wtorek, 4 sierpnia 2015

7.Ich Bin Nicht Ich

Rozdział siódmy


 -Humm - mruknąłem, budząc się ze snu - Tom? - rozejrzałem się i przetarłem pięściami zaspane oczy. Tom nie spał. Patrzył na mnie z uśmiechem na ustach.
 -Cśśś - przycisnął moje rozgrzane ciało do swojego. Ponownie ułożyłem głowę na jego umięśnionej klatce piersiowej i zacząłem głęboko oddychać, czując i słysząc jego bijące serce. 
 -Długo już nie śpisz, Tom? - szepnąłem zataczając małe kółeczka na jego skórze.
 -Z półtorej godziny - przejechał delikatnie palcem po moich plecach.
 -Ahh.
 -Sprawia Ci to przyjemność? - zaśmiał się cichutko.
 -Rób mi tak - poprosiłem i pocałowałem go w szyję - proszę.
 -Coś za coś - powiedział. Cwaniak. 
 -No przecież już Cię pocałowałem, przed sekundą!
 -To był przecież tylko niewinny, braterski pocałunek, prawda? - podniosłem głowę i popatrzyłem na niego - a co, jeżeli ja chcę czegoś więcej? - wzdrygnąłem się tak gwałtownie, że aż spadłem na podłogę.
 -Ahhh!
 -Bill? - zapytał i wyjrzał zza sofy - co Ty wyprawiasz?
 -Z jakimi Ty mi tu propozycjami wyskakujesz?!
 -Przecież jeszcze nic nie powiedziałem!
 -Tak? - złożyłem ręce na piersi - a czego byś sobie życzył? 
 -Ciebie - powiedział i uśmiechnął się. Wstał i podniósł mnie - chodź do mnie.
 -Ale ja chcę mojego brata! - powiedziałem, chodź było to kłamstwem i ponownie ulegając urokowi Toma, przytuliłem go. 
 -Przecież właśnie go przytulasz - pocałował mnie w czoło.
 -Ale Ty chcesz czegoś więcej - westchnąłem. 
 -Też tego chcesz, tylko nie chcesz się przyznać.
 -Nie, już nie. Wybij to sobie z głowy. 
 -Nie da się.
 -Wiem! - powiedziałem i ugryzłem się w język. Tom uśmiechnął się i nic nie mówiąc położył się, ciągnąc mnie za sobą. Znów na nim leżałem i po chwili, gdy mnie tak dotykał zacząłem się podniecać i wstydziłem się tego. Chciałem zniknąć. 
 -Tak Ci dobrze? - zapytał z troską.
 -Mhmm. 
 -Czuję właśnie - zerwałem się na równe nogi i stanąłem przed Tomem. Zjechałem powoli wzrokiem w dół, tam gdzie uporczywie gapił się Tom z łobuzerskim uśmiechem. Natychmiast zakryłem się jakimś kocem i uciekłem do łazienki, zamykając się - Bill? - usłyszałem pukanie drzwi.
 -Daj mi chwilę! 
 -Jeśli chcesz to mogę się Tobą zająć, nie musisz robić tego sam.
 -SPIERDALAJ! - wrzasnąłem i usłyszałem głośny śmiech mojego brata. 
 -Chcę Ci tylko pomóc.
 -To idź sobie. 
 -Jak Ci idzie? - spytał bezczelnie, powstrzymując śmiech. Ta sytuacja najwidoczniej go bawiła. Mi natomiast nie było do śmiechu. 
 -Zaraz...Zaraz skończę!
 -Bill, ale ja naprawdę mogę to sam załatwić!
 -Dosyć! - krzyknąłem i wyszedłem z łazienki wściekły. Tom stał jak wryty gapiąc się na moje krocze - załatw to! Sam to zrób! - chwyciłem go za rękę i pociągnąłem za sobą, aż do naszego pokoju. Zamknąłem drzwi kopniakiem i położyłem się na łóżku, przed Tomem - no dalej, dokończ to! - stał chwilę nade mną oniemiały i nie odezwał się słowem - no na co czekasz łajzo! Chyba tego właśnie chciałeś, prawda? 
 -Mhm... - kiwnął głową ogłupiały.
 -To do roboty! - powiedziałem niecierpliwie i poruszyłem się zmieniając trochę pozycję na wygodniejszą.
Tom w końcu się przełamał. Nie rozumiałem go czasem. Przecież sam tego chciał, chyba że... tylko sobie ze mnie żartował i z moich uczuć, oczywiście. Może to były tylko głupie żarty, a ja właśnie zrobiłem z siebie zboczonego, kazirodczego idiotę? I mimo, że przez chwilę zwątpiłem, że w ogóle się do mnie zbliży, to zrobił to. Na początku zaczęło się od niewinnych pocałunków, składał je na mojej skórze bardzo niepewnie. Później zaczął gładzić moją klatkę piersiową i szyję, całując namiętnie usta. Schodził dotykiem coraz niżej, aż do mojego podbrzusza, nie przestając całować. Przejechał kciukiem po moim członku i wziął go do ręki, a ja jęknąłem i zacisnąłem dłonie na pościeli. 
 -Tom!
 -Dobrze Ci?
 -Jeszcze! - prosiłem, aż zrobiło mi się trochę wstyd, ale w tym momencie to nie było ważne, nie zwracałem na to uwagi. Liczyło się, że był przy mnie, tym razem bliżej, niż kiedykolwiek. Rozpływałem się z przyjemności, gdy nagle usłyszałem znajomy dźwięk parkującego auta, pod naszym domem. 
 -Mama! - zerwaliśmy się oboje. Ja pobiegłem w stronę łazienki, a Tom rzucił mi w pośpiechu spodnie i jakąś koszulkę - Ty idź do łazienki ogarnąć się, a ja posprzątam w salonie - powiedział zdenerwowany i pocałował mnie jeszcze w usta. Uśmiechnąłem się i zamknąłem w łazience. 

Słysząc kłótnie, dobiegające z kuchni zszedłem po schodach ciekawy i przyzwyczajony już do tego rodzaju afer. Oboje spojrzeli na mnie, przerywając ostrą dyskusję.

 -Synku! - podbiegła do mnie, a ja odsunąłem się - tak tęskniłam za Tobą - popatrzyłem na Toma, a on tylko przewrócił oczami. Stanąłem po jego stronie, naprzeciwko matki i złożyłem ręce na piersi. Ze mną miała piekło. Tom traktował ją jeszcze łagodnie, ale ze mną nie miała łatwo. Stąd też nie rozumiem tego, że od zawsze traktowała mnie jak tego lepszego syna. 
 -Proszę, proszę! Kto to nas odwiedził, Simone!
 -Nie mów do mnie po imieniu, Bill. Wstyd mi za Ciebie.
 -Po to przyjechałaś? - prychnąłem - czy na nocleg? - zakpiłem.
 -Daniele musiała wyjechać i chwilowo nie ma jej w domu.
 -Straszne! Ale to nie nasz problem, dlatego też nie będziesz nam teraz zawracać dupy swoją obecnością.
 -Przecież to mój dom! Ja mogę zaraz Was stąd wywalić! - zazgrzytałem zębami wściekły. Zrobiłem krok do przodu i popatrzyłem na nią z nienawiścią. Poczułem dłonie Toma, łapiące mnie w pasie i odciągające lekko od matki.
 -Tylko spróbuj, a nigdy więcej nie zobaczysz nas na oczy!
 -Tak witasz matkę?
 -Ah, przepraszam! Masz rację, przecież powinienem Ci się teraz rzucić w ramiona ze łzami w oczach i cieszyć się na widok matki, która przyjeżdża do domu kilka razy w roku na jakiś jebany nocleg! - zamachnęła się i już chciała mnie uderzyć w policzek, ale Tom stanął przede mną i odtrącił jej rękę.
 -Nie podniesiesz na niego ręki nigdy więcej - powiedział dość groźnym tonem - naprawdę traktujemy Cię dobrze, jak na ofermę, ale jeśli jeszcze raz zobaczę, że chcesz go uderzyć to inaczej sobie pogadamy i osobiście dopilnuję, żeby ten dom nie należał do Ciebie. Chcesz tego? Gwarantuję Ci, że tak zatruję Ci życie, że będziesz miała niezłe koszmary przeze mnie - zaśmiał się. Był muskularny i Simone bała się podnieść na niego rękę.
 -Nie mogę uwierzyć, że wychowałam takich potworów!
 -Ty nas w ogóle nie wychowałaś - stanąłem obok Toma i prychnąłem.
 -Przecież ja pracuję, dzieci! Wciąż nie możecie tego zrozumieć?  
 -Zrozumiałbym, jakbyś ciężko harowała, żebyśmy mogli co jeść. I co prawda kiedyś nie było czego włożyć do garnka, ale już w wieku trzynastu lat zaczęliśmy zarabiać pieniądze, koncertując. Z czasem mieliśmy coraz więcej fanów, koncertów i funduszy z tego. Wciąż je mamy, a Ty wciąż pracujesz, albo robisz coś innego, bo przecież nigdy żaden z nas nie był w Twojej pracy. 
 -Jesteś jedną wielką kłamczuchą! - wtrącił Tom - my straciliśmy Ciebie jak byliśmy młodzi, a teraz Ty straciłaś swoich synów - powiedział Tom łapiąc mnie w pasie i razem udaliśmy się na górę i zamknęliśmy w swoim pokoju izolując się od matki.
 -Nienawidzę jej, Tom - opadliśmy na łóżko bezwładnie.
 -Ja też. Pozbędziemy się jej raz na zawsze.
 -Kiedy i w jaki sposób? - odchyliłem głowę w bok i popatrzyłem na Toma.
 -Jeszcze nie wiem, ale zemsta będzie słodka.
 -Ty jesteś słodki - podniosłem się na łokciach i właśnie zdałem sobie sprawę, że palnąłem najgorszy komplement, jaki mogłem powiedzieć Tomowi. 
 -Ja? - zaśmiał się.
 -Tak, słodki. Mój słodki Tom - położyłem dłoń na jego policzku.
 -Nie podoba mi się to.
 -Ale co?
 -Mówisz na odwrót. To Ty jesteś słodki i jesteś tylko mój.
 -Twój? Twierdzisz, że jestem Twoją własnością?
 -Tak właśnie - powiedział i przeciągnął się - od zawsze byłeś mój. 
 -Nie oddasz mnie nikomu?
 -Nigdy!
 -Dobrze. Więc od dziś jestem tylko Twój - położyłem się, ale Tom niespodziewanie się podniósł i pochylił nade mną, całując namiętnie w usta - co robisz?
 -Całuję Cię.
 -Ale była umowa między nami, pamiętasz? Jesteśmy tylko braćmi - odsunąłem się od niego. Oparł ręce bo obu stronach moich ramion uniemożliwiając mi ucieczkę. 
 -To jasne, że jesteśmy i zawsze będziemy braćmi.
 -Ale bracia tego nie robią.
 -Zbyt bardzo tego pragniemy, żeby tego nie robić.
 -Skąd wiesz czego ja chcę?
 -Bo jakbyś nie chciał to byś nie prosił mnie dziś o...
 -Dobra, dobra - przerwałem mu - nie musisz tego mówić na głos - uśmiechnął się. 
 -Może teraz dokończę, chcesz?
 -Nie!
 -Nie?
 -Nie.
 -Okej - powiedział i wrócił do swojej dawnej pozycji, obok mnie. 
 -Jak to okej? - tym razem to ja się podniosłem - odpuściłeś tak po prostu?
 -Tak po prostu - wzruszył ramionami.
 -Ale jak to! Byłem pewien, że zaraz mnie tu zgwałcisz!
 -Ale jaki to ma sens, Bill? Jeżeli nie chcesz to nie będę Cię do niczego zmuszał. Jak będziesz na to gotowy to sam mi się nastawisz - powiedział i skrzyżował ręce pod głową. 
 -Ty świnio! - wkurwiłem się - mówisz o mnie jak o jakiejś dziwce! Poza tym utwierdzasz mnie coraz bardziej w przekonaniu, że Tobie zależy tylko na seksie, nie na mnie. Ty kretynie! - wstałem i zacząłem ubierać buty.
 -Gdzie idziesz?
 -Do Adama!
 -Zostań ze mną - jęknął, znudzony.
 -Mam Ci się nastawić? - popatrzyłem na niego morderczo.
 -Byłoby fajnie - puścił mi oczko. Co za debil!
 -Spierdalaj, gnido! I więcej mnie nie dotykaj - otworzyłem drzwi i stanąłem w progu.
 -Jeszcze dziś wieczorem będziesz błagał o to, żebym chociaż podotykał Cię trochę - trzasnąłem gwałtownie drzwiami, słysząc kroki matki na schodach.
 -Cicho, przecież mama tu jest debilu!
 -Niech słyszy. Myślisz, że pozwie nas do sądu za kazirodztwo?
 -Pewnie byłaby do tego zdolna, żeby się nas pozbyć...Zaraz, chwila, że co!? Jakie kazirodztwo, przecież jeszcze nic między nami nie zaszło. I nigdy nie zajdzie! Tym bardziej po tym co przed chwilą powiedziałeś, Ty draniu!
 -A jakbym mówił Ci miłe słówka to chciałbyś się ze mną kochać?
 -Jasne, że tak! - co ja pierdolę? - jesteś przystojny, umięśniony, seksowny i mnie podniecasz! Ale jesteś jedną wielką świnią i to niestety stanowi problem - za chwilę będę żałował, że to powiedziałem. 
 -Taki już jestem - powiedział obojętnie - nie możesz tego zaakceptować?
 -Nie. - powiedziałem na do widzenia i wyszedłem z naszego pokoju trzaskając drzwiami. 

Schodząc po schodach zaczęło kręcić mi się w głowie. Upadłem z kilku stopni na podłogę i mocno uderzyłem się w głowę. Obraz mi się rozmazał. Nade mną stała moja matka i Tom trzymający mnie za rękę. Słyszałem jakieś nieme krzyki przerażenia i paniki. 

 -Czy ja już umarłem? - wybełkotałem i uśmiechnąłem się. Oczy same mi się zamykały. 
 -Bill! Nie zasypiaj! - usłyszałem bardzo zmartwiony głos mojego brata. Musiałem być silny! Walcz. Walcz dla Toma!
Nie mogę... Poddałem się. Zamknąłem oczy i pogrążyłem się w bardzo głębokim śnie. Chyba umarłem.



By Tom                                         
Usłyszałem huk i wybiegłem z pokoju. 

 -Tom! - usłyszałem głos mastki na dole - chodź natychmiast! Bill spadł ze schodów! - krzyczała i płakała.
Zbiegłem ze schodów i zobaczyłem mojego brata leżącego na podłodze. Od razu do niego dopadłem i chwyciłem mocno jego dłoń.
 -Bill! Nie zasypiaj! - krzyczałem i gładziłem go po policzku. Byłem bardzo zdenerwowany i wystraszony. Na podłodze nagle pojawiła się czerwona, ciemna ciecz - on krwawi! Mamo, on krwawi! - wpadłem w panikę - przynieś jakiś bandaż, szybko! - mama podała mi w pośpiechu marny kawałek materiału. Popatrzyłem na nią.
 -Nie ma więcej!
 -Dzwoń po karetkę! - rozkazałem jej wściekły. Jednym ruchem zdjąłem koszulkę i podłożyłem mojemu bratu pod głowę. To jedyne co mogę zrobić bez bandaży, a teraz należy jedynie czekać na pogotowie. 
 -Już jadą - powiedziała przerażona i zakryła usta drżącą ręką.
 -Co się w ogóle stało? - wziąłem Billa na ręce i pytałem wciąż przerażony.
 -Szedł i nagle spadł ze schodów. Chyba się potknął.
 -No przecież nie zrzucił się z nich specjalnie - pokręciłem głową - kurwa! Jak on mocno krwawi!
 -Tom zrób coś!

Wybiegłem z Billem do ogrodu, kiedy właśnie przyjechała karetka. Wyjęli nosze i ułożyli na nich Billa. Pobiegłem do auta, ale przypomniało mi się, że przecież nic na sobie nie mam, prócz spodni. Sięgnąłem na tylne siedzenie po moją kurtkę, którą zapomniałem wcześniej zabrać i zapiąłem się zakrywając mój nagi tors. Jechałem za karetką i nagle przypomniała mi się moja matka. Odchyliłem głowę w bok upewniając się, że nie ma jej ze mną. W domu widziałem ją po raz ostatni, a gdy wybiegłem do ogrodu już jej nie było. Może wykorzysta sytuację i zamówi ślusarza, żebyśmy po powrocie ze szpitala nie mogli wejść do domu, naprawdę jest do tego zdolna. 

 -Czekam już ponad pół godziny. Co z Billem? - dopadłem do lekarza, gdy w końcu wyszedł z sali. 
 -Mam złe wiadomości - westchnął i zerknął na kartę pacjenta, którą trzymał w ręku.
 -No niech Pan wreszcie mówi! - serce wyskoczy mi zaraz z piersi. 
 -Bill nadal się nie wybudził - oznajmił - jest dalej nieprzytomny. 
 -Ale...Ale jak to? Kiedy się wybudzi?
 -W ciągu kilku dni powinien się wybudzić.
 -Powinien?
 -Pana brat mocno uderzył się w głowę, stracił dużo krwi. Przez kilka dni będzie nieprzytomny, ale później się obudzi i już nie będzie więcej problemów do zmartwień. Mieliśmy już dużo takich przypadków - uśmiechnął się sympatycznie i położył dłoń na moim ramieniu dając mi do zrozumienia, że właściwie to nie mam się czym martwić. 
 -Czy ja mogę do niego wejść i być przy nim?
 -Jasne, Bill będzie to czuł i słyszał. I na pewno, gdy się już obudzi będzie za to wdzięczny - powiedział, a ja zrozumiałem to trochę inaczej. Wyobraziłem sobie NAS, mnie i Billa razem. W niemoralnym, zakazanym związku kazirodczym.
 -Dziękuję Panu bardzo.
 -Nie ma sprawy. Zaraz pielęgniarka przyjdzie i poda Panu kawę. Co godzinę ktoś będzie zmieniał bandaż Billu i kontrolował jego stan.
 -Dziękuję - powiedziałem i ruszyłem do małego pomieszczenia w okropnych, białych barwach. Pokój był bardzo mały. Znajdowało się w nim tylko łóżko, telewizor wiszący na ścianie, dwa fotele, krzesło i jedna szafka stojąca obok łóżka. Wielkie okno na środku ściany wpuszczało do pomieszczenia rażące w oczy promienie słońca, więc wstałem i zasłoniłem je. Dopiero teraz przyjrzałem się uważnie mojemu bratu. Miał na głowie bandaż, był bardzo blady, siny i wychudzony. Przypominał teraz ludzką tragedię, bez dwóch zdań. Usiadłem na krześle przy Billu i nie odrywając od niego wzroku zadzwoniłem do Georga.
 -Siema! Co tam słychać?
 -Jestem w szpitalu z Billem. 
 -Co? Dlaczego? Co się stało?
 -Ta ciamajda spadła ze schodów - westchnąłem i popatrzyłem z pretensją na śpiącego Billa. Jak się obudzi to mnie pewnie zabije. 
 -Złamał coś sobie?
 -Jest nieprzytomny, wyobraź sobie. I będzie jeszcze przez kilka dni. 
 -No to przynajmniej będziesz miał chwilę spokoju - zaśmiał się, ale gdy zauważył, że milczę i mi nie jest do śmiechu od razu się zamknął.
 -To nie jest zabawne. 
 -Wiem - westchnął - próbuję Cię jakoś rozweselić, bo słyszę, że źle z Tobą. 
 -Mną się nie przejmuj, gorzej z Billem - chwyciłem dłoń mojego brata i zacząłem głaskać jej delikatną i miękką teksturę.
 -A lekarz mówił, że wszystko jest w porządku?
 -Tak. Mówił, że gdy się już obudzi to nie będzie więcej powodów do zmartwień. 
 -Dobra, będę za dziesięć minut - powiedział i rozłączył się, nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.  
Po paru minutach do sali wszedł nerwowy Georg i spojrzał na Billa. 
 -Czemu ma bandaż na głowie? - usiadł po drugiej stronie łóżka, naprzeciwko mnie.
 -Bo gdy już spadł z tych pierdolonych schodów, uderzył się mocno w głowę i stracił dużo krwi.
 -Nie było Cię z nim wtedy?
 -Byłem na górze. Trochę się posprzeczaliśmy i Bill wyszedł do tego całego Adama. Później usłyszałem huk i wrzask mojej matki. Wybiegłem i zobaczyłem go, leżał na podłodze i zasnął gdy do niego dopadłem. Powiedziałem starej, żeby podała mi bandaże, ale dała mi jakiś mały kawałeczek, którym nawet całego palca bym sobie nie owinął! Podłożyłem mu bluzkę pod głowę, ale to nie zatamowało krwawienia i od tamtej pory się jeszcze nie wybudził. Lekarz mówi, że potrwa to jeszcze kilka dni. 
 -Ja nie mogę! - położył czule dłoń na czole Billa - co za niezdara z tego naszego Billa. 
 -Lekarz mówił, że on wszystko słyszy. 
 -Niech słyszy. Słyszysz mnie Bill? - wrzasnął mu do ucha - jak się obudzisz to nieźle Ci wszyscy przypierdolimy! Lepiej pośpij sobie jeszcze trochę, żeby przygotować się psychicznie na niezłą bójkę! - zaśmiałem się. Georg zawsze żartował, nawet wtedy gdy wypadałoby zachować powagę. Zawsze był radosny i rozśmieszał ludzi dookoła. Ceniłem to w nim.     
 -Dzięki Georg, że przyjechałeś. Posiedź tu trochę ze mną, strasznie się nudzę i nie mam z kim pogadać.
 -Nie ma problemu. Ja tu mogę siedzieć z Wami przez cały dzień.
 -Dzięki - wziąłem lek uspokajający z szafki - to wiele dla mnie znaczy.
 -A o co znowu poszło? Ostatnio dość często się kłócicie.  
 -Wszystko przez ten mój niepotrzebny wyjazd - westchnąłem i połknąłem tabletkę.  
 -Dlaczego więc wyjechałeś? Musiało być bardzo źle. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się rozdzielaliście. 
 -Georg... - spuściłem wzrok - to już nieistotne. Było, minęło.
 -Jak to nieistotne? Jesteśmy przecież przyjaciółmi, prawda? - skrzyżował ramiona i przekrzywił głowę w bok. 
 -No tak, ale...
 -Więc powiedz mi. 
 -To nie takie proste.
 -Co nie jest takie proste?
 -Wszystko. Ta sytuacja i to, że muszę Ci to powiedzieć. 
 -Proszę Cię, przecież kłóciliście się już miliony razy. Nic mnie już nie zdziwi - przewrócił oczy.
 -Uznasz nas za dziwaków... chociaż nie. Dziwaki to mało powiedziane. Ty się możesz po tym od nas odwrócić! - Georg popatrzył na mnie z politowaniem i westchnął.
 -Żartujesz? I tak uważam Was za dziwaków - uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu - gadaj, Tom. Jakoś to przeżyję. 
 -O Boże... - przetarłem twarz dłońmi - pamiętasz naszą kłótnię po jednym z koncertów?
 -Była ich masa, Tom.
 -Nie komplikuj! - zmarszczyłem brwi - to naprawdę trudne! To był nasz ostatni koncert dotychczas i po nim wszyscy się pokłóciliśmy na jakiś czas, pamiętasz? Bill się obraził i takie tam. 
 -Tak, pamiętam. Wtedy Bill wybiegł z busa i Ty pobiegłeś za nim i wróciliście jacyś...dziwni. Niby źli i obrażeni na siebie, ale trzymałeś go za rękę, a później Bill płakał po drodze. 
 -Tak, o tym dniu mówię.
 -I co w związku z tym?
 -W ten dzień uznałem Billa za kompletnego wariata i kłamcę.
 -A to coś nowego?
 -Tak! Mógłbyś zachować powagę na chociażby chwilę!
 -Wybacz - wystawił ręce w obronnym geście - kontynuuj, proszę - powiedział próbując zachować powagę i założył nogę na nogę. 
 -W ten dzień Bill powiedział mi, że mnie kocha - popatrzyłem na Georga ciekawy i obawiający się jego reakcji, ale siedział spokojnie i nic nie mówił - nie jak brata - tym razem uważnie mi się przyjrzał mrużąc lekko oczy.
 -I wyjechałeś, żeby wszystko przemyśleć, bo myślałeś, że Bill oszalał i jak wrócisz to wszystko wróci do normy, ale potem zrozumiałeś, że też coś do niego czujesz, więc wróciłeś, ale Bill przez ten czas zdążył poznać Adama, tak? - chwilę siedziałem w bezruchu i nie byłem w stanie wydobyć z siebie żadnego słowa. Zamrugałem kilka razy i w końcu się odezwałem. 
 -Dokładnie tak. Skąd Ty to... - uniósł ręce, żebym milczał.
 -Tom... znamy się od dziecka. Zawsze podejrzewałem Was o to. Nawet sposób w jaki patrzycie na siebie Was zdradza.
 -I Ty to akceptujesz? - zapytałem pełny podziwu - byłem pewien, że przywalisz mi teraz w twarz i wyzwiesz od najgorszych świń.
 -Przyznaję, że jest to dla mnie szokiem i być może, gdybym nie zauważył tego wcześniej to potrzebowałbym trochę czasu na zaakceptowanie tego. Czekałem tylko, aż się przyznacie. Zdaję sobie sprawę, że musiało być to bardzo trudne. 
 -A...Gustav wie?
 -Nie wiem. Pewnie też coś zauważył. Każdy widzi, że czujecie coś więcej do siebie. 
 -Jak to każdy?
 -Nigdy nie widziałeś filmików naszych fanów w internecie? Pełno jest przeróbek Waszych zdjęć i filmików, które wskazują na Waszą SILNĄ więź. 
 -Skąd Ty o tym wiesz?
 -Ja w przeciwieństwie do Ciebie interesuję się tym, co fani piszą o nas, ale wiesz co w tym wszystkim jest najdziwniejsze? Fanom się to podoba.
 -Skąd Ty do cholery wiesz takie rzeczy? Oglądałeś to?
 -Nie! Myślisz, że naprawdę nie mam nic lepszego do roboty, niż oglądanie takich chorych rzeczy?
 -Gustav widział te filmiki?
 -Właściwie to on znalazł taki artykuł o Was całkiem przypadkiem.
 -I nic nie podejrzewał?
 -Nie, po prostu uznał to za świństwo ze strony pisarza. Nawet Wam o tym nie powiedział, bo nie chciał Was wkurzyć.
 -Czyli on to może odebrać trochę gorzej - westchnąłem. 
 -Ja mogę z nim porozmawiać, jeśli chcesz. 
 -Nie, sam mu powiem, ale... jak będzie na to odpowiedni czas - pokiwał głową. 
 -Czyli muszę przygotować się na to, że gdy Bill się obudzi i wszystko wróci do normy, no prawie wszystko, to będziecie razem? 
 -Odkąd wyjechałem to Bill zmienił się. Naprawdę staram się o niego, ale on trzyma się tego całego Adama i przede wszystkim moralności. 
 -Naprawdę? I chcesz mi teraz wmówić, że odkąd wróciłeś nic nie zaszło między Wami? - popatrzył na mnie uważnie.
 -Tego nie powiedziałem... - spuściłem głowę. Tak, właśnie w tym momencie przyznałem się do świntuszenia z własnym bratem. Świetnie. 
 -Wiesz co bym zrobił na Twoim miejscu? - popatrzyłem na niego - wiesz gdzie mieszka ten cały Adam, prawda?
 -Zaraz obok nas, a co? - zmarszczyłem brwi. 
 -Pojedziesz do niego.
 -Zwariowałeś? A co ja mu powiem?
 -Po prostu z nim porozmawiasz i przy okazji dowiesz się trochę więcej o nim. Nie znam go, ale od początku wydawał mi się jakiś podejrzany. Przecież odkąd Bill zaczął się z nim spotykać to zaczął ćpać. Ja na Twoim miejscu zrobiłbym to już bardzo dawno temu. I poszedłbym do niego z pretensją i gołymi pięściami, a nie porozmawiać - zamyśliłem się na chwilę - Tom! Co się z Tobą dzieje? Zawsze wystarczyło, żeby ktoś krzywo spojrzał na Billa to od razu miał u Ciebie nagrabione, a teraz? Dlaczego tego nie zrobisz?
 -A może Adam wcale nie ma nic wspólnego z narkotykami i wyjdę na kretyna, wpadając mu na chatę z pięściami. Może to całkiem sympatyczny, zwyczajny chłopak kochający Billa.
 -Ochujałeś już do końca, Tom? Gdzie się podziała Twoja podejrzliwość i zazdrość?
 -Poszła się jebać. 
 -Chyba razem z Twoją inteligencją. Jakby nie był podejrzany o Bill już dawno by Ci go przedstawił. 
 -Nie rozumiesz, że Bill nie chce mnie znać, odkąd wyjechałem?
 -A nie pomyślałeś durniu, że może on chce, żebyś się o niego starał? Wiesz jaki jest Bill, trzeba go zawsze przepraszać kilka razy. Znając Ciebie pewnie zdążyłeś mu już nagadać świństwa - zaczynałem się bać Georga, bo dosłownie czytał mi w myślach. Przez takie jedno świństwo Bill właśnie wylądował w szpitalu - postaraj się o niego. Od kiedy Tom Kaulitz odpuszcza? - walnął mnie pięścią w ramię jednocześnie motywując do działania - a ten Adam może być równie dobrze tylko przyjacielem lub znajomym i Bill chce wzbudzić w Tobie zazdrość. 
 -To w jego stylu.
 -Wiem. A jeżeli chcesz to mogę pojechać z Tobą do niego.
 -Na razie zajmę się Billem. Gdy już się wybudzi zajmę się resztą spraw. 
 -No dobrze - westchnął - zawsze możesz na mnie liczyć. 
 -Dzięki, Georg. Nawet nie wiesz jak bardzo bałem się tej rozmowy. 
 -Myślałeś, że Was nie zaakceptuję?
 -Tego się właśnie obawiałem - westchnąłem - nie jesteś zły?
 -Byłbym, gdybym nie próbował postawić się w Twojej sytuacji. To naprawdę niespotykane... zjawisko. Ale masz szczęście, że podejrzewałem coś wcześniej i mogłem się na to powiedzmy, bardziej przygotować. 
 -Ale szczęściarz ze mnie - zakpiłem sobie.
 -Uwierz Tom, że lepiej dla Ciebie.
 -Dlaczego to mi miałoby się oberwać, a nie jemu?
 -Bo on jest taki kochany, niewinny i delikatny - popatrzeliśmy na Billa jednocześnie - i muchy by nie skrzywdził!
 -A ze mnie robisz potwora! - skrzyżowałem ręce na piersi.
 -A masz coś na swoje usprawiedliwienie? - zamrugałem kilka razy z niedowierzania.
 -Miłość? Takie uczucie. Nie wiem, czy wiesz coś na ten temat.
 -A co mu powiedziałeś, skoro tak bardzo się wkurzył, że aż wyjebał się na schodach? - przez chwilę patrzyłem w milczeniu na Georga. Rzeczywiście w tym momencie byłem przegrany, ponieważ nie miałem nic na swoje usprawiedliwienie. To była moja wina, ale bałem się do tego przyznać - widzisz Tom. I tu jest powód, dlaczego Bill nie chcę się do Ciebie zbliżyć - sam nie wiem dlaczego, ale wszędzie słyszałem dwuznaczne słówka, które wcale takimi nie miały być. To tylko moja wyobraźnia. Westchnąłem ciężko nie słuchając dalej Georga.
 -A fani? - zapytał nagle, ściągając mnie z powrotem na ziemię.
 -Co z nimi? - zapytałem marszcząc czoło.
 -Lubią to.
 -Ale co lubią?
 -Was. Ciebie i Billa razem.
 -Ale są też przeciwnicy tego. Zdajesz sobie sprawę, że gdybyśmy się przyznali to połowa fanów by od nas odeszła?
 -Ale za to ci prawdziwi by zostali.
 -Pojebało Cię? Nie będziemy nikogo w to wciągać, bo zrobią z nas nie wiadomo kogo. Wystarczy już, że Ty wiesz i niedługo Gustav też się dowie.
 -Chcesz nadal udawać, że nic do siebie nie czujecie?
 -Nie ma innego wyjścia - westchnąłem - ale co za różnica, czy zostanie to pomiędzy nami czy cały świat się o tym dowie? Nie to się przecież liczy.
 -Tak, ale zdaję sobie sprawę, jak trudno jest coś ukrywać. Fani i media i tak już podejrzewają wiele rzeczy.
 -Ale nigdy nie będą mieli stuprocentowej pewności, że mieli rację. Nie ma wyjścia, Geo. Tak musi pozostać.
 -To Twoja decyzja. Zrobicie jak uważacie.
 -Jakoś dziwnie rozmawia mi się o tym bez udziału Billa. Przecież jego zdanie też jest ważne. Z Gustavem pogadamy we dwójkę - powiedziałem - Georg? Spieszy Ci się gdzieś?
 -Nie, a niby dlaczego?
 -Jeśli to nie problem to zostań tu. Proszę.
 -Żaden problem stary! Dopóki nie każesz mi wyjść nigdzie się stąd nie ruszam.

I tak przez kolejne kilka godzin rozmawiałem z Geo o wszystkim. Opowiedziałem mu większość ze szczegółami i zacząłem się zastanawiać, czy może nie lepiej byłoby trzymać język za zębami. Trudno. Już wiedział wszystko.
Co jakiś czas lekarz przychodził sprawdzić stan Billa i nie obyło się bez wielu pytań rzucanych przeze mnie. Doktor stwierdził, że z moim bratem jest coraz lepiej i mówił, że nie ma powodów do zmartwień. A co mnie to obchodzi? I tak będę się martwił!
Wieczorem jakaś sympatyczna pielęgniarka zaproponowała, nakazała wręcz! żebym pojechał do domu, trochę odpoczął i wrócił jutro rano.

 -Wygląda pan na bardzo przemęczonego. Proszę jechać do domu, a my odpowiednio zaopiekujemy się Billem.
 -Nie trzeba, dziękuję.
 -Na pewno? Nie ma nikogo, kto mógłby zostać tutaj zamiast pana chociaż na kilka godzin?
 -Ja jestem - wtrącił Georg
 -Nawet na to nie licz. Ja muszę tu być i nie ma innej opcji - złożyłem ręce na piersi, jak małe dziecko i uniosłem głowę do góry mrużąc lekko oczy.
 -Ale przecież lekarz powiedział, że Bill obudzi się dopiero jutro, a jak coś to zadzwonię do Ciebie, przecież masz blisko - nalegał - chociaż prześpij parę godzin i wróć tu, dobrze?
 -Nie. Ma. Mowy. - Geo spojrzał na pielęgniarkę zrezygnowany i oboje westchnęli głęboko.
 -Posłuchaj no, przemądrzały dredziarzu! Pojedziesz ładnie do domu, zjesz coś, weźmiesz gorącą kąpiel, prześpisz się i wrócisz tu, zrozumiałeś?
 -Dobra - powiedziałem. Co jak co, ale z wkurwionym Georgiem na pewno nie wygram - ale jak coś to dzwoń i jestem tu w pięć minut!
 -No nareszcie! - Georg przybił piątkę z dziewczyną. Wyglądało to co najmniej dziwnie, ale w końcu co ja tam wiem.
 -Jestem tu z powrotem za godzinę.

Wyszedłem z sali nie biorąc ze sobą żadnych rzeczy, oprócz kluczy do samochodu i kupiłem po drodze kawę w automacie, która trochę postawiła mnie na nogi. Nagle przypomniała mi się Simone. Tak parszywa idiotka nawet do mnie nie zadzwoniła, żeby dowiedzieć się co z Billem. Nawet nie chciało jej się ruszyć tyłka, żeby przyjść do nas, czy cokolwiek. Moje przypuszczenia o zmianie zamku w drzwiach mogły okazać się prawdą. Ale wtedy, przysięgam zatłukę ją. Wsadziłem klucz do zamka i trochę niepewnie go przekręciłem. Otwarte. To może nie zastanę tam już moich rzeczy? Wszedłem powoli oczekując ataku lub mojej matki z paralizatorem w ręku. Co za dom. Ale nie, było pusto, ciemno i spokojnie, mało tego, zniknęły buty i kurtka Simone. Ponownie zostawiła mnie w trudnej sytuacji już po raz setny i nawet nie było mi przykro. Jedyne co teraz czułem to gniew i nienawiść do własnej matki. Wchodząc do salonu i zostawiając klucze na stole zauważyłem na nim małą karteczkę. Wziąłem ją do ręki i zacząłem czytać małe, niezgrabne literki.

"Nagła sytuacja zmusiła mnie wrócić z powrotem do pracy. Powodzenia z Billem, napisz później jak się czuje.
Ps Dziękuję za nocleg i oczywiście za pieniądze"

Przeczytanie tego sprawiło, że o mało nie rąbnąłem na zawał. Jakie pieniądze do jasnej cholery!?
Pobiegłem prędko do szafki w kuchni, gdzie trzymaliśmy słój z częścią pieniędzy. Pusty. Sprawdziłem nasze wspólne konto z Billem i została na nim tylko niewielka suma. Nie mogłem w to uwierzyć, ona nas okradła! Przecież ma tą swoją pracę, dlaczego to zrobiła? To były moje i Billa oszczędności uzbierane przez prawie całą muzyczną karierę, dzięki Tokio Hotel. Ona nie miała prawa nawet ruszać tych pieniędzy!  
W przypływie emocji kopnąłem stół i po chwili zacząłem odczuwać kurewski, pulsujący ból. Zacząłem macać się nerwowo po spodniach szukając komórki i dopiero później zorientowałem się, że zostawiłem ją w szpitalu. Zajebiście. Chciałem zadzwonić do niej, a później do Georga. I jedno było pewne, nie odpuszczę jej tego. Znajdę ją i dam jej porządną nauczkę. Jeżeli Bill mi w tym nie pomoże to zrobię to sam. Z resztą, byłem pewien, że jak się dowie to dostanie porządnej kurwicy i na razie wolałem milczeć, żeby doszedł do siebie i przyjął to najspokojniej jak to tylko możliwe, albo prędzej sam się dowie, a wtedy będzie bardzo źle nie tylko z Simone, ale również ze mną.
Wcześniej planowałem zjeść coś, bo od rana burczało mi w brzuchu, ale w przypływie stresu i kurwicy, całkiem ode chciało mi się jeść i było mi niedobrze. Przekąsiłem tylko jakiegoś marnego batonika, wypiłem dwie kawy i wróciłem do szpitala trochę bardziej opanowany. A przynajmniej z pozoru, bo w tym momencie byłem tykającą bombą i jeżeli ktoś mnie wkurzy to źle się to skończy dla niego i całego otoczenia.


Znowu to samo, z każdej strony biały, obrzydliwy kolor i charakterystyczny zapach szpitala. Sam nie wiedziałem dlaczego, ale zaczynało mnie to powoli irytować i przytłaczać. Wszędzie rozbiegani, niemili lekarze i młode, na pozór sympatyczne i spokojne pielęgniarki. To znaczy, niektóre rzeczywiście takie były, zależy, na którą się trafiło, ponieważ niektóre naprawdę starały się być pomocne również prywatnie i zwykła rozmowa starała się rozwiązać problemy, albo chociaż ich część. Wszedłem do sali i od razu zauważyłem Georga rozłożonego na fotelu z głową przechyloną do tyłu i bardzo głośno chrapiącego.

 -No ładnie - zaśmiałem się pod nosem. Nie chciałem go obudzić, więc w tym celu powiedziałem to bardzo cicho i ledwo można było mnie usłyszeć, ale on i tak podskoczył nerwowo i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.
 -Co się dzieje? - powiedział, spojrzał na mnie zaspanymi oczami i ziewnął - o, cześć Tom!
 -Brałeś coś?
 -Co Ty gadasz! - machnął ręką.
 -Poważnie pytam.
 -Aha, nie musisz robić ze mnie aż takiego alkoholika - spojrzał na mnie z ukosa.
 -Ja tu nie mówię o alkoholu - powiedziałem i obaj zaczęliśmy się śmiać. Po chwili moja mina znów spoważniała i uśmiech, który do tej pory gościł na mojej twarzy nagle się rozpłynął.  
 -Co Ty, ducha zobaczyłeś?
 -Moja matka nas okradła - oznajmiłem.
 -Że co? - zmarszczył brwi.
 -Nasze konto jest puste.
 -A to, co trzymaliście w słoiku w szafce?
 -Nic tam nie ma.
 -Co!? Ale jak to?
 -Wróciłem do domu i tam na stole leżała karteczka...
 -I co na niej pisało? 
 -Daj mi dokończyć! - podniosłem rękę, żeby milczał - napisała, że życzy mi powodzenia z Billem i dziękuje za nocleg i pieniądze.
 -Ja nie mogę! I wyjechała tak po prostu?
 -Tak po prostu.
 -Nie wierzę, że jesteś taki spokojny.
 -Rozwaliłem stół kopniakiem.
 -Bill dostanie szału, jak mu o tym powiesz.
 -Dlatego nie dowie się od razu.
 -Chcesz go oszukiwać?
 -Nie, przecież sam zauważy, że na koncie nie ma kasy kupując te swoje rockowe fatałaszki. Ale nie dopuszczę do tego. To ja mu powiem, ale nie od razu.
 -Gdzie jest teraz Wasza mama?
 -Nie wiem - prychnąłem - chyba w pracy, ale nie mam zielonego pojęcia, gdzie się znajduje - zaśmiałem się jak głupi.
 -Tom...
 -Zawsze czuliśmy się inni. Dawno temu problemy innych dzieciaków dotyczyły zdążenia na czas na wieczorynkę. Ja już w tak młodym wieku bałem się, że nie będzie co włożyć do garnka. Było mi naprawdę ciężko uspokoić Billa i przekonać, że jest okej, że jestem z nim i go nie opuszczę, jak Simone. Nie dość, że nigdy dla nas nic nie zrobiła, to jeszcze nas okradła. Ta kobieta nie ma wstępu do naszego domu i jeżeli tylko ją jeszcze kiedyś spotkam to nogi z tyłka powyrywam!
 -Rany, nie wiem, jak Cię pocieszyć. Jestem kompletnie słaby w pocieszaniu, więc powiem tylko, że tak bywa i ciesz się, że masz Billa, Gustava i mnie.
 -Georg - przetarłem rękoma twarz - ta lafirynda zostawiła na naszym koncie tylko pięć tysięcy.
 -To nie aż tak źle, jak myślałem. Chyba na początek Wam starczy, prawda? Później coś się wymyśli, nie martw się. Jednak pomyślała trochę o Was i o tym, że dochody ze sprzedaży płyt i innych gadżetów wciąż do nas trafiają, więc jakoś sobie poradzimy, bo nie wierzę, że w tydzień wydasz tą całą sumę. A jeśli Wam czegoś zabraknie, to zawsze możecie na nas liczyć, okej? - westchnąłem głęboko i spuszczając wzrok kiwnąłem głową.
 -Czasem wpierdolenie sobie kulki w łeb wydaje mi się łatwiejsze - mruknąłem - ale Bill... nie poradziłby sobie.
 -On widzi w Tobie nie tylko brata, ale również bardzo silnego człowieka - popatrzyłem na Billa, a po chwili oczy zaczęły mnie szczypać od łez - pokaż mu, że dasz radę, razem dacie. Nie załamuj się i nie zawiedź braciszka.
 -Kurwa - parsknąłem śmiechem, a jednocześnie parę łez spłynęło po moich policzkach - cieszę się, że Ciebie mam, naprawdę. Mimo tego, co mówisz pocieszasz jak nikt inny. Masz rację, muszę docenić Was, moich przyjaciół. W życiu zawsze trafi się ktoś, kto potrafi tylko krzywdzić. W naszym przypadku jest to Simone, ale pozostaje mi tylko cieszyć się, że jest z daleka ode mnie i najprawdopodobniej już nigdy nie wróci - teraz to już konkretnie płakałem i nawet tego nie ukrywałem, nie muszę przecież wstydzić się moich emocji, czy uczyć. Rzuciłem się w ramiona przyjacielowi i po raz setny podziękowałem mu, że jest tutaj ze mną.



Około trzeciej w nocy podczas naszej pogawędki z Georgiem, która według mnie trwała wieczność, nalegał on co najmniej dziesięć razy, abym pojechał do domu na co najmniej dwie godziny, ale kłóciłem się aż do teraz. Stres, związany z Billem, z moją matką i pieniędzmi, które straciliśmy w jeden dzień zrobił swoje, byłem wykończony. Niestety fotele w szpitalu były cholernie twarde i niewygodne, więc w końcu się zgodziłem. Pojadę do domu, wykąpię się, najem, zrobię piętnastominutową drzemkę  wrócę tutaj, a to wszystko wykonam w zaledwie godzinę.

 -Wrócę tu po Ciebie Billy, obiecuję - pocałowałem go w usta i pogładziłem po policzku, dostrzegając zmieszanie na twarzy Georga. Odwrócił głowę i zacisnął powieki, dając nam chwilę intymności.


Byłem już na miejscu. Wysiadłem z samochodu i trochę zmieszałem się dźwiękiem dochodzącym zza krzaków. Spokojnie, to tylko halucynacje - wmawiałem sobie. Właściwie byłem przekonany, że to wszystko to skutek niewyspania i wszystko mi się wydaje. Jednak przekręcając klamkę od moich drzwi i dostrzegając postać w odbiciu okna uświadomiłem sobie, że nie jestem tutaj sam. Na chwilę znieruchomiałem, po to, aby za chwilę odwrócić się i przyłożyć pięścią intruzowi. Walnąłem go, odczuwając cholerny ból ręki, ale nie przejąłem się tym. On prawie nie drgnął i w tym momencie spostrzegłem, że jest dwa razy większy ode mnie. Przestraszyłem się, a on po prostu stał i mnie nie atakował. Stał w mroku, owinięty kapturem, więc nie mogłem zobaczyć jego twarzy. Kopnąłem go w brzuch, odpychając od siebie jednocześnie. Później spostrzegłem za nim więcej facetów i wiedziałem już, że jestem na straconej pozycji. Pierwszy mężczyzna, największy zaczął się do mnie powoli przybliżać. Cofnąłem się, ale poczułam za plecami drzwi i mocno o nie uderzyłem. Z tyłu próbowałem drżącą ręką otworzyć drzwi, ale on zaczął odchodzić coraz bliżej. W świetle uliczne latarni dostrzegłem strzykawkę, a za chwilę wbił mi ją mocno w ramię. Poczułem mocne ukłucie, a następnie porządny kopniak w brzuch i w twarz i padając na ziemię po prostu odleciałem.


C.D.N.

2 komentarze:

  1. Hejka :) świetny rozdział będę czekać na następne ale czemu nie można zobaczyć poprzednich rozdziałów?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń