sobota, 15 sierpnia 2015

Kids

HAPPY BIRTHDAY DURCH DEN MONSUN

Hej, jak już pewnie wiecie dzisiaj jest dziesiąta rocznica Durch Den Monsun. Co prawda z chłopakami jestem o wiele krócej, ale jest to dla mnie wyjątkowe wydarzenie. Na tę okazję wstawiam Wam odcinek "specjalny" pokazujący, jak zaczęła się kariera chłopaków. ALE nie wszystko, co napisałam w tym opowiadaniu stało się naprawdę, niektóre fragmenty dodałam sama od siebie, nie miejcie mi tego za złe :3 Mimo wszystko zapraszam do czytania i mam wielką nadzieję, że Wam się spodoba. Niestety w Warszawie mnie nie będzie, bo będę w tym czasie w Londynie, ale Wam życzę udanej zabawy i udanego świętowania dziesiątki, szkoda tylko, że mnie tam z Wami nie będzie. Oby nasi bliźniacy i G's się nie zmieniali ♥ Happy Birthday Tokio Hotel ♥ 




^Wiktoria^


KIDS 


Rok 2003


Dwójka bliźniąt mieszka ze swoją matką. Ojciec odszedł pięć lat temu zostawiając rodzinę z trudną sytuacją finansową. Jako, że pani Kaulitz musi jakoś zarabiać jest cały dzień poza domem i bracia muszą radzić sobie sami. Chłopcy mają zupełnie inny charakter. Tom, starszy o dziesięć minut mimo, że ma dopiero czternaście lat pali, pije i często nawet kradnie. Bill to jego zupełne przeciwieństwo, uczy się bardzo dobrze i nie sprawia problemów. Gdy rodzina znów musi się przeprowadzić bracia poznają w nowej szkole Gustava i Georga i od razu się zaprzyjaźniają. Pewnego dnia postanawiają założyć zespół. Z początku nie zdają sobie sprawy, że odniesie on taki sukces. 

 -Tom, gdzie jesteś? - zacząłem szukać mojego brata. Bałem się, że może znowu się w coś wpakował.

 -Na strychu, nie panikuj - usłyszałem nagle. No tak, że też ja o tym nie pomyślałem, lubił tam długo przesiadywać. Ja zawsze bałem się tam wchodzić, zwłaszcza, że Tom lubił mnie straszyć i robić mi głupie kawały. 
Wszedłem powoli po schodkach wchodząc na strych. Aż się zakrztusiłem, całe pomieszczenie było w dymie.
 -Znowu palisz? - zacząłem kaszleć i machać ręką przed twarzą.
 -Wyluzuj - Tom przewrócił tylko oczami.
 -Wiesz, jakie to niezdrowe? Prędzej, czy później mama się dowie o tym, że palisz.
 -Spróbuj - podszedł do mnie z zamiarem włożenia mi do buzi papierosa.
 -Nie, nie chcę - odsunąłem się gwałtownie.
Mój starszy brat zaczął się ze mnie śmiać, nie było to coś nowego, ale tego świństwa nigdy nawet nie spróbuję.
 -Znowu kradłeś? - skinąłem głową na paczkę papierosów, którą miał w kieszeni.
 -A jak myślisz?
 -Tom - westchnąłem głęboko - a co, jeżeli pewnego dnia ktoś Cię przyłapie?
 -Martwisz się o mnie?
 -Mam dużo powodów, by się o Ciebie martwić.
 -Nie masz się o co martwić.
 -Ale jesteś nieodpowiedzialny i stwarzasz dużo problemów.
 -Kradnę, żebyśmy mieli co jeść, więc nie narzekaj, bo gdyby nie ja, to chodziłbyś głodny - zaciągnął się dymem.
 -Nie o jedzenie mi chodzi, tylko o to - zabrałem mu papierosa i zdeptałem na podłodze.
 -Oj Bill - uśmiechnął się i skinął głową na sofę, żebym usiadł.
Mimo tego, że to był strych i nikt oprócz Toma i mnie tu nie przychodził, to było tu nawet ładnie. Czysto i przytulnie, nawet chyba lepiej, niż w naszych pokojach, ale mimo wszystko się bałem, więc za często tu nie przychodziłem, chyba, że do Toma, który bardzo lubił tu przebywać.
 -Chcesz się czegoś napić? - spytał siadając obok mnie na kanapie.
 -Masz mleko?
Tom uśmiechnął się i nalał mi mleko do szklanki. Była tu nawet mała lodówka, więc nie było problemu. Kanapa była rozkładana i spokojnie można by tu nawet zamieszkać. A na dachu nad sofą było małe okienko, przez które widać było niebo.
Zacząłem pić swoje mleko, zapanowała dziwna cisza.
 -To może, no ten...chcesz gdzieś wyjść? - zaczął dredziarz.
 -Teraz? Gdzie? 
 -Może nad jezioro? - mieszkaliśmy nad jeziorem, więc w porządku, pomijając fakt, że jest po dwudziestej drugiej i jest ciemno i chłodno.
 -Mówisz poważnie?
 -A dlaczego nie?
 -Bo jest późno, ciemno i zimno?
 -Boisz się? - Tom wybuchnął śmiechem.
 -Tak, żebyś wiedział.
 -Ze mną nic Ci się nie stanie.

Teraz przypomniało mi się, jak mieliśmy po dziesięć lat i podczas nieobecności naszej mamy również poszliśmy nad jezioro popływać. W pewnym momencie zacząłem się topić i gdyby Tom mnie wtedy nie uratował to utonąłbym. Nic nawet nie powiedzieliśmy mamie, bo w przeciwnym razie bałaby się już zostawić nas samych.


 -Bill? - Tom pstryknął mi przed twarzą.

 -Wybacz, zamyśliłem się.
 -Spoko, idziemy?
Skinąłem głową i wyszliśmy z domu kierując się w stronę jeziora. Usiedliśmy obok siebie na ławce stojącej naprzeciw wody. Zacząłem się trząść z zimna.
 -Zimno Ci?
 -Trochę.
Tom przysunął się bliżej i przytulił mnie okrywając jednocześnie swoją bluzą. Była na tyle duża, że nie musiał jej z siebie ściągać. Poczułem bijące od niego ciepło. 
 -Dzięki - wtuliłem się jeszcze bardziej w Toma.
 -Nie ma za co. Wiesz może o której dziś wraca matka?
 -Mama wraca dziś o trzeciej - dałem nacisk na pierwsze słowo - a czemu pytasz?
 -Do jej powrotu muszę zdążyć posprzątać na strychu.
 -Co byś zrobił, jakbyś nie zdążył?
 -Nie wiem, zależy co by zrobiła mama.
 -A nie boisz się, że pewnego dnia Cię przyłapie?
 -Nie.
 -No tak, Ty to zawsze masz wszystko gdzieś i niczym się nie przejmujesz
 -Wy mnie najbardziej obchodzicie, szczególnie Ty, Bill, więc nie mów, że mam wszystko gdzieś.
 -Tom? - szepnąłem.
 -Hm?
 -Jak sobie nas wyobrażasz za dziesięć lat?
 -Widzę dwóch bliźniaków na scenie, którzy są mega popularni i mają dużo fanów.
 -Skąd taki pomysł? - zaśmiałem się.
 -Nie wiem, ale tak będzie nawet i za kilka lat, zobaczysz.
 -Wybij to sobie z głowy - prychnąłem.
 -Dlaczego?
 -Nie uda nam się - chodź szczerze mówiąc też zawsze marzyłem o sławie.
 -A zakład?
 -W porządku. Co chcesz przegrać?
Tom uśmiechnął się.
 -Nic.
 -Boisz się, że przegrasz?
 -Jestem pewien, że wygram.
 -W porządku, zobaczymy - wzruszyłem ramionami.
 -Chociaż nie, jest coś, o co chciałbym się założyć - spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.
Robi się ciekawie.
 -Do prawdy? Co to takiego?
 -Jeśli wygram to mnie pocałujesz. Ale będziesz się musiał postarać.
Czy on zgłupiał do reszty?
 -Zgadzam się! - powiedziałem pewnie, ale zaraz ugryzłem się w język.
Nagle usłyszeliśmy za sobą śmiech kilku chłopaków, odwróciliśmy się.
 -No, no Kaulitz, jak romantycznie - poznałem ich od razu, oni zawsze mi dokuczali. Zawsze znaleźli coś, co im u mnie nie pasowało. 
 -Przestań, to mój brat - odparłem mając nadzieję, że nic nie usłyszeli, chociaż szanse na to były znikome.
 -Flirtujesz z bratem?
Tom momentalnie podszedł do nich i zaczął się z nimi bić, próbowałem go jakoś powstrzymać, ale nie dałem rady. Pobił trzech chłopaków i sam nie odniósł żadnych obrażeń.
 -Tom! - krzyczałem - chodź już do domu - chwyciłem go za rękę i pociągnąłem za sobą do domu.
 -Zwariowałeś? Co cię napadło? - klepnąłem go w ramię.
 -Powinieneś się cieszyć, że już nawet do Ciebie nie podejdą i nie będą Cię zaczepiać - wzruszył ramionami. 
 -Możesz mieć teraz kłopoty!
 -Przestań się tak o mnie martwić, dam sobie radę - przewrócił oczami jak zwykle nie martwiąc się niczym - dobranoc - powiedział idąc na strych.
 -Zostawisz mnie samego?
 -Przecież jestem w domu - westchnął.
 -Dobranoc - poszedłem do swojego pokoju i położyłem się na łóżku.

Pół godziny przewracałem się z boku na bok próbując zasnąć, ale bez skutku. Chciałem pójść do Toma, ale znowu by mnie wyśmiał. Pewniej czułem się, gdy był przy mnie. Ale po chwili do pokoju wszedł Tom wchodząc po drewnianej drabince na górę łóżka, no proszę i problem rozwiązał się sam. Udałem oczywiście, że śpię. 

 -Wiem, że nie śpisz - zaczął.
 -Dzięki Tobie już nie - opowiedziałem udając, że ziewam.
 -Żałosny jesteś - parsknął śmiechem.
 -A Ty, Tomi boisz się sam spać na strychu? 
Od razu przestał się śmiać.
 -Nie mów do mnie "Tomi", wiesz, że tego nie lubię.
 -Wiem, Tomi - robiłem mu na złość.
 -Zamknij się, albo zaraz do Ciebie zejdę i wtedy nie będzie Ci tak wesoło.
Wolałem już nic nie mówić i od razu zasnąłem. Wystarczyło tylko, żeby Tom tu przyszedł.

Rano obudziła nas mama. Z początku myśleliśmy, że do szkoły, jak zawsze, ale gdy szedłem do łazienki zatrzymała mnie. Westchnęła głęboko i kucnęła przed nami.

 -Chłopcy, jest pewna sprawa - spojrzeliśmy po sobie z Tomem zdziwieni - musimy się przeprowadzić.
Może ja nie byłem zbytnio przywiązany do tego domu, oprócz jeziora, bo tam przychodziliśmy, jak byliśmy mali, jeszcze z tatą, zanim nas nie zostawił i może to głupie, ale Tom kocha to miejsce, zwłaszcza strych, więc byłem przygotowany na to, że się teraz wścieknie.
 -Co!? Niby dlaczego!? -zmarszczył brwi.
 -Tom, nie denerwuj się. Niestety nie stać nas już na ten dom - wyciągnęła rękę w celu pogłaskania Toma w ramię, ale odsunął się.
 -Jak to nie stać? Ja nigdzie się stąd nie ruszam!
 -Wiem, że to dla Was trudne, też jestem przywiązana do tego domu, ale nie mamy wyjścia.

Mama była już bliska rozpłakaniu się, podszedłem do niej i ją przytuliłem. Dodatkowo Tom ją przytłaczał jeszcze bardziej swoim zachowaniem.

 -Damy sobie radę, kochani. Nie możemy się kłócić i musimy się wspierać nawzajem. Tom czy mogę na Ciebie liczyć? - spojrzeliśmy obydwoje na Toma. Westchnął i nic nie mówiąc przytulił nas.
 -Naprawdę musimy wyjeżdżać? - spytał.
 -Niestety musimy. Jutro rano stąd wyjeżdżamy, więc dziś musimy się spakować.
Od razu każdy poszedł do swojego pokoju, znaczy Tom poszedł na strych. Spakowałem się w jakąś godzinę i ruszyłem sprawdzić, co robi mój brat. 
 -Mogę?
 -Chodź - skinął głową na kanapę. Usiadłem obok niego.
 -Więc jutro zaczynamy od nowa - zacząłem.
Dredziarz pokiwał głową.
 -Zrobisz coś dla mnie? - spytałem nieśmiało.
 -Wszystko. A o co chodzi?
 -A obiecujesz?
 -Obiecuję.
 -Przestaniesz pić i palić?
Tom uśmiechnął się.
 -Bill... - zaczął, ale przerwałem mu.
 -Obiecałeś, że zrobisz wszystko. Proszę, dla mnie - zacząłem go prosić.
 -W porządku. 
 -Naprawdę? - myślałem, że nie uda mi się go namówić, bo nie raz już go prosiłem o to, żeby przestał brać używki, ale na marne. A teraz z jakiegoś dziwnego powodu zgodził się od razu.
 -Tak, szczerze mówiąc już mi się to znudziło, a mam pojęcie, że niszczę sobie zdrowie przez to gówno - od kiedy on był taki mądry?
 -Dziękuję - rzuciłem się na niego.
 -Ee w porządku, możesz mnie już puścić - jęknął.
 -Wybacz. Jesteś już spakowany? - spytałem rozglądając się po pustym już pomieszczeniu.
 -Jak widać. 
 -Tak dziwnie tu, jak jest tak pusto.
 -Już nie jest tu tak przytulnie - powiedział.

Prychnąłem.
 -Nigdy nie było.
 -Tu było lepiej, niż w naszym pokoju.
 -Może dla Ciebie - wzruszyłem ramionami - ciekawe, jak będzie w nowym domu - zamyśliłem się.

 -Pewnie będzie on tańszy, a jak tańszy to też brzydszy.
 -Całkiem prawdopodobne - mruknąłem - Tom, może pójdziemy nad jezioro? Ostatni dzień, sam rozumiesz - zaproponowałem.
 -Ok - poszliśmy jeszcze po mamę i mimo tego, że nie zdążyła się jeszcze spakować do końca od razu ruszyła za nami. Usiedliśmy we trójkę na ławce.
 -Ale gorąco, mam ochotę trochę popływać - oznajmił Tom zdejmując koszulkę i rzucając ją gdzieś na trawnik - Bill, chodź ze mną.
Spojrzałem niepewnie na jezioro. Miałem lęk do wody po tamtym wypadku. Mój brat podszedł bliżej i wyciągnął do mnie rękę uśmiechając się. Wiedziałem, że mogę mu zaufać i, że nic mi się przy nim nie stanie. Podałem mu rękę wstając i rozbierając się. Jednocześnie weszliśmy do wody, która całe szczęście była ciepła, ale przyjemna. Z początku czułem się trochę niepewnie, ale przełamałem się i razem zanurkowaliśmy dość głęboko. W pewnym momencie poczułem objęcie w pasie i nim się zorientowałem mój własny brat mnie pocałował, w dodatku pod wodą! W końcu oderwał się ode mnie i wypłynął na powierzchnię pociągając mnie za sobą. Pierwszy wyszedłem z wody zakładając koszulkę na mokre ciało i udałem się do domu nie czekając na resztę. Pod wieczór zebrałem się w końcu na odwagę, żeby pójść do Toma. Bez pukania wszedłem od razu. 
 -Dlaczego mnie dziś pocałowałeś? - walnąłem prosto z mostu nie przeciągając dłużej. 
 -Sory - wzruszył ramionami.
 -Tylko tyle masz mi do powiedzenia? - złożyłem ręce na piersi.   
 -A co mam Cię błagać na kolanach o przebaczenie? Bill nie myśl sobie, ja Cię kocham, ale tylko jak brata.
 -Bracia się tak nie całują.
 -Jesteśmy wyjątkiem.
Czyli sugerował, że to nie był ostatni raz, ale szczerze mówiąc to mi nie przeszkadza. To będzie po prostu nasza słodka tajemnica. 
 -Ok - odpowiedziałem i zszedłem po schodkach.
 -Bill - odwróciłem się - śpię dziś tutaj.
Skinąłem głową i poszedłem położyć się spać. To ostatnia noc w moim pokoju. Szkoda, że Tom udaje, że jakiś głupi strych obchodzi go bardziej, niż ja. Pojęcia nie mam, dlaczego tak się związał ze zwykłym pomieszczeniem. Ale skoro to ostatnia noc, tu mu to odpuszczę, chociaż nadal tego nie rozumiem.
Rano poczułem, jak ktoś mnie delikatnie szturcha.
 -Bill wstawaj - szepnął Tom.
 -Jeszcze chwila, Tomi - jęknąłem.
 -Mam Cię znowu pocałować? - szepnął mi wprost do ucha na co momentalnie wstałem.
 -Wyglądasz zajebiście - dredziarz parsknął śmiechem. Miał pewnie na myśli moją szopę na głowię i przestraszoną minę.
 -Cicho! Nie przeklinaj - przewrócił oczami.
 -Ubieraj się, zaraz wyjeżdżamy.
W drodze do łazienki zauważyłem zdenerwowaną mamę biegającą po całym domu, biedna najwyraźniej nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Gdy byłem już gotowy pomogłem zabrać walizki do naszego auta. Spojrzałem ostatni raz na nasz dom i jeziorko, trochę posmutniałem. My z Tomem usiedliśmy z tyłu obok siebie.
 -Nie martw się - pogłaskałem go po ramieniu widząc jak przeżywa tą przeprowadzkę.
 -Przed nami dziesięć godzin jazdy, chłopcy. Z tyłu w torbie są kanapki i picie, jakbyście zgłodnieli. 
 -Mamo, uważaj na drodze - upomniałem ją.
 -Nie martw się, synku, wszystko będzie w porządku - uśmiechnęła się - no to ruszamy - westchnęliśmy wszyscy jednocześnie.
 -Jak wygląda nasz nowy dom? - spytał Tom.
 -Nie wiem, wszystko się dopiero okaże.

Podróż minęła spokojnie. Co kilka godzin stawaliśmy na stacji aby zatankować lub kupić jedzenie i przede wszystkim, żeby mama trochę odpoczęła i nabrała sił. Słuchaliśmy z Tomem jego playlisty, która nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia, ponieważ był tam sam hip-hop. Chociaż muszę przyznać, że niektóre kawałki były naprawdę fajne. Położyłem głowę na kolanach Toma i prawie całą podróż spałem. Czułem tylko, jak mój brat głaszcze mnie po głowie, co było bardzo przyjemne. 


 -Bill, obudź się, jesteśmy już na miejscu - usłyszałem głos mamy. Wstałem nerwowo i wysiadłem z samochodu. Muszę przyznać, że ten dom był o wiele ładniejszy, niż nasz poprzedni. Miał nawet bramę.

 -Na taki nas stać? - spytałem przyglądając się budynkowi.
 -Tak. Wbrew pozorom nie był taki drogi i nie spodziewałam się tak ładnego domu. Prawie był zapomniała, jutro idziecie do nowej szkoły.
 -O Matko! - spojrzeliśmy na Toma przestraszeni.
 -Co?
 -Zapomniałem pożegnać się z ziomkami - odetchnęliśmy z ulgą.
Przywykłem już do jego durnej potocznej mowy.
 -To zadzwonisz do nich - wzruszyłem ramionami. Ja w przeciwieństwie do Toma nie miałem prawdziwych kolegów w poprzedniej szkole. A Tom miał tam złe moim zdaniem towarzystwo, bo przez nich właśnie zaczął pić i palić. Całe szczęście, że przejrzał trochę na oczy.

 -Będziemy tu tak stać, czy wejdziemy w końcu do środka? - spytałem niecierpliwy.

 -Wchodzimy - odpowiedzieli jednocześnie.

Wszedłem jako pierwszy. Nasz nowy dom był na pewno większy, niż ten poprzedni. Był przytulny i od razu wiedziałem, że fajnie będzie się nam tu mieszkało. W salonie był nawet niewielki telewizor.


 -Ale tu jest strych, prawda? - zapytał od razu Tom.
Mama uśmiechnęła się i skinęła głową na schody.
 -Bill, chodź ze mną - złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
Weszliśmy na strych, nie było tu ani trochę strasznie i było o wiele lepiej.
 -Widzisz Tom, niepotrzebnie się tak denerwowałeś - spojrzałem mu w oczy. Przytulił mnie i pocałował w policzek.
 -Przepraszam. Wiesz przecież, że Cię kocham, prawda?
 -Wiem - nie często mi to mówił, ale zdawałem sobie z tego sprawę - ja Ciebie też.
 -Idziemy zobaczyć nasz pokój? - zapytał.
 -Nareszcie!
Po drodze natknęliśmy się na naszą mamę.
 -Widzieliście już cały dom?
 -Oprócz naszego pokoju - oznajmiłem.
 -Ale Wy macie osobne pokoje - odparła.
Spojrzeliśmy po sobie z Tomem.
 -Ale jak to?! - zaczęliśmy krzyczeć.
 -Ale mieliście miny - mama parsknęła śmiechem - oczywiście, że macie wspólny pokój.
Odetchnęliśmy z ulgą. Zależało mi, żeby Tom był zawsze przy mnie, bo nienawidziłem się z nim rozstawać i on tak samo.
W nowym pokoju nie mieliśmy piętrowego łóżka, jak poprzednio, tylko teraz stały one obok siebie. Wszyscy się cieszymy z tej przeprowadzki, pozostaje jedna sprawa.

 -Mamo, jest tu gdzieś w pobliżu jezioro? - spytałem z nadzieją.

 -Jest takie małe, da się dojść na pieszo, a trochę dalej jest morze.
Ucieszyliśmy się bardzo z Tomem.
 -W takim razie musimy pozwiedzać okolicę - spojrzałem na Toma uśmiechając się.
 -A co z Twoją pracą? - zapytał Tom.
 -Będę pracowała w markecie.
 -Czyli, że znowu Cię nie będzie długo w domu?
 -Niestety tak. Jesteście już duzi, mogę Wam zaufać. Tom opiekuj się bratem, dobrze?
 -Nawet nie musisz mnie prosić.
 -Dziękuję. Ja idę się trochę przespać, bo padam z nóg, a muszę być jutro do pracy wypoczęta. Wy jak chcecie, to możecie wyjść na dwór, tylko nie wróćcie za późno, bo macie jutro szkołę. 
Tom skinął głową i wyszliśmy na zewnątrz.
 -Gdzie najpierw idziemy? - spytałem.
 -Może pójdziemy zobaczyć to jezioro?
 -W porządku - Tom mnie objął i tak szliśmy jakieś pięć minut, aż naszym oczom ukazało się niewielkie jezioro. Weszliśmy na pomost, akurat był zachód słońca. Tom spojrzał mi w oczy.
 -Kocham Cię - oznajmił i musnął delikatnie moje usta.
 -Jeszcze - szepnąłem i zrobił to po raz drugi.
Mój brat coraz częściej mówił mi, że mnie kocha i do tego te pocałunki, ktoś obcy pomyślałby, że coś między nami jest, ale to nie prawda. To tylko bardzo dziwne zachowanie dwóch braci - tylko braci. To była tylko i wyłącznie miłość braterska, a te nasze pocałunki nie były dla nas niczym złym. Kocham go bardzo, ale jako brata i on tak samo, nie ma innej opcji.
 -Też Cię kocham, Tomi - szepnąłem mu do ucha.
 -Idziemy popływać? - rzucił nagle.
Tym razem było ciepło.
 -Ok - rozebraliśmy się i wskoczyliśmy jednocześnie do jeziora. Nie sądziłem, że woda będzie taka lodowata. Zacząłem się trząść z zimna.
 -T-T-Tom zimno mi, wychodzę
 -Ja też, idź pierwszy - wskazał palcem na drabinkę.
 Weszliśmy na pomost i ubraliśmy się w pośpiechu.
 -Masz - Tom okrył mnie swoją bluzą.
 -Dzięki, Tom.
 -Idziemy, robi się ciemno.

Byliśmy już w domu.

 -Tom? Gdzie dziś śpisz? - zapytałem.
Uśmiechnął się - z Tobą oczywiście.

Rano wstałem o siódmej, to przez to, że jestem w obcym miejscu, ale z jednej strony dobrze, bo mama była w pracy, a my musimy wstać do szkoły. Popatrzyłem na Toma, na jego kolczyk w wardze, który od zawsze mi się podobał, na dredy, tak słodko spał, że aż szkoda mi go było budzić.
 -Na co się tak patrzysz? - otworzył momentalnie oczy i zaczął się śmiać. Ja natomiast spaliłem cegiełkę.
 -Właśnie chciałem Cię obudzić, ubieraj się, bo się do szkoły spóźnimy - powiedziałem nerwowo.
 -Mama w pracy?
 -Tak - westchnąłem.
Poszedłem pierwszy do łazienki. Ułożyłem sobie fryzurę i się ubrałem. Gdy wyszedłem spojrzałem na Toma, spiął sobie z tyłu dredy i jak zwykle ubrał za duże ubrania.
 -Fajnie wyglądasz - oznajmiłem patrząc na jego nową fryzurę.
 -Dzięki, Ty też.
 -Idziemy już?
 -A śniadanie?
 -Ja nie jem, jak chcesz to zjedz, a ja na Ciebie poczekam.
 -Jestem głodny, jak wilk, a czemu Ty nie jesz?
 -Nie jestem głodny, pośpiesz się - nie kłamałem w tym momencie, chociaż przyznaję, że staram się dbać o moją sylwetkę.
Tom zjadł dwie kanapki i wziął dwa jabłka.
 -To dla Ciebie - podał mi jedno.
 -Dzięki.

 -Denerwujesz się? -spytałem po drodze.
 -Nie, a Ty? 
 -Trochę.
 -Dlaczego? -zmarszczył brwi.
 -Co jeśli znowu będą dziwni uczniowie?
 -Jeśli ktoś Ci coś zrobi to będzie miał do czynienia ze mną.
 -Chodzi mi o Ciebie
 -Nie rozumiem?
 -Co, jeśli znowu wpadniesz w złe towarzystwo?
 -O czym Ty do cholery mówisz? -zatrzymał się.
 -Przecież to przez tamtych chłopaków zacząłeś pić i palić, tylko nie zaprzeczaj. Chodź, bo się spóźnimy! -złapałem go za bluzę i pociągnąłem za sobą. 

W szkole Tom od razu zapoznał się z jakimiś chłopakami, a biedny Bill nie miał gdzie usiąść.


 -Możesz usiąść obok mnie -usłyszałem za sobą łagodny, dziewczęcy głos - odwróciłem się - mam na imię Wiktoria - przedstawiła się i podała mi rękę.

 -Bill.
 -Miło mi - uśmiechnęła się.
Odwzajemniłem uśmiech. 
 -Jesteś nowy, prawda?
 -Tak - odparłem siadając obok Wiktorii.
 -No zobacz dwóch nowych kolegów w klasie. Widzisz tamtego chłopaka w dredach? Też jest nowy, bo widzę go pierwszy raz. 
 -On jest...- próbowałem sprostować sytuację, ale Wiktoria mi przerwała.
 -Przystojny, podoba mi się.
Parsknąłem śmiechem.
 -To jest mój brat bliźniak - oznajmiłem dalej się śmiejąc.
Wiktoria zrobiła się cała czerwona, aż mi się jej szkoda zrobiło.
 -Nie martw się, nic mu nie powiem - uśmiechnąłem się.
 -Rzeczywiście jesteście bardzo podobni, nie przyszło mi to do głowy - i sama zaczęła się śmiać - denerwujesz się? - spytała zmieniając temat.
 -Trochę, nikogo tu nie znam, a mój brat już znalazł sobie kolegów.
 -Nie martw się, jestem pewna, że polubisz moich przyjaciół Georga i Gustava, chodzą do drugiej klasy. 
 -Widzę, że już sobie znalazłeś koleżankę - usłyszałem nagle głos Toma, który usiadł za mną i Wiktorią, która znowu spaliła cegiełkę.
 -Dzięki, że mnie zostawiłeś. 
 -Nie zostawiłem Cię, tylko poszedłem się ich o coś spytać.
Spojrzałem na niego. Nagle przeszła mnie myśl, że Tom znowu zrobi coś głupiego i moja przemowa nic nie dała.
 -Nie, Bill - to mi wystarczyło. Spojrzałem w jego oczy i od razu mu uwierzyłem.
 -To jest Wiktoria - skinąłem na nią głową.
Zapoznali się i za chwilę do sali weszła nauczycielka i zaczęła się lekcja.
Dzień w szkole minął nawet przyjemnie, a z każdą chwilą Wiktoria stawała się nam coraz bliższa. Co prawda dla mnie była tylko i wyłącznie przyjaciółką, ale widziałem, w jaki sposób patrzyła na Toma. Po szkole Wiktoria zaprosiła mas do siebie.
 -Za jakieś pięć minut powinni tu być - stwierdziła.
 -Nie było ich dziś w szkole? - spytałem.
 -Mieli dziś jakąś wycieczkę klasową i nie poszli do szkoły - wyjaśniła.
 -Co jeśli nas nie polubią? - zapytałem nie wiedząc dlaczego aż tak mi na tym zależało. Nowy dom, nowi przyjaciele i być może nowi wrogowie, pożyjemy, zobaczymy. 
 -Na pewno się polubicie, zobaczysz zanim się obejrzysz będą też Waszymi przyjaciółmi.
Słysząc dzwonek Wiktoria pobiegła do drzwi. Do środka weszło dwóch chłopaków. Jeden był blondynem, a drugi natomiast był szatynem i był trochę wyższy, niż my. Wiktoria przytuliła chłopaków i nas przedstawiła.
 -To jest Bill i Tom, moi nowi przyjaciele, są nowi w naszej szkole, już im trochę o Was opowiadałam.
Uśmiechnąłem się na słowo "przyjaciele". Cieszyłem się, że pierwszego dnia już zdobyłem przyjaciela, a właściwie przyjaciółkę. A teraz poznaję tych przyszłych. Poznaliśmy się, Georg i Gustav byli bardzo sympatyczni i od razu się polubiliśmy. Wymieniliśmy się adresami, ponieważ planowaliśmy dziś wieczorem pójść nad jezioro, a później ewentualnie do mnie i do Toma. 
Po długiej rozmowie pożegnaliśmy się i poszliśmy do domu.

 -Co chcesz na obiad? - zapytał Tom grzebiąc w lodówce.

Uśmiechnąłem się.
 -Przecież Ty nie potrafisz gotować
 -A zdziwisz się - założył fartuch i zaczął coś przyrządzać.

Z uśmiechem na twarzy obserwowałem go ciągle, jak próbował gotować, jak najlepiej tylko umiał i kiedy klął pod nosem, kiedy coś mu nie wyszło. 


 -Proszę bardzo - postawił na stoliku dwa talerze, usiadł na przeciw mnie i zaczął jeść.
Patrzyłem podejrzanie na naleśniki, które mi podał.
 -No nie bój się, nie są takie złe, przecież Cię nie otruję - mówił z pełną buzią.
W końcu wziąłem się na odwagę i spróbowałem.
 -Mm, jakie dobre! - pochwaliłem go i sam byłem zdziwiony, bo zawsze, gdy spróbował coś ugotować to nigdy mu nie wychodziło. Teraz musiał się naprawdę postarać.
Tom wyprężył dumnie pierś.
Skinąłem głową na kuchnię.
 -Ale ten syf sprzątasz sam! - parsknąłem śmiechem na co uśmiech z jego twarzy natychmiast zniknął.
Po obiedzie udaliśmy się na próbę do garażu. Od dawna już tego nie robiliśmy, ale tęskniliśmy za tym. Tom na swoje jedenaste urodziny dostał gitarę elektryczną i od tamtej pory tworzymy duet, bo ja śpiewam o wiele dłużej, niż on gra na swojej gitarze. Wszystko zaczęło się, kiedy miałem osiem lat, miałem wtedy myszkę, po kilku miesiącach zachorowała i zmarła, a ja napisałem o niej piosenkę. Może to głupie, ale tak to się właśnie zaczęło, po tym tata zawsze zachęcał mnie, żebym dalej śpiewał i pisał piosenki, chociaż miałem wtedy tylko osiem lat. Zagraliśmy Rette Mich, tę piosenkę napisałem rok temu, jest moją ulubioną.
 -Nieźle - odwróciliśmy się i ujrzeliśmy Georga, Gustava i Wiktorię, którzy zaczęli bić nam brawo.
 -O co Wam chodzi? - zapytałem.
 -O to, że jesteście w tym dobrzy.
 -Nawet jeśli, to do stworzenia normalnej piosenki potrzebujemy więcej osób.
 -No proszę, jak się złożyło! - zmarszczyłem brwi.
 -Co?
 -Bo widzisz, ja gram trochę na basie, a Gustav zajmuje się perkusją.
Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni z Tomem.
 -Może kiedyś spróbujemy razem coś zagrać? -spytał Gustav.
 -Dobry pomysł - odpowiedziałem, jednak uważałem, że musimy się trochę lepiej poznać a nie, że ledwo się poznaliśmy i od razu założymy zespół - ale wszystko na spokojnie, najpierw trzeba przenieść Wasz sprzęt tutaj, nie macie nic przeciwko? 
 -Nie. U mnie, ani u Gustava i tak nie ma miejsca. Jutro poproszę ojca, żeby nam pomógł.
Skinąłem głową. W pewnym momencie odruchowo spojrzałem na Wiktorię i zauważyłem, że jest smutna.
 -Wszystko w porządku?
 -Mówisz do mnie? -spytała.
 -Tak. Jesteś jakaś nieobecna.
 -Nie, wydaje Ci się.
 -Na pewno?
 -Tak.
Przed chwilą stała ze spuszczoną głową, czy ktoś coś złego powiedział?
 -Idziemy wreszcie nad jezioro? - spytał Tom chowając gitarę do etui.
 -Tak -wszyscy odpowiedzieli w tym samym momencie.
Gdy byliśmy już na miejscu Gustav i Georg od razu rozebrali się i wskoczyli do jeziora.
 -Idziesz? - Tom wyciągnął rękę w moją stronę.
Spojrzałem na Wiktorię.
 -Idź, nie przejmuj się mną, ja tu poczekam.
Podałem bratu dłoń i zrobiliśmy to samo co chłopaki.
W jeziorze oblewaliśmy się wodą i ciągle się przy tym śmialiśmy. Zerknąłem na Wiktorię, która siedziała ze spuszczoną głową, a jednak coś jest nie tak. Od razu wyszedłem z wody prosząc chłopaków, bym mógł porozmawiać z nią sam na sam.
 -Co jest, Wiki? - usiadłem obok niej i zawinąłem się w ręcznik.
 -Nic, a co ma być?
 -Myślisz, że nie widzę, że jesteś smutna? Powiedz, zrobiłem coś? Powiedziałem coś nie tak? - spojrzałem jej w oczy.
 -Nie, Bill.
 -To o co chodzi? - położyłem dłoń na jej nodze.
 -Po prostu od zawsze przyjaźnię się z Georgem i Gustavem, a odkąd Was poznali spędzają z Wami więcej czasu. Oni Was bardzo polubili
 -My ich też - oznajmiłem. 
 -No właśnie, zaprzyjaźnicie się i mnie zostawicie - spuściła głowę.
 -Nie, no co ty mówisz. Przecież o to Ci chyba chodziło, żebyśmy się zaprzyjaźnili, nie rozumiem.
 -Tak, żebyśmy się w piątkę zaprzyjaźnili, a nie Wy w czwórkę.
 -Znamy się bardzo krótko, ale jesteś moją przyjaciółką i nigdy Cię nie zostawię.
 -Obiecujesz? - spojrzała na mnie.
 -Tak - przytuliłem Wiktorię - powiedz Georg i Gustav to tylko Twoi przyjaciele?
 -Tak, a dlaczego? - zmarszczyła brwi -chyba nie myślałeś, że z którymś chodzę? - parsknęła śmiechem.
 -Nie, wiem, że Twój ukochany to Tom - zacząłem się śmiać.
 -Bill - Wiktoria zrobiła się cała czerwona i zakryła twarz w dłoniach, a ja odwróciłem się i zobaczyłem Toma.
 -Co podsłuchujesz? Przecież Was prosiłem, żebyście dali mi porozmawiać z Wiki.
 -Wiem, ale zimno mi się zrobiło - Tom spojrzał na ręcznik, którym się okryłem i który mu ukradłem.
 -Oddawaj to! - zaczął mnie gonić, a ja uciekałem przed nim.
Nieświadomie oddaliliśmy się od pozostałych i kiedy biegłem brzegiem Tom popchnął mnie i obaj runęliśmy na ziemię.
Jęknąłem z bólu, bo to Tom leżał na mnie i miałem ochotę go zabić w tym momencie.
 -Ał, złaź ze mnie! - próbowałem go z siebie zrzucić.
Tom spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
 -I co teraz?
 -Ja nie wiem, co Ci po głowie chodzi i nie chcę wiedzieć, ale masz ze mnie zejść, zaraz ktoś nas usłyszy i tu przyjdzie!
 -Spokojnie, jesteśmy daleko od nich - zaśmiał się złośliwie.
 -Specjalnie to zrobiłeś?
 -Ale co? 
 -Zagoniłeś mnie tutaj?
 -Może - zaśmiał się po raz drugi - ale nie myśl sobie, po prostu nie chciałem tego robić przy nich, bo by nas za dziwaków uznali.
 -Ale czego robić? - zmarszczyłem brwi a serce zaczęło mi bić szybciej.
 -Tego - musnął delikatnie moje usta i gdy w końcu się ode mnie oderwał złapałem go za ramiona i przyciągnąłem do siebie. Zdziwiony popatrzał na mnie. Teraz to ja go pocałowałem przytulając do siebie jednocześnie. Może to dziwne dla innych, ale my w taki sposób wyrażamy miłość tyle, że braterską. Po prostu chcę, żeby wiedział, jak bardzo go kocham i on również. Na chwilę zapomnieliśmy o tym, że ktoś mógłby nas zobaczyć i stało się.
 -Tom, Bill! - usłyszeliśmy, jak Georg nas woła.
Zrzuciłem z siebie Toma i aż sam się zdziwiłem, że dałem radę.
 -Co robicie? - spojrzał na nas podejrzanie.
 -Menda zabrała mi ręcznik! - powiedział Tom i zabrał mi ręcznik.
 -Bill, może chcesz mój ręcznik? Wziąłem dwa, a drugi mi nie potrzebny.
 -Nie, dzięki. Już mi ciepło - zerknąłem na Toma, na co ten się uśmiechnął. Georg podniósł brwi - tyle się nabiegałem - sprostowałem.
 -To co, wracamy? - podszedł Gustav z Wiktorią.
 -Chodźcie do nas - zaproponował Tom.
Widziałem, że Wiktoria się ucieszyła, chociaż próbowała to ukryć.
 -Ok.

Oprowadziliśmy wszystkich po domu i usiedliśmy wszyscy na strychu. Wyglądało tu, jak w zwykłym pomieszczeniu i wbrew pozorom było tu bardzo przytulnie, o czym już wcześniej wspominałem. Usiadłem obok Toma tak, jak Wiktoria z drugiej strony i zaczęliśmy oglądać jakiś horror. Siedziałem skulony i trzymałem Toma za rękę, a gdy się przestraszyłem tuliłem się do niego. A ten ani razu się nie przestraszył.

 -Ale z Ciebie baba - szepnął mi do ucha.
 -No i co, ważne, że mam Cię przy sobie - szepnąłem najciszej, jak to tylko było możliwe - kocham Cię, wiesz?
 -Wiem, oglądaj - skinął głową na telewizję. 
 -Słucham? - aż podniosłem głowę i spojrzałem na niego.
 -Ja Ciebie też. 
 -No właśnie - uśmiechnąłem się i znów położyłem głowę na ramieniu Toma.
Dobrze, że nikt nas teraz nie słyszał, a nawet jeśli, to nie obchodzi mnie to. Kocham Toma nade wszystko i nie wstydzę się tego. Jedynie pocałunki będą naszą słodką tajemnicą, ale one oznaczają tylko tyle, że ja kocham Toma, a on kocha mnie i w taki sposób to sobie wyznajemy. Ale są pewne granice, których nigdy nie przekroczymy. Obejrzeliśmy film do końca i pożegnaliśmy się z przyjaciółmi, którzy wrócili do swoich domów. Oczywiście upomniałem chłopaków, żeby odprowadzili Wiktorię, wiedziałem, że nawet gdybym ich o to nie poprosił, to by to zrobili, ale martwię się o nią, co jest raczej normalne.
 -Podobał Ci się film? - zagadnął Tom.
 -Był straszny, połowy nie zobaczyłem, bo wtuliłem się w Ciebie i nie oglądałem. A Tobie?
Tom uśmiechnął się na moje słowa.
 -Był nudny i ani trochę straszny - odparł.
 -Nie przeszkadzało Ci chyba, jak się do Ciebie przytulałem? - zapytałem.
 -Nigdy mi nie przeszkadza.
 -Zmieniłeś się.
 -Tak?
 -Tak.
 -Pod jakim względem?
 -Kiedyś nie byłeś taki kochany dla mnie.
Rzeczywiście coś się zmieniło. Tom zawsze był dla mnie troskliwy, ale nie przytulał mnie za często, ani tym bardziej nie całował. Zawsze twierdził, że wszystko wie lepiej i, że sam potrafi o siebie zadbać. A teraz raz go o coś poprosiłem i posłuchał mnie bez wykłócania się.
 -To takie dziwne, że kocham swojego brata?
 -Nie. Dziwne jest to, że chociaż zawsze o tym wiedziałem, to nigdy mi tego nie mówiłeś.
 -I właśnie dlatego teraz to nadrabiam. Chcę Ci pokazać, jak bardzo Cię kocham i mi na Tobie zależy.
 -To słodkie Tom i doceniam to, ale dlaczego dopiero teraz?
 -Nie wiem, Bill, naprawdę. Lepiej późno, niż wcale, nie? - klepnął mnie w ramię.
 -Tom, bądź ze mną szczery.
 -Jestem cały czas. Czy to nie może być po prostu normalnością? Za każdym razem, jak Cię przytulę, to będziesz się pytał o co mi chodzi? Jesteś moim bratem i nic w tym dziwnego.
 -W Twoim przypadku to nie jest normalne - stwierdziłem.
 -Bill - westchnął.
 -No dobrze - odpuściłem nie chcąc dalej męczyć Toma.
 -Nie będziesz mnie już nigdy męczył?
 -Nie, pod warunkiem, że będziesz robił to częściej - przytuliłem Toma.
 -Z tym akurat nie będzie problemu, jeśli nie będziesz mnie zniechęcał tymi pytaniami - uśmiechnął się złośliwie.
 -Tom, jestem zmęczony - mruknąłem.
 -To co? Idź do łóżka -wzruszył ramionami.
 -Sam nie zasnę.
 -Dorośnij wreszcie - przewrócił oczami.
 -A co Ty będziesz robił?
 -Idę na spacer.
 -Sam o tej porze? - spojrzałem na zegar na ścianie - jest już ciemno.
 -A co by zmieniło, jakbym poszedł z Tobą?
 -Przynajmniej ja bym się o Ciebie nie martwił.
 -Nie musisz, ja tu jestem starszy i ja mam się o Ciebie martwić, a nie Ty o mnie, ok? - odparł i nie czekając na moją odpowiedź wyszedł z domu. Wiedziałem, że pochodzi chwilę przed domem i nigdzie nie będzie się oddalał. Przebrałem się w piżamę, umyłem zęby i poszedłem do swojego pokoju. Jednak zanim się położyłem spojrzałem przez okno i zauważyłem Toma, jak rozmawia z kimś przez telefon. Podejrzewam Wiktorię, słyszał dziś nad jeziorem, jak zdradziłem jej sekret, oczywiście nie specjalnie. Obserwowałem go ciągle, aż odsunął telefon od głowy, niestety z takiej odległości nie mogłem nic zobaczyć. Wzruszyłem ramionami i położyłem się do łóżka. Tom po chwili wrócił i również się położył.
 -Rozmawiałeś z Wiktorią? - zapytałem.
 -Nie, Georg chciał omówić jutrzejszą próbę, a co?
 -Jasne.
 -Po co miałbym do niej wydzwaniać? Przecież przed chwilą tu była.
 -A Georg będzie jutro w szkole.
 -Ale przed szkołą musi pogadać z ojcem o tym, żeby pomógł przenieść sprzęt.
 -Mhm.
 -Dobranoc, Bill.
 -Dobranoc.
Uwierzyłem mu od razu i zrobiło mi się trochę głupio. 
Następnego dnia obudził mnie Tom, a ja nie miałem nawet siły wstać.
 -Tom - mruknąłem - jeszcze chwila.
 -Wstawaj! - ciągle mnie szturchał.
 -Jeszcze chcę pospać - powiedziałem i odwróciłem się na drugi bok.
Tom odwrócił mnie do siebie przodem i pogładził po policzku uśmiechając się.
 -Słodko wyglądasz, gdy śpisz.
 -Wiem, Ty też - ugryzłem się w język.
 -Obserwujesz mnie, gdy śpię?
 -Eee, muszę iść się ubrać - wstałem pospiesznie i zamknąłem się w łazience.
Dziś znowu nie miałem ochoty nic jeść, ale na szybko zjadłem jakiś owoc, żeby później Tom się nie czepiał.
Po drodze dołączyli do nas Georg, Gustav i Wiktoria.
 -Jak z tym sprzętem? - spytał Tom.
 -Pogadałem z tatą i zgodził się nam pomóc po szkole.
 -To świetnie - ucieszyłem się.
Nie mogłem się już doczekać, aż zagramy razem, może uda nam się coś razem stworzyć.
Cały dzień w szkole minął jak zwykle, z czasem coraz bardziej zaprzyjaźnialiśmy się z chłopakami, z Wiktorią też, ale jeśli chodzi o chłopaków, to mieliśmy tą samą pasję, czyli muzyka. Odkąd się przeprowadziliśmy byliśmy z Tomem bardzo szczęśliwi, mamy ładniejszy, większy dom, zaprzyjaźniliśmy się z kilkoma osobami, wróciliśmy do robienia czegoś, czego dawno nie robiliśmy, czyli do tworzenia muzyki i co najważniejsze odzyskałem brata.
Po szkole udaliśmy się do nas i chwilę po tym tata Georga przyjechał vanem, w którym była perkusja Gustava i gitara basowa Geo. Pan Listing zaniósł wszystko do naszego garażu i życząc nam powodzenia odjechał. 
Wiktoria usiadła na taborecie zboku i przez dwie godziny kołysząc się w rytm melodii słuchała nas.
 -To było naprawdę fajne! Moglibyście założyć zespół - pochwaliła nas, gdy tylko skończyliśmy.
I tak o to zdobyliśmy pierwszego fana, a raczej fankę.
 -Tak myślisz? - spojrzałem na nią.
 -Tak, a co nie podobało Ci się?
 -Podobało, ale co innego, gdy Ty śpiewasz, a co innego, gdy stoisz zboku i tylko oglądasz, więc takie opinie są dla nas bardzo ważne.
Nagle komórka Wiktorii zaczęła dzwonić.
   -Halo? Tak, już idę.

 -Co się stało? - spytał Georg.
 -Jadę dziś do babci z rodzicami i mama kazała mi wracać - wyjaśniła po czym pożegnaliśmy się z nią.

 -Załóżmy zespół! - klasnąłem w dłonie.
 -Tak teraz? - Tom zmarszczył brwi.
 -Im szybciej, tym lepiej! Co Wy na to?
 -Jestem za! - odpowiedzieli równocześnie.
Zrobiliśmy to na szybko, ale jest to pewnego rodzaju przygoda, z której byłem dumny.
 -Co z nazwą? - zapytał Gustav.
Georg zamyślił się i spojrzał na mnie.
 -Devilish - odparł.
 -De...co? - zapytaliśmy.
 -Spójrzcie na Billa - odpowiedział.
 -Co z nim? - Tom spojrzał na mnie.
 -Farbuje włosy na czarno, ma piercing, no nie mówcie, że ta nazwa do niego nie pasuje. On najbardziej się z nas wyróżnia.
Pokiwaliśmy głowami i w taki o to chaotyczny sposób założyliśmy zespół i zaczęliśmy naszą przygodę. To od zawsze było moje marzenie, które nareszcie się spełniło. Mimo tego, że nie stworzyliśmy jeszcze razem żadnej piosenki zaczynałem wierzyć w to, że odniesiemy sukces. Tak po prostu czułem i miałem nadzieję, że się nie mylę. Chłopaki też nie pobyli u nas za długo, bo Geo obiecał tacie razem z Gustavem pomóc mu w sklepie w zamian, za przeniesienie perkusji i gitary.
Byłem tak podekscytowany, że od razu pobiegłem do swojego pokoju i zacząłem pisać piosenkę. Jedną po drugiej. Od siedemnastej do teraz.
 -Bill, zrób sobie przerwę - mruknął Tom zerkając na zegarek na ręce - jest druga. Padniesz jutro.
 -Za chwilę.
 -Powtarzasz to od czterech godzin - odparł i wstał z łóżka.
Podszedł do mnie i położył swoją dłoń na moim ramieniu.
 -Bill, będzie czas na pisanie piosenek. Wiem, że to było Twoje marzenie, moje również, ale na razie przecież nawet nikt, oprócz nas samych i Wiktorii nie wie nawet o naszym istnieniu. 
 -Okej - westchnąłem - napisałem osiem piosenek - wyskoczyłem nagle.
Tom aż się zakrztusił.
 -Ile?
 -Właśnie skończyłem - odparłem dopisując ostatnie słowo do ósmej piosenki.
 -Szybki jesteś - podniósł brwi.
 -Tak wiem, teraz Wy będziecie musieli stworzyć do tego muzykę, a ja mam już spokój - odpowiedziałem przeciągając się dumnie i położyłem się w końcu do łóżka.
 -Ty mały trollu, ja tu się o Ciebie martwię, żebyś jutro wstał do szkoły, a Ty mi tu wyskakujesz z ośmioma piosenkami.
Parsknąłem śmiechem na co Tom rzucił mi zabójcze spojrzenie.
 -Nie boję się Ciebie - prychnąłem.
 -A powinieneś.
 -Mhm. Dobranoc - posłałem mu buziaka, żeby go jeszcze bardziej zdenerwować. 
Rano to tym razem ja go obudziłem. Obydwoje byliśmy zdziwieni, że nie jestem ani trochę zmęczony, tylko wręcz przeciwnie - pełen energii. 
Tom poszedł pierwszy do łazienki, a ja udałem się do kuchni coś zjeść. Byłem w szoku, gdy zobaczyłem tam mamę.
 -Mamo, co Ty tu robisz? - przytuliłem ją.
 -Dostałam awans i mogę krócej pracować. Od teraz pracuję od szóstej rano do dwudziestej - ucieszyła się.
To nie tak, że mamy nie było ciągle. Wracała po prostu późno w nocy, kiedy my już dawno spaliśmy. Stęskniłem się za nią, mimo że przyzwyczaiłem się już do tego, że często nie było jej w domu.
 -Niedługo nie będziesz musiała w ogóle pracować - odparłem.
 -Jeszcze nic nie wiadomo - nagle Tom pojawił się z za ściany.
 -O czym Wy mówicie, chłopcy? - spojrzała na nas pytająco.
 -Mamo, założyliśmy zespół - klasnąłem w dłonie, a Tom przewrócił oczami.
 -Z kim? Kiedy? Jak? 
 -Z Georgem i Gustavem z naszej nowej szkoły, wczoraj. Gdy byłem z Tomem w naszym garażu graliśmy Rette Mich i niespodziewanie przyszli chłopaki z Wiktorią - naszą przyjaciółką i powiedzieli nam, że również interesują się muzyką i, że musimy razem spróbować i tak to się stało - wytłumaczyłem.
 -Bardzo się cieszę - powiedziała i pocałowała nas obydwóch w czoło - zagadaliśmy się, musicie się szykować - ponagliła nas.
Zjedliśmy coś lekkiego i wyszliśmy z domu.
Po drodze do szkoły jak zwykle przyjaciele się do nas dołączyli. Na lekcji podałem im kartki z piosenkami, które napisałem upominając ich, by byli ostrożni, bo nauczycielka je może zabrać.
 -To naprawdę dobre - pochwalili mnie, a ja czułem się doceniony.
 -Pierwszy raz pisałeś piosenki? -zapytała Wiktoria.
 -Nie, robię to od ósmego roku życia.
Wszyscy zrobili wielkie oczy.
 -To co, dziś próba tak? -spytałem.
 -W porządku - pokiwali głowami.
 -Mogę przyjść? 
Spojrzałem na Wiktorię.
 -A czemu pytasz? Jasne, że możesz.
 -Nie będę Wam przeszkadzać?
 -Ani trochę.
 -Na pewno?
 -Tak. 
Powoli zaczynało mnie wkurzać to, że Wiktoria zachowywała się tak, jakbyśmy byli dla niej jacyś źli. Przyjaźnimy się w piątkę, nie w czwórkę, czy ona może to zrozumieć? 
Po szkole od razu poszliśmy na próbę. Sześć godzin chłopaki próbowali stworzyć muzykę do moich piosenek, aż w końcu im się to udało. Zaczęliśmy grać jedną po drugiej, a w między czasie nasza mama przyszła zobaczyć, jak sobie dajemy radę, zapomniałem, że dziś ma dzień wolny. Widziałem, jak się wzruszyła przy "Nichts wird besser". Gdy skończyliśmy mama i Wiki zaczęły bić nam brawo.
 -Nie przesadzajmy - posłałem im uśmiech.
Mimo, że byłem dumny z siebie i z chłopaków nie uważałem, żebyśmy zrobili coś wielkiego. Tekst jest prosty, po prostu pisałem, co mi serce podpowiadało. To pewna forma pamiętnika. Ale to zrozumiałe, że matka jest dumna ze swoich dzieci, gdy stworzyli osiem piosenek w tak krótkim czasie.
 -Jestem z Was taka dumna.
Przy okazji przedstawiłem mamie naszych przyjaciół.

Gustav zaproponował, żebyśmy poszli nad jezioro, od razu spodobał nam się ten pomysł.
Chłopaki od razu weszli do wody, a ja ponownie zostałem z Wiktorią.
 -Znowu robisz to samo - zacząłem.
 -Co takiego? - zmarszczyła brwi.
 -Udajesz, że wszystko jest w porządku, a coś Cię martwi.
 -Już o tym rozmawialiśmy.
 -No właśnie, zapewniłem Cię, że zawsze będę przy Tobie.
 -Bill, posłuchaj. Mam już że tak powiem doświadczenie, jeśli chodzi o przyjaciół. Idzie Wam coraz lepiej w zespole, na pewno odniesiecie wielki sukces, z każdą chwilą zaprzyjaźniacie się bardziej i bardziej. Gracie ze sobą, to Was łączy, macie tą samą pasję. Będziecie spędzać ze sobą bardzo dużo czasu, a mnie zapewne odstawicie na bok - spuściła głowę.
Położyłem dłoń na jej ramieniu.
 -Ci się tak tylko wydaje.
 -Nie, Bill. Jeszcze nikt nie wie nawet o Waszym istnieniu, a już nie macie dla mnie czasu. Co będzie kiedyś?
To co mówiła miało sens. Przestałem już zaprzeczać zamyślając się.
 -Zawiodłam się, ale to nie Wasza wina. Myślę, że lepiej będzie, jak nie będziemy się już spotykać - mówiąc to wstała, a ja momentalnie złapałem ją za rękę przyciągając do siebie i tuląc.
 -Co Ty mówisz, Wiki. Pewnie będziemy zajęci muzyką, ale ja dla Ciebie zawsze znajdę czas.
 -A jak pojedziecie w trasę?
Zaśmiałem się.
 -Nie wiadomo, czy nam się uda. O takiej trasie po Europie mogę sobie tylko pomarzyć.
 -Pożyjemy zobaczymy - uśmiechnęła się.
 -Z Tomem już mam zakład - przypomniało mi się nagle - twierdzi, że kiedyś będziemy sławni.
 -O co się założyliście? 
Zacząłem błądzić wzrokiem po ziemi
 -To tajemnica - odparłem
 -Tajemnica? Przede mną?
 -Mówię Ci wszystko, ale zrozum brat bliźniak to co innego, niż najlepszy przyjaciel.
 -W porządku, rozumiem.
 -Nie chcesz wejść do wody? 
 -W czym?
 -W tym - podniosłem ją i wrzuciłem do wody.
 -Bill! Oszalałeś!?
Słyszałem tylko, jak chłopaki się śmieją i ja również parsknąłem śmiechem.
Nagle Wiktoria złapała mnie za rękę i przyciągnęła do siebie, a ja momentalnie wpadłem do wody. 
Oboje zaczęliśmy się śmiać.
 -Skoro jesteś już mokra, to idziesz popływać?
 -Nie umiem, a poza tym woda jest dla mnie za zimna, widzę, że Ciągnie Cię do chłopaków, idź - uśmiechnęła się i wyszła z wody.
Miałem ubranie na sobie, ale i tak byłem cały mokry, więc nie zrezygnowałem z pływania.
 -O czym rozmawialiście? - zapytali, gdy tylko do nich podpłynąłem.
 -O niczym ważnym - wzruszyłem ramionami - Tom, chodź już do domu.
 -Przecież dopiero wszedłeś.
 -Wiem, ale przypomniało mi się, że mama ma dzisiaj wolne. Chodź - złapałem go za rękę.
Pożegnaliśmy się z resztą i cali mokrzy i zmarznięci wróciliśmy do domu.
 -Zrobiłam wam kakao - gdy tylko weszliśmy mama podeszła do nas z dwoma kubkami gorącej czekolady.
Jak dobrze mieć mamę w domu.
 -Zanieś je do salonu, zaraz zejdziemy, tylko się przebierzemy.
Mama skinęła głową, a my ruszyliśmy na górę. Przebraliśmy się w piżamki, wzięliśmy jeden, wielki koc dla mnie i dla Toma i zeszliśmy na dół do naszej mamy. Usiedliśmy z Tomem obok siebie na kanapie i okryliśmy się kocem, a mama usiadła naprzeciwko na fotelu.
 -Jak ciepło - odparłem popijając łyk napoju i zjadając bitą śmietanę z wierzchu, a drugą ręką pogłaskałem Toma po nodze pod kocem.
 -Przykro mi, że nie możemy tak spędzać czasu codziennie - westchnęła mama - Wy już dorastacie i teraz przez zespół będziecie zajęci, kiedy akurat dostałam awans i zmienili mi godziny pracy.
Zrobiło mi się jej żal, pracowała ciężko, by dostać awans, a gdy w końcu jej się to udało, to my zaczęliśmy ciężko pracować, by odnieść sukces i by inni o nas usłyszeli. Wiktoria miała rację, co będzie, gdy będziemy sławniejsi?
 -Bill, sam napisałeś te wszystkie piosenki? - zwróciła się do mnie.
 -Tak. Przenosiłem na kartkę wszystkie moje myśli.
 -Przez osiem godzin - wtrącił Tom.
 -Jestem z Was bardzo dumna, to było Wasze marzenie, nie mylę się?
 -Było i się spełniło - uśmiechnąłem się.
 -Mam dla Was niespodziankę - oznajmiła i wzięła na kolana laptop, po czym zaczęła na nim coś robić.
Spojrzeliśmy po sobie z Tomem zdziwieni.
 -Załatwiłam Wam występ w takiej jednej restauracji - odwróciła laptop w naszą stronę pokazując nam zdjęcia.
Ucieszyliśmy się bardzo z Tomem, można powiedzieć, że to nasz pierwszy mini koncert.
 -Naprawdę? Nie wiem, jak Ci mamy za to dziękować - rzuciłbym się teraz na mamę, ale było mi zbyt przytulnie ;p
 -Chciałabym, abyście rozwijali swoje umiejętności, mogę Wam załatwiać takie występy, to nie problem.

Od tamtej pory co weekend i czasem nawet w tygodniu graliśmy w pobliskich knajpach, czy mini klubach. Spróbowałem nawet w programie, ale niestety nie poszczęściło mi się i odpadłem przed półfinałem. Na muzykę przeznaczaliśmy coraz więcej czasu, nie raz oblaliśmy jakiś ważny sprawdzian w szkole, bo nie mieliśmy czasu, by się przygotować. Nasza mama i Wiktoria zawsze nas wspierały i cieszyły się, że powoli odnosimy sukcesy.

Pewnego dnia, kiedy występowaliśmy w pewnym pubie jakiś Pan podszedł do nas.
 -Dzień dobry, nazywam się David Jost - przedstawił się nam.
Był młody, liczyłem mu dwadzieścia parę lat.
 -Dzień dobry - odpowiedzieliśmy jednocześnie przerywając występ, jak na komendę. Nie wiedziałem, o co mu chodzi.
 -Widzę, że dobrze sobie radzicie.
 -Dzięki - odparł Tom.
 -Macie już nagraną jakąś płytę?
Aż się zakrztusiłem.
 -Marzenie - prychnąłem - na razie gramy tylko w niewielkich knajpach.
Pan Jost uśmiechnął się do nas.
 -Takie talenty nie mogą się zmarnować.
Spojrzeliśmy zdziwieni na niego.
 -Co ma Pan na myśli?
 -Czekajcie - mruknął pod nosem i zaczął grzebać w kieszeni wyciągając jakąś niewielką kartę - to moja wizytówka, żeby nie było, że ściemniam.
Ehe, był producentem, tylko nadal nie wiedziałem do czego zmierza.
 -Zrobię z Was gwiazdy - oznajmił, na co zrobiłem wielkie oczy.
 -Ale jak? - zapytał Tom równie zszokowany.
 -Wydacie swoją pierwszą płytę, co Wy na to? Zrobi się o Was głośniej, a później już będzie tylko album, za albumem - powiedział wyciągając z kieszeni mały notesik i długopis - jak się nazywacie, jako zespół?
 -Devilish - odparł Geo.
Jost spojrzał na nas, a później zapisał to sobie na kartce.
 -A Wasze imiona?
Przedstawiliśmy się mu.
 -Świetnie, to co jedziemy?
 -Ale gdzie? - zapytał Gus.
 -Do wytwórni płytowej - powiedział spokojnie, ale widząc nasze wręcz przestraszone miny dodał po chwili - zadzwońcie po swoich rodziców, żebyście byli spokojni.
Już wyobrażałem sobie, jak nasza mama zareaguje, popłacze się pewnie ze szczęścia. Zadzwoniłem do mamy,a chłopaki z Jostem przez ten czas zanieśli instrumenty do jego vana. Klub był niedaleko naszego domu, więc po pięciu minutach mama była na miejscu. 
 -Jost? - moja mama tylko, jak weszła do klubu podbiegła do Josta i objęła go.
Spojrzeliśmy po sobie z Tomem zdziwieni.
 -To Wy się znacie? - odezwałem się w końcu.
 -Tak, David to mój bardzo bliski kolega.
 -To Twoje dzieciaki? - spytał zerkając na nas.
 -Bill i Tom - uśmiechnęła się.
 -No proszę, świat jest mały.
 -A co się tu właściwie działo? - spojrzała na nas pytająco.
Przez telefon nie chciałem jej wyjaśniać.
David wytłumaczył jej wszystko i w tym momencie tryskała radością. Od razu bez namysłu pojechaliśmy do studia, chłopaki ustawili swoje instrumenty i zaczęliśmy grać. Żałowałem jedynie, że nie było z nami Wiktorii. Widziałem, jak mama obserwuje nas ze łzami w oczach.

Trzy tygodnie później płyta była już gotowa i pierwsze, co zrobiliśmy to polecieliśmy do sklepu i ją kupiliśmy. Przez te trzy tygodnie czekania David przychodził czasem do nas, a właściwie nie wiem, czy do nas, czy do naszej mamy. Ale nie zrobiliśmy przerwy w graniu, wręcz przeciwnie daliśmy z siebie jeszcze więcej, niż do tej pory.


Pewnego dnia Jost znowu zaczepił nas w knajpie.

 -Cześć chłopaki, płyta jest już w sprzedaży dwa miesiące, a i tak nie odnosi wielkich sukcesów - rzucił od razu.
 -A co my za to możemy? To dopiero dwa miesiące - powiedział Georg.
 -Proponuję po pierwsze zmienić nazwę Waszego zespołu, jest zbyt...jakby to powiedzieć - zaciął się - mroczna? Wiecie, co mam na myśli? 
Pokiwaliśmy głowami.
 -To co proponujesz? -spytałem.
 -Co, jak co, ale nazwy Wam nie będę wymyślał, to Wasza decyzja.
 -Ale ja nie wiem - mruknąłem.
 -Nie wiem, jakie jest Wasze marzenie?
Spojrzeliśmy na niego.
 -O czym zawsze marzyliście? - powtórzył.
 -O pojechaniu do Tokio.
 -W porządku, ale Wasz zespół nie może nazywać się "Tokio", spróbujcie to z czymś połączyć.
Każdy zaczął rozmyślać.
 -Pomyślcie - nie pomagał, tylko niepotrzebnie denerwował - co byście chcieli tam robić, mieszkać na stałe?
Pokręciłem głową.
 -Nie, mielibyśmy hotel - zamyśliłem się i do głowy wpadł mi pewien pomysł - już wiem!
 -To mów! - pospieszyli mnie.
 -Tokio Hotel!
 -No nieźle, Bill - zaśmiał się Tom.
 -Co? Zła nazwa?
 -Nie, jest fajna.
 -To czemu Ci tak wesoło? - zmarszczyłem brwi.
 -Twój tok myślenia jest genialny - parsknęliśmy wszyscy śmiechem.


Rok 2004

Nowa nazwa podobała nam się bardziej, niż ta stara. Teraz można powiedzieć, że zaczynamy już na poważnie karierę muzyczną, ale czy nam się uda? Coraz bardziej w to wierzyłem i coraz bliżej byłem, by przegrać zakład z Tomem. Debil zażyczył sobie pocałunek, ale problem tkwi w tym, że to nie miał być delikatny, słodki pocałunek, jakim mnie darzył codziennie kilka razy, to miało być coś więcej. Trudno, jak mu już obiecałem, to słowa dotrzymam, bez względu na to, ile mnie to będzie kosztowało. Spytacie pewnie, co z Wiktorią, otóż nie jest tak źle, bo tak jak mówiłem już kiedyś, jak bym nie był zajęty zawsze znajdę dla niej czas. 
Coraz częściej zdarzało się, żeby ktoś nas zaczepiał na ulicy po zdjęcie, czy autograf, dziwnie się wtedy czułem, niby zawsze mi o to chodziło, a jednak nie potrafiłem się do tego przyzwyczaić, bo przecież nie byłem nikim wielkim. Byłem zwykłym nastolatkiem, który po prostu nagrał ze swoimi przyjaciółmi zwykłe, amatorskie osiem piosenek. Mimo wszystko byłem dumny z siebie i z chłopaków.
David co jakiś czas załatwiał nam jakiś niewielki wywiad, kochałem to. Zawsze byłem rozgadany i nie raz zdarzało się, że przerywałem mojemu bratu chcąc wtrącić coś od siebie. W każdym naszym wolnym czasie, a było go coraz mniej robiliśmy próby. I codziennie mieliśmy coraz więcej na głowie. Byliśmy jeszcze dziećmi, miałem piętnaście lat, Gustav szesnaście, a Georg siedemnaście, a byliśmy cholernie zajęci. Wreszcie, gdy wieczorami wracaliśmy do domów chłopaki mogli sobie spać, a ja musiałem męczyć się z pisaniem kolejnych piosenek. Mimo zmęczenia i braku czasu kochałem, to co robię z moim bratem i przyjaciółmi.


Rok 2005, 28 lipca

Dziś jest premiera naszego pierwszego teledysku do pierwszej piosenki Tokio Hotel. Zmieniliśmy się trochę, Tom zaczął zakładać różne fullcap'y, a ja zmieniłem nieco moją fryzurę. Naszych fanów znacznie przybyło, tak naprawdę to już nie mogliśmy spokojnie wyjść z domu bez ochroniarza, bo fani czyhali na nas na każdym kroku. Jak tylko ktoś nas zauważył dosłownie rzucał się na nas z piskiem i płaczem, kocham swoich fanów, tak jak chłopaki, ale to staje się czasem niebezpieczne i męczące.
Siedziałem z Tomem na sofie i miałem laptop na kolanach, a na nim włączony YouTube, czekaliśmy niecierpliwie, aż w końcu nasz teledysk pojawi się na portalu. W końcu doczekaliśmy się, mimo tego, że już go oczywiście oglądaliśmy, zrobiliśmy to ponownie. Byłem z nas dumny. Gdy byliśmy w połowie oglądania Tom zatrzymał filmik.
 -Co robisz? - spojrzałem na niego.
Zabrał laptop i odłożył go na stolik.
 -Bill, a nie mówiłem, że będziemy sławni? - spojrzał mi w oczy.
 -Przyznaję Ci rację, Tom.
 -Pamiętasz nasz zakład z przed dwóch lat?
 -Pamiętam - westchnąłem.
 -Więc? Czekałem na to dwa lata, Bill. No dalej, zrób to.

Bez zbędnego gadania usiadłem mu na kolanach i wpiłem się w jego usta. Drażniłem kolczykiem jego podniebienie. Oderwałem się w końcu od niego i oblizałem usta zlizując resztki naszej śliny.
 -Nieźle, Bill - powiedział przygryzając wargę.
 -Tylko tyle?
 -No dobra, całujesz nieziemsko - przyznał mi, no i na to czekałem.
 -Ty też. Chodź już lepiej obejrzeć teledysk - zszedłem z niego i usiadłem obok znowu biorąc laptop na kolana i wtuliłem się w niego czując bijące od niego ciepło.
 -A wiesz co jest najlepsze? - pokręciłem głową - że tak naprawdę to dopiero zaczynamy, wydaliśmy pierwszy teledysk, kiedyś będzie już tylko lepiej.
 -Tylko proszę Cię, już nigdy żadnych zakładów! 



KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz