Rozdział 11
-Bill - zagadał do mnie Gustav.
-Hm?
-Może dasz się namówić na jakiś mały spacerek?
Uśmiechnąłem się, już byłem gotów się zgodzić, kiedy nagle gliniarz się wtrącił.
-Nie możecie wychodzić sami, to niebezpieczne - powiedział gromkim głosem.
-To chociaż do ogrodu, posiedzieć - nalegał Georg.
-Odpowiadam za Was i nie mogę na to pozwolić.
-Do kibla też nie mogę iść sam? - spytałem sarkastycznie, na co G's zaczęli się śmiać.
-Powinniście nam dziękować, że jeszcze żyjecie.
-Płacę wam za to grubymi pieniędzmi, więc jeśli aż tak pan źle się tutaj czuje, to mogę znaleźć kogoś innego, kogoś kto nie będzie bezczynnie siedział i popijał herbatkę zamiast szukać mojego brata - wykrzyczałem mu to w twarz.
-Naszym obowiązkiem, jak już mówiłem jest dopilnowanie, aby nic Tobie, ani Twoim bliskim się nie stało. Poszukiwaniami zajmuje się ktoś inny.
-Nie rozumiesz ośle, że on porwał Toma, abym zapłacił za te wszystkie, cholerne spóźnienia?! Nie zależy mu na porwaniu mnie, mojej matki, czy przyjaciół. Wie, że bardzo zależy mi na Tomie i go postanowił uprowadzić.
-Nie mamy pewności - odpowiedział.
Zrobiło mi się gorąco. Najchętniej wykrzyczałbym mu coś niecenzuralnego w twarz, ale zachowałem resztki kultury.
Poszedłem do swojego pokoju, a za mną podążyli przyjaciele.
-Co za menda! - krzyknąłem trzaskając za nami drzwiami -prędzej ja sam odnalazłbym Toma - prychnąłem.
Nagle zamyśliłem się. Do mojej głowy wpadł wspaniały pomysł, uśmiechnąłem się lekko.
-Nawet o tym nie myśl! - uprzedził mnie Gustav i Georg jednocześnie.
-Ale on może właśnie tego chce.
-Ciebie? Z pewnością - spojrzałem na Gustava z politowaniem.
-Jak kilka razy mnie uderzy, to nic się nie stanie, może wtedy wypuści Toma.
-Upadłeś na głowę? On Cię prędzej zabije, niż tam uderzy.
-A jak inaczej chcesz wyciągnąć z tego Toma?
-Trochę się na Ciebie pogniewa i go wypuści.
-Nie, Gustav. On czeka, czeka na mnie. Jeśli nie zjawię się u niego zbyt prędko, zrobi coś Tomowi.
-Z Tobą wszystko jest w porządku?
-Znam Adama lepiej, niż Ty, wiem jaki on jest.
-To jest psychol, zrobi Ci krzywdę.
Milczałem zastanawiając się jeszcze przez chwilę.
-Ja mam już dosyć tej bezsilności. Siedzimy tu jak debile i czekamy, aż Adam mu coś zrobi.
-Tym zajmuje się policja, my sami nie możemy nic zrobić, przykro mi - oznajmił Gustav.
-Sam uwolniłbym go szybciej, niż gliny - oburzyłem się.
-To zbyt ryzykowne. Każdy wie, że on chce...Ciebie - mówił Georg z obrzydzeniem przypominając sobie moje złe wspomnienia.
-Nie możemy tu tak siedzieć i czekać na cud!
Spojrzałem na chłopaków, którzy zaczęli gapić się ślepo na podłogę.
-Co z Wami!
-Bill, Ty się lepiej uspokój, a my pójdziemy Ci zrobić herbatę. Tylko siedź tutaj i się nigdzie nie ruszaj! - powiedział, po czym oboje wybiegli z mojego pokoju. Nic już nie rozumiem.
Po pięciu minutach, kiedy wciąż samotnie siedziałem w pokoju czekając na przyjaciół postanowiłem zejść po cichu i zobaczyć, co oni kombinują.
Niemile się zaskoczyłem, kiedy ujrzałem Gustava i Georga rozmawiających z gliniarzami o mnie. Opowiadali im o tym, że chcę pójść do Adama sam i, że nie liczę się z konsekwencjami. Usłyszałem zdanie, które bardzo mnie zabolało. Mój własny przyjaciel zasugerował, by zamknąć mnie w szpitalu psychiatrycznym, nie wierzyłem własnym uszom. W pewnym momencie zostałem zauważony, dobrze, bo nie chciałem już dalej słuchać, że mam coś nie po kolei w głowie. Każdy spojrzał na mnie zdębiały i nie wiedział, co ma powiedzieć.
-Chcecie mnie zamknąć w psychiatryku!?
-Bill to nie tak - zaczęli się tłumaczyć - to dla Twojego zdrowia i bezpieczeństwa.
-Obiecaliście za wszelką cenę być przy mnie, chronić mnie i wspierać - mówiłem przez zaciśnięte zęby ze łzami w oczach - chcecie się mnie wszyscy pozbyć!
-Nieprawda - podszedł do mnie Georg, ale odsunąłem się gwałtownie.
-Nie dotykaj mnie. Jak Wy w ogóle możecie trzymać z tymi pajacami!? - krzyknąłem mając na myśli gliniarzy.
-My się o Ciebie martwimy.
-Sugerujesz, że mam zaburzenia psychiczne?
-Chodzi nam o to, że byłeś skrzywdzony fizycznie i psychicznie przez Adama, a teraz to porwanie Toma, zaczynasz gadać od rzeczy. To Cię zniszczy Bill.
Poczułem bolesne ukłucie w klatce piersiowej. Nigdy w życiu nie spodziewałbym się usłyszeć tego od przyjaciela, z którym znam się od dziecka.
-Nie zamkniecie mnie z psycholami. Ja jestem normalny i do niczego mnie nie zmuszajcie! - wykrzyczałem i pobiegłem do swojego pokoju. Położyłem się na łóżku Toma, po drodze sięgając po mój zeszyt do piosenek i zacząłem pisać.
Milczałem zastanawiając się jeszcze przez chwilę.
-Ja mam już dosyć tej bezsilności. Siedzimy tu jak debile i czekamy, aż Adam mu coś zrobi.
-Tym zajmuje się policja, my sami nie możemy nic zrobić, przykro mi - oznajmił Gustav.
-Sam uwolniłbym go szybciej, niż gliny - oburzyłem się.
-To zbyt ryzykowne. Każdy wie, że on chce...Ciebie - mówił Georg z obrzydzeniem przypominając sobie moje złe wspomnienia.
-Nie możemy tu tak siedzieć i czekać na cud!
Spojrzałem na chłopaków, którzy zaczęli gapić się ślepo na podłogę.
-Co z Wami!
-Bill, Ty się lepiej uspokój, a my pójdziemy Ci zrobić herbatę. Tylko siedź tutaj i się nigdzie nie ruszaj! - powiedział, po czym oboje wybiegli z mojego pokoju. Nic już nie rozumiem.
Po pięciu minutach, kiedy wciąż samotnie siedziałem w pokoju czekając na przyjaciół postanowiłem zejść po cichu i zobaczyć, co oni kombinują.
Niemile się zaskoczyłem, kiedy ujrzałem Gustava i Georga rozmawiających z gliniarzami o mnie. Opowiadali im o tym, że chcę pójść do Adama sam i, że nie liczę się z konsekwencjami. Usłyszałem zdanie, które bardzo mnie zabolało. Mój własny przyjaciel zasugerował, by zamknąć mnie w szpitalu psychiatrycznym, nie wierzyłem własnym uszom. W pewnym momencie zostałem zauważony, dobrze, bo nie chciałem już dalej słuchać, że mam coś nie po kolei w głowie. Każdy spojrzał na mnie zdębiały i nie wiedział, co ma powiedzieć.
-Chcecie mnie zamknąć w psychiatryku!?
-Bill to nie tak - zaczęli się tłumaczyć - to dla Twojego zdrowia i bezpieczeństwa.
-Obiecaliście za wszelką cenę być przy mnie, chronić mnie i wspierać - mówiłem przez zaciśnięte zęby ze łzami w oczach - chcecie się mnie wszyscy pozbyć!
-Nieprawda - podszedł do mnie Georg, ale odsunąłem się gwałtownie.
-Nie dotykaj mnie. Jak Wy w ogóle możecie trzymać z tymi pajacami!? - krzyknąłem mając na myśli gliniarzy.
-My się o Ciebie martwimy.
-Sugerujesz, że mam zaburzenia psychiczne?
-Chodzi nam o to, że byłeś skrzywdzony fizycznie i psychicznie przez Adama, a teraz to porwanie Toma, zaczynasz gadać od rzeczy. To Cię zniszczy Bill.
Poczułem bolesne ukłucie w klatce piersiowej. Nigdy w życiu nie spodziewałbym się usłyszeć tego od przyjaciela, z którym znam się od dziecka.
-Nie zamkniecie mnie z psycholami. Ja jestem normalny i do niczego mnie nie zmuszajcie! - wykrzyczałem i pobiegłem do swojego pokoju. Położyłem się na łóżku Toma, po drodze sięgając po mój zeszyt do piosenek i zacząłem pisać.
I’m trying to tell you
I’m trying to know you
I’m dying to show you
Fighting to get you
Soon as you got me
You go and drop me
It’s cruel when you burn me
I love how you hurt me
Oh no, I’ll never let you go
Oh no, I hate that I need you so
Sick and tired of needing
Your attention
I scrath your sweet name
Right into my skin
You left me bleeding
But I couldn't give in
I'm standing in the pain
That smothering me
It's more than calling
Do mojego pokoju wparowali Gustav i Georg, od razu schowałem zeszyt pod poduszkę.
-Puka się - zacząłem - dziś żaden z Was nie będzie tutaj spał, chcę być sam.
-Nie łatwo mi to mówić, ale musisz pojechać na oddział.
-Nie ma mowy! Co z Waszymi obietnicami? Nienawidzę Was! Nienawidzę ludzi, nikomu już nie można ufać! Ten świat jest fałszywy - wpadłem w szał i zacząłem po chwili płakać.
Nie mam już nikogo. Matkę obchodzą tylko pieniądze, przyjaciele okazali się być zdradliwi, żałowałem, że wszystko im wyśpiewałem, po tym jak mnie zostawili. Drugi raz już im nie zaufam i niech to będzie nauczka. Nikomu już nie ufam. Ludzie są fałszywi.
Wpadłem w straszliwą histerię i zacząłem głośno szlochać wtuliwszy się w poduszkę Toma, czując jego słodki zapach.
Nagle usłyszałem, jak funkcjonariusz przyszedł, czułem jak wbił igłę w moją rękę. Po chwili usnąłem i obudziłem się dopiero po kilku godzinach. Poczułem, że moje ręce i nogi przywiązane są do łóżka, zacząłem się wiercić próbując się uwolnić. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Ściany były białe, ponure, nade mną stała pielęgniarka, z grymasem na twarzy.
-Nie denerwuj się - mówiła - jesteś w szpitalu psychiatrycznym - powiedziała, po czym odeszła zostawiając mnie samego w pustym pomieszczeniu. Wtedy zaniemówiłem, po policzkach spływały mi łzy, szarpałem się wołając o pomoc, ale nikt nie przychodził.
Po kilku minutach weszła ta sama pielęgniarka.
-Już Ci przeszło?
Nie odpowiedziałem.
-Jeszcze raz będziesz się tak drzeć, to zamkniemy Cię z innymi psycholami, ciesz się, że jesteś tu sam - podeszła do mnie i dała mi zastrzyk w rękę.
-Co to? - zdenerwowałem się.
-To na uspokojenie.
-Umrę od tego?
-Nie, idioto.
-Dlaczego mnie tu zamknęliście?
-Powiedziano nam, że miałeś ataki.
-Jakie kurwa ataki?
-Ataki złości na przykład.
-Mój brat został porwany, pani by kurwicy nie dostała? - krzyknąłem.
-Uspokój się!
-Odwiąż mnie, to boli - jęknąłem.
-Dla mojego i Twojego bezpieczeństwa zostaniesz przywiązany.
-Niech Gustav i Georg tu przyjadą. Teraz.
-Niedawno odjechali.
-To niech pani do nich zadzwoni, błagam.
-Nie będę im zawracać głowy.
Zdębiałem.
-To moi najlepsi przyjaciele do kurwy nędzy, masz do nich zadzwonić natychmiast!
-Najlepsi przyjaciele zamknęli Cię w psychiatryku?
-Przyjadą tu i mnie stąd zabiorą.
-Chyba raczej sobie poczekasz - powiedziała i wyszła.
Leżałem dwie godziny gapiąc się w sufit. Zegarek na ścianie wskazywał godzinę dwudziestą pierwszą. Byłem wykończony, zaraz zasnąłem i obudziłem się następnego dnia. Z rana zawitała do mnie pielęgniarka, ale tym razem była o wiele milsza i młodsza od poprzedniej. Przyniosła mi śniadanie i szklankę wody. Od razu z uśmiechem na twarzy przedstawiła mi się, Ashley.
-Gustav poprosił mnie wczoraj, abym Ci to przekazała - pokazała mi mój zeszyt do piosenek.
-Dziękuję, schowaj do szuflady przy moim łóżku - poprosiłem.
-Jest aż tak ważny dla Ciebie?
-Bardzo - odpowiedziałem bez wahania.
-Mogę wiedzieć, co w nim piszesz?
-Piosenki, jest to rodzaj mojego pamiętnika.
-Piszesz piosenki? - zapytała z podziwem.
-Jestem wokalistą - dostrzegłem błysk w jej oczach.
-Grałeś w zespole? - pytała z zaciekawieniem.
-Nie słyszałaś nigdy o Tokio Hotel? - spytałem śmiejąc się.
-Czekaj, coś kojarzę - zamyśliła się - Bill Kaulitz! -pstryknęła - jesteś nie do poznania, zupełnie inaczej wyglądasz w makijażu i bez.
-Ashley mogłabyś mnie odwiązać?
-Nie powinnam - spuściła wzrok.
-Proszę, przecież wiesz, że nic Ci nie zrobię.
Ashley przez chwilę się zastanawiała, aż w końcu zdecydowała się mnie uwolnić. Zacząłem rozmasowywać bolące nadgarstki.
-Boli Cię? - spytała.
-To nie ma teraz znaczenia - sięgnąłem po komórkę i wybrałem numer do Georga.
Po kilku minutach weszła ta sama pielęgniarka.
-Już Ci przeszło?
Nie odpowiedziałem.
-Jeszcze raz będziesz się tak drzeć, to zamkniemy Cię z innymi psycholami, ciesz się, że jesteś tu sam - podeszła do mnie i dała mi zastrzyk w rękę.
-Co to? - zdenerwowałem się.
-To na uspokojenie.
-Umrę od tego?
-Nie, idioto.
-Dlaczego mnie tu zamknęliście?
-Powiedziano nam, że miałeś ataki.
-Jakie kurwa ataki?
-Ataki złości na przykład.
-Mój brat został porwany, pani by kurwicy nie dostała? - krzyknąłem.
-Uspokój się!
-Odwiąż mnie, to boli - jęknąłem.
-Dla mojego i Twojego bezpieczeństwa zostaniesz przywiązany.
-Niech Gustav i Georg tu przyjadą. Teraz.
-Niedawno odjechali.
-To niech pani do nich zadzwoni, błagam.
-Nie będę im zawracać głowy.
Zdębiałem.
-To moi najlepsi przyjaciele do kurwy nędzy, masz do nich zadzwonić natychmiast!
-Najlepsi przyjaciele zamknęli Cię w psychiatryku?
-Przyjadą tu i mnie stąd zabiorą.
-Chyba raczej sobie poczekasz - powiedziała i wyszła.
Leżałem dwie godziny gapiąc się w sufit. Zegarek na ścianie wskazywał godzinę dwudziestą pierwszą. Byłem wykończony, zaraz zasnąłem i obudziłem się następnego dnia. Z rana zawitała do mnie pielęgniarka, ale tym razem była o wiele milsza i młodsza od poprzedniej. Przyniosła mi śniadanie i szklankę wody. Od razu z uśmiechem na twarzy przedstawiła mi się, Ashley.
-Gustav poprosił mnie wczoraj, abym Ci to przekazała - pokazała mi mój zeszyt do piosenek.
-Dziękuję, schowaj do szuflady przy moim łóżku - poprosiłem.
-Jest aż tak ważny dla Ciebie?
-Bardzo - odpowiedziałem bez wahania.
-Mogę wiedzieć, co w nim piszesz?
-Piosenki, jest to rodzaj mojego pamiętnika.
-Piszesz piosenki? - zapytała z podziwem.
-Jestem wokalistą - dostrzegłem błysk w jej oczach.
-Grałeś w zespole? - pytała z zaciekawieniem.
-Nie słyszałaś nigdy o Tokio Hotel? - spytałem śmiejąc się.
-Czekaj, coś kojarzę - zamyśliła się - Bill Kaulitz! -pstryknęła - jesteś nie do poznania, zupełnie inaczej wyglądasz w makijażu i bez.
-Ashley mogłabyś mnie odwiązać?
-Nie powinnam - spuściła wzrok.
-Proszę, przecież wiesz, że nic Ci nie zrobię.
Ashley przez chwilę się zastanawiała, aż w końcu zdecydowała się mnie uwolnić. Zacząłem rozmasowywać bolące nadgarstki.
-Boli Cię? - spytała.
-To nie ma teraz znaczenia - sięgnąłem po komórkę i wybrałem numer do Georga.
-Halo?
-Ty jebany idioto, masz po mnie przyjechać, teraz.
-Nie mogę.
-Albo przyjedziesz po mnie teraz, albo jak już stąd wyjdę zatłukę Cię, przysięgam!
-Znaleźli kolejną poszlakę, jesteśmy coraz bliżej odnalezienia Toma. Jeszcze trochę musisz tam wytrzymać, my się wszystkim zajmiemy, muszę kończyć - powiedział na jednym wydechu i rozłączył się.
Z jednej strony byłem szczęśliwy, że poszukiwania się powodzą, ale dlaczego miałem dziwne wrażenie, że nikt tu po mnie nie przyjdzie?
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz