz chwili? To bardzo ważne.
 -Przykro mi, wybacz Tom, ale to pilne - powiedział i wyszedł.
 -William jest pracoholikiem. Biznes jest dla niego bardzo ważny, przepraszam Cię za niego.
 -Nic nie szkodzi, to nie moja sprawa.
 -Twoja, teraz jesteś członkiem naszej rodziny. Chodź, oprowadzę Cię.

Najpierw pokazała mi piwnicę, do której nawet nie weszliśmy, Vera mówiła, że są tam jakieś rupiecie i stare rzeczy, czyli nic ciekawego. Na pierwszym piętrze znajdował się duży salon, kuchnia, jadalnia i gabinet, do którego nikt nie może wchodzić, poza Williamem. Na drugim piętrze znajdowała się łazienka, sypialnia Trümperów i pokój gościnny. Na trzecim zaś były dwa pokoje, jeden mój, a drugi Georga - mojego przyrodniego brata, siłownia, nasza własna łazienka i taras, na którego wejście znajdowało się na korytarzu. Poza tym jest jeszcze strych, na którym, według Very znajduje się to samo, co w piwnicy.

 -Już piętnasta - spojrzała na zegarek - pora zjeść obiad. Co lubisz najbardziej?
 -Obojętnie mi.
 -A na co masz ochotę?
 -Zjem to, co ugotujesz. W domu dziecka nie mieliśmy zbyt dużego wyboru i tak już się przyzwyczaiłem.
 -To może zapiekanka ziemniaczana?
 -Nie rób sobie problemu, może po prostu zamówimy pizzę? 
 -Posłuchaj, u nas są troszeczkę inne zasady. Możesz robić to, na co masz ochotę. 

Westchnąłem.

 -Zapiekanka może być.
 -Zaraz przyjdzie Sarah i przyrządzi nam obiad.
 -A kim jest Sarah? - zdziwiłem się - macie jeszcze jakąś córkę?

Vera uśmiechnęła się.

 -Sarah pracuje u nas, jako kucharka i sprzątaczka.
 -Może lepiej zamówmy pizzę.
 -Nie krępuj się ją o coś poprosić, taką ma pracę i za to dostaje pieniądze. Nie martw się, jest u nas dobrze traktowana.

Do kuchni weszła pani w średnim wieku w fartuszku, która na mój widok od razu się uśmiechnęła.

 -Witaj Tom, miło mi Cię poznać. Jestem gospodynią tego domu. Jeśli będziesz miał na coś ochotę, na cokolwiek nie wstydź się przyjść do mnie i poprosić.
 -Tom ma ochotę na zapiekankę ziemniaczaną - wtrąciła Vera.
 -To znaczy, jeśli to nie kłopot, bo możemy zamówić pizzę, albo mogę sobie zrobić tosty.

Pani Trümper i Sarah zaczęły się śmiać.

 -To żaden problem - posłała mi uśmiech i zabrała się za gotowanie.

Po godzinie stół był już nakryty. Wziąłem swój talerz, aby zanieść go na stół, ale Sarah mnie zatrzymała. 

 -Ja Ci zaniosę, to należy do moich obowiązków.
 -Bez przesady, umiem zanieść talerz na stół. W domu dziecka każdy musiał w czymś pomagać. 
 -Ale teraz jesteś w normalnym, rodzinnym domu, kochanie.

Westchnąłem i usiadłem przy stole razem z Verą.
Do domu wszedł młody chłopak, pewnie to ten Georg.
Usiadł przy stole ciągle trzymając komórkę, w którą był zapatrzony i nawet nie zwrócił na mnie uwagi.

 -Mamo, dasz mi pieniądze?
 -Oczywiście synku, ile potrzebujesz?
 -1000
 -Tyle Ci wystarczy?
 -Tak. Wychodzę dziś wieczorem do Sebastiana.
 -Tylko bądź przed dwudziestą trzecią, ostatnio się spóźniłeś.
 -Ok - odpowiedział nie spuszczając wzroku z wyświetlacza.
 -Georg - powiedziała z naciskiem.
 -Co?
 -Czy Ty dziecko nie widzisz nic poza swoim telefonem?

Dopiero teraz na mnie spojrzał.

 -O, siema. Słyszałem, że rozdzielili Cię z bliźniakiem.
 -Nie musiałeś tego mówić - upomniała go matka.
 -Widziałeś już dom? - kiwnąłem głową nie patrząc mu w oczy - no chyba nie jesteś obrażony za tego bliźniaka?
 -Wcale - powiedziałem i ruszyłem do swojego pokoju. 

Znam te snoby na tyle dobrze, aby stwierdzić, że William to zapracowany ojciec nie mający nigdy na nic czasu, wiecznie poza domem lub zamknięty w swoim gabinecie. Vera jest miła, czasem aż za bardzo, nie pracująca, szastająca pieniędzmi na lewo i prawo, zbyt ufająca swojemu synowi. Sarah zbyt poważnie traktuje pracę tutaj. A Georg to rozpuszczony bachor, który ma wszystko na jedno skinięcie palcem. Co za porąbany dom, w ogóle tu nie pasuję, jestem zupełnie inny. W sierocińcu nauczyli nas pracy, nie po to, aby wynająć sobie gospodynię, która wszystko za mnie robi.

2 komentarze:

  1. Błagam dodaj następną ja tu usycham. Bardzo podoba mi się to opowiadanie i dziwię się, że nikt go jeszcze nie skomentował. Ciekawi mnie jak dalej potoczysz ich losy ale jak na razie cudo. •﹏• Już się w nim zakochałam ≧﹏≦
    Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejną notkę.
    Pozdrawiam i weny życzę
    Kiruś <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję! Właśnie dzięki takim komentarzom mam ochotę pisać i pisać kolejne odcinki w nieskończoność. Jeśli któregoś wolnego dnia napiszę kilka rozdziałów do przodu, to oczywiście dodam je w krótszym odstępie czasowym, bo dzięki Tobie mam większą motywację i postaram się pisać jeszcze więcej i jeszcze lepiej.
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń