niedziela, 27 września 2015

Ich Bin Nicht Ich - rozdział 9

Witam Was. Odkąd zaczęła się szkoła jestem strasznie zajęta, na nic nie mam czasu. Jeden odcinek, nawet tak krótki, jak ten potrafię pisać przez trzy tygodnie. Nie wspominając już, jakie mam zaległości w czytaniu innych opowiadań! Każdą wolną chwilę przeznaczam na pisanie nie tylko dlatego, że sprawia mi to wielką przyjemność, ale też mam tę świadomość, że robię to dla kogoś, że ktoś to czyta i komuś się podoba. Dlatego każdy komentarz motywuje mnie do dalszego pisania. Planowałam odcinki wstawiać co 2-3 dni na zmianę, to będę wstawiać co tydzień, na zmianę, w każdą środę o godzinie 21.00, bo inaczej się nie wyrobię. I tak nie mam ani jednego odcinka do przodu, więc mam nadzieję, że jakoś sobie poradzę. Zapraszam Was na rozdział dziewiąty. Miłego czytania kochani ;*
Ps nowe opowiadanie już za tydzień! ;)
Wspomnę tu jeszcze o koncercie. Dziś mija pół roku od koncertu. Nie mam pojęcia, kiedy to zleciało, ale mam wrażenie, że byłam tam dosłownie wczoraj. Rety niech oni się na Ukrainę nie pchają, tylko niech do nas wrócą ;D Co tu więcej pisać.. po prostu wciąż nie wierzę w to, co się wydarzyło. To był mój najpiękniejszy dzień w życiu i naprawdę trudno sobie wyobrazić, że to już pół roku ♥ Nie będę Was tu więcej zanudzać, zapraszam do czytania :*


Rozdział dziewiąty

Rano, gdy wstałem było grubo po dwunastej. Poszedłem do łazienki obmyć twarz zimną wodą, a gdy zszedłem na dół zamarłem.
 -Co ona tu robi!? - krzyknąłem.
Simone siedziała na sofie, a w dłoni trzymała filiżankę herbaty.
 -Bill - zaczął Georg.
 -Żadne Bill, wynoś się stąd.
Simone westchnęła.
 -Synku...
 -Nie mów tak na mnie, wypierdalaj, słyszysz? Nagle Ci się przypomniało, że masz synów? Jesteśmy już dorośli i Ciebie nie potrzebujemy! Zawsze mieliśmy siebie nawzajem i to nam wystarczało. Jak leżałem w szpitalu nieprzytomny i to nie raz, to nie raczyłaś odebrać telefonu od Toma - wykrzyczałem jej to w twarz, a po chwili do oczu napłynęły jej łzy.
Zerknąłem na Georga i dwójkę policjantów, którzy nawet nie próbowali się wtrącić i mnie uspokoić. 
 -Przepraszam Cię - zakryła twarz w dłoniach.
 -Teraz wiesz, co Ty możesz zrobić z Twoimi przeprosinami. Ciesz się, że Tom nie jest na moim miejscu, bo by Cię tak opierdolił, że byś już tutaj nigdy nie wróciła.
 -Bill, już wystarczy - Georg pociągnął mnie za rękę, aż na zewnątrz do ogrodu.
Cały się trząsłem z nerwów.
 -Daj fajkę - rozkazałem przyjacielowi.
Posłusznie mi ją dał.
 -Ja rozumiem, że jesteś zły na mamę - zaczął - ale nie pozwalaj sobie za bardzo, Bill. To Twoja mama.
Spojrzałem na niego.
 -Przestań się wtrącać, Georg. Dam sobie z nią radę bez Ciebie. Z resztą ona mnie teraz akurat najmniej obchodzi, chcę, żeby Tom się znalazł i to jest dla mnie w tym momencie najważniejsze - wypaliłem papierosa i wróciłem do środka.
 -Wiedzą już coś Panowie? - spytałem podchodząc do nich.
 -Na razie jeszcze nic nie wiadomo.
 -Zróbcie coś do jasnej cholery!
 -My tu jesteśmy tylko od pilnowania Pana i Pana bliskich, śledztwem zajmuje się ktoś inny.
 -Ale znaleźli już coś? Cokolwiek?
 -Niestety nie - nagle zadzwoniła czyjaś komórka -przepraszam, muszę odebrać.
Po chwili rozmowy podszedł do mnie.
 -Czy Twój brat miał na sobie jakiś łańcuszek? 
Zdziwiłem się.
 -Tak, a o co chodzi?
 -Znaleziono jakiś w pobliżu lasu.
Serce mi na chwilę stanęło.
 -Ale jak to?!
 -Spokojnie, to jeszcze nic nie znaczy. Adam mógł celowo go tam upuścić, aby wprowadzić nas na zły trop. Pojedziesz z nami na komendę, aby go zobaczyć i powiesz nam, czy należał do Toma.
 -Oczywiście - po drodze zarzuciłem na siebie kurtkę i ruszyliśmy wszyscy do auta.

Na miejscu trzeci policjant pokazał mi łańcuszek.
 -To łańcuszek Toma! - powiedzieliśmy z Simone jednocześnie.
Georg przetarł twarz dłonią.
 -Jesteście pewni?
 -Tak, sam mu go kupiłem na gwiazdkę, z resztą mam taki sam - wyjąłem spod bluzki mały wisiorek.
 -Przeszukamy teren.
 -Gdzie to dokładnie zostało znalezione? - zapytałem.
 -Leżało na ziemi w okolicy lasu - odpowiedział mi.
Ja pierdole - zakląłem w myślach. 

Byliśmy już w domu, siedziałem zamknięty w swoim pokoju nie chcąc nikogo widzieć. Leżałem pod kocem gapiąc się w sufit. Po chwili podniosłem się i wyjąłem zeszyt i długopis z szafki nocnej i skupiłem się na tym, aby wszystkie moje myśli, uczucia i pewne przemyślenia przelać na papier.


I hate my life
I can't sit still for one more single day
I've been here waiting for something
To live and die for
Let's run and hide
Out of touch
Out of time
Just get lost without a sign
As long as you stand by my side
In your shadow I can shine

Przebiegłem wzrokiem tekst, a do oczu napłynęły mi łzy. 
Zakopałem się pod kołdrą i zasnąłem. 
Spałem aż do wieczora, kiedy to obudziło mnie pukanie do drzwi. 
 -Chcę zostać sam - oznajmiłem.
 -To ja, Georg, mogę wejść?
 -Idź stąd - uparłem się.
 -Czy wszystko w porządku?
 -Byłoby, gdybyś mnie nie obudził - odpowiedziałem.
 -Nie chciałem, nie wiedziałem, że spałeś.
 -To teraz już wiesz.
Nie słuchając mnie po prostu wszedł do mojego pokoju i usiadł obok mnie na łóżku. Spojrzałem na niego zaspanym wzrokiem, na co się uśmiechnął. 
 -Czego Ty chcesz?
 -Siedzisz tu sam w tym pokoju, może chcesz ze mną porozmawiać?
 -Nie chcę z nikim rozmawiać - odwróciłem się do niego plecami.
 -Zadzwoniłem do Gustava.
 -Co w związku z tym?
 -Chce tu jutro przyjechać.
 -Czemu dopiero teraz?
 -Pojechał do siostry, jeszcze zanim się to wszystko stało i dopiero dziś mu wszystko opowiedziałem.
 -Super.
 -Gniewasz się na nas?
 -To po części Twoja wina. Tacy z Was przyjaciele, że nie chcieliście ze mną nawet rozmawiać. Mam wszystkich dosyć. Nikogo nie obchodzę, nikt mi nie pomógł, kiedy potrzebowałem pomocy, a teraz wszystko kręci się wokół Toma. Nawet moja matka postanowiła nas odwiedzić.
 -Dobrze wiesz, że tak nie było Bill. Odwróciłeś się od nas i od Toma.
 -Ale jednak wiedzieliście, że coś jest nie tak, prawda? Pewnie nawet zastanawialiście się, czy Adam naprawdę jest moim chłopakiem - spojrzałem na Geo, a ten spuścił wzrok na znak wstydu.
 -Ile razy mam Cię przepraszać? Stało się, czasu nie cofniemy, ale zawsze możemy nadrobić stracony czas.
Kiwnąłem głową.
 -Wybacz, ale jestem zmęczony - powiedziałem i zamknąłem oczy słysząc, jak wychodzi.
Była trzecia w nocy, obudziła mnie dzwoniąca komórka, numer prywatny. Odebrałem.
 -Halo?
 -Witaj Bill - oniemiałem. Zawsze rozpoznam ten głos.
 -Adam - powiedziałem przez zaciśnięte zęby - gdzie jest mój brat!?
 -Bill? - usłyszałem głos Toma, a serce kołatało mi jak szalone. Zacząłem płakać jednocześnie, ze szczęścia, że nic mu nie jest i jednocześnie z rozpaczy, że jeszcze nie mam go przy sobie.
 -Tom! Co on Ci zrobił!? - po moich policzkach spływały łzy.
 -Nic mi nie jest - odpowiedział.
 -Tom, tęsknię za Tobą!
 -Już nie długo się zobaczymy, Bill. Nie martw się.
 -Nie byłbym tego taki pewien - znowu usłyszałem głos Adama.
 -Czego Ty ode mnie chcesz!? Pieniędzy?
 -Nie, nie Billy. To jest kara dla Ciebie za te wszystkie spóźnienia i nieobecności u mnie o wyznaczonej porze.
 -Lecz się! Oddaj mi Toma, proszę!
 -Najpierw się trochę nim pobawię.
 -Spróbuj go tylko tknąć, a Cię zabiję!
 -Już się boję. Jesteś zwykłą szmatą, Bill - powiedział i po kilku sekundach się rozłączył. 
Rzuciłem telefon na ziemię, po czym z trzaskiem się rozpadł.
 -Co się dzieje? - po chwili do mojego pokoju wszedł Georg.
 -Adam do mnie dzwonił.
 -Co!? - Georg zawołał moją mamę i policjantów, którzy zaczęli mnie przesłuchiwać.
 -Opowiedz nam całą rozmowę od początku do końca - rozkazał.
Opowiedziałem im wszystko co do słowa, po czym zwrócili mi uwagę, że następnym razem mam ich zawołać, aby mogli namierzyć Adama.
 -Byłem w szoku, najważniejsze, że Tom jest cały i zdrowy.
Ja, Simone i Georg byliśmy tak szczęśliwi, jak nigdy dotąd.
Każdy poszedł do swojego pokoju, a ja nie mogłem usnąć. W głowie wciąż dudniły mi słowa Toma. Była szósta, a ja wciąż próbowałem usnąć bez skutku. Postanowiłem przejść się na spacer. Ubrałem się i wyszedłem po cichu. Chłodny, poranny wiatr owiewał moją twarz. Przeszedłem ze sto metrów i dotarłem do małej rzeczki, usiadłem na ławce niedaleko niej. Po chwili jakaś dziewczyna dosiadła się do mnie.
 -Boże Bill! 
Uśmiechnąłem się do niej, ale byłem trochę zdziwiony. Przecież od dawna już praktycznie nie istniejemy.
 -Jestem Waszą wielką fanką! Mam na imię Wiktoria - podała mi rękę.
 -To miło - posłałem jej uśmiech.
 -Czekamy na nowy album, każdy fan na Was liczy.
 -Przykro mi, ale ogłosiliśmy koniec naszej kariery.
 -Wierzymy w Was. I choćby to miało trwać wieki, my będziemy czekać.
 -To naprawdę koniec - westchnąłem.
 -A mogę spytać dlaczego?
 -Tak wyszło - odpowiedziałem dość oschle.
 -W porządku, nie musisz mówić. Jak się chłopaki czują?
Zawahałem się, nie mogłem jej przecież powiedzieć o Tomie.
 -Mają się dobrze.
 -To świetnie. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Cię spotkałam, właśnie spełniłam swoje marzenie! 
 -Spokojnie, to tylko ja.
 -Mogę Cię o coś spytać, Bill?
 -Jasne.
 -W wywiadach jesteś taki wesoły, a teraz wydajesz mi się smutny.
 -Jest wczesna pora, po prostu jestem zmęczony - uśmiechnąłem się ponownie.
 -Naprawdę cieszę się, że Ciebie poznałam, rety znajomi mi nie uwierzą! Mogłabym zrobić sobie z Tobą zdjęcie? - poprosiła.
 -Nie ma problemu.
Dziewczyna zrobiła zdjęcie i przytuliła mnie.
 -Dziękuję - odparła.
 -Za co?
 -Za wszystko. Za to kim jesteś, za tyle lat razem, za wszystkie albumy, piosenki, wywiady i koncerty. Za to, że dzięki Wam mogę spełniać swoje marzenia, za to, że dzięki Wam każdego ranka, gdy się budzę i spoglądam na Wasze plakaty jestem uśmiechnięta i szczęśliwa. Dziękuję za wszystko - mówiąc te słowa rozpłakała się. Zrobiło mi się jej żal. Przytuliłem ją mocno do siebie. 
 -Te słowa wiele dla mnie znaczą, na pewno je zapamiętam. Pamiętaj, że gdyby nie Wy - nasi fani nie osiągnęlibyśmy nic. Zawdzięczamy wszystkie nasze sukcesy właśnie Wam. W końcu jesteśmy jedną, wielką rodziną.
 -Nawet nie wiesz, jaka jestem szczęśliwa. Mam nadzieję, że już niedługo ogłosicie wielki powrót. Przekaż proszę moje słowa chłopakom i pozdrów ich.
 -Nie ma sprawy - uśmiechnąłem się.
 -Muszę już iść, bo i tak jestem już spóźniona do pracy. Jeszcze raz dziękuję Ci za to spotkanie i za miłą i szczerą rozmowę. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
 -Do zobaczenia.
Wiktoria odeszła, ja też postanowiłem już wrócić, bo na dworze było coraz chłodniej. W głowie ciągle dudniły mi jej słowa. Zrozumiałem, jak ważni jesteśmy dla naszych fanów, a my tak po prostu ogłosiliśmy koniec kariery, tak bez powodu. A fani mimo tego, że ich zawiedliśmy są z nami i czekają na powrót. Wróciłem do domu i najciszej, jak potrafiłem udałem się do mojego pokoju. Ku mojemu zdziwieniu na moim łóżku siedział Geo.
 -Gdzie byłeś?
 -Wyluzuj trochę. Chciałem się przejść, bo nie mogłem usnąć.
 -Bill, jeśli jeszcze kiedykolwiek zachce Ci się wychodzić, to choćby to miało być o trzeciej w nocy przyjdź do mnie i mnie obudź. Nie możesz chodzić sam, przecież ten sukinsyn mógł Ci coś zrobić! Pomyślałeś o tym?
 -Dzięki Georg za troskę - powiedziałem szczerze.
 -Nie masz za co dziękować, po prostu martwię się o Ciebie.
 -Spotkałem naszą fankę - usiadłem obok Georga i zacząłem mu opowiadać, co do słowa.
 -Mamy najlepszych fanów na całym świecie - powiedział.
 -Zdecydowanie, nie można ich zawieść.
Spojrzeliśmy po sobie porozumiewawczo.
 -To może jak się już wszystko ułoży nadrobimy stracony czas? 
 -Nie wiem, Georg. Muszę to przemyśleć.
 -Pomyśl o naszych fanach, którzy na nas czekają.
 -Zobaczymy.
 -Czyli nie mówisz nie?
 -Zastanowię się.
 -W porządku.  
 -O której przyjeżdża Gustav?
 -Dopiero o piętnastej.
 -Okej - odparłem i położyłem się.
 -Jesteś zmęczony?
 -Nie.
 -Głodny?
 -Nie.
 -Chcesz zostać sam?
 -Nie.
 -Okej, rozumiem, już wycho..nie?
 -Nie. Możesz tu zostać - przytuliłem się do niego i po chwili zasnąłem.
Mimo tego, że wcześniej powiedziałem, że nie chce mi się spać było mi tak dobrze, że powieki mi się same zamykały.


C.D.N.

  
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz